piątek, 25 kwietnia 2014

Info

Nadchodzą dla mnie na prawdę ciężkie dni. Zresztą ostatni czas jest na prawdę wymagający, ponieważ zaraz piszę maturę. W związku z tym przez najbliższe 2-3 tygodnie, może nawet miesiąc, nie będę dodawała nowych rozdziałów. Mimo szczerych chęci nie mam czasu na napisanie czegoś sensownego; jeżeli ktoś z was również w maju przystępuje do egzaminów, doskonale mnie rozumie. Jeżeli nie, uwierzcie, każda chwila jest cenna na naukę, jeśli poważnie myślicie o osiągnięciu jak najlepszych wyników. Wiadomości ta jest skierowana do osób, które czasem czytają moje opowiadanie, a wiem, że takowe są, gdyż wyświetlenia rosną. Tuż po maturze na pewno częstotliwość dodawania nowych postów wzrośnie, jeśli tylko będę miała namacalny dowód na to, że ktoś to czyta i się podoba :) Zatem przepraszam i mam nadzieję, że "do zobaczenia" niebawem :)

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 18

Tydzień czasu zajęło mi zbieranie się w sobie, aby w końcu przeprosić Marco. Przemyślałam sobie to wszystko i idąc za radą Magdy postanowiłam, że powinnam to zrobić. Nie chcę, aby miał mnie za rozwydrzoną nastolatkę, która obraża się za byle co, bo na dzień dzisiejszy tak to właśnie wygląda. Najpierw jednak musiałam posprzątać co nieco, gdyż trochę się ostatnio zaniedbałam w swoich obowiązkach. Sprzątając, zauważyłam pana Edmunda ubierającego kurtkę, więc spytałam:
- Wychodzi pan? Jest zimno.
- A wyjdę na spacer, nie chce ciągle siedzieć w domu. A pogoda wcale nie jest taka straszna. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Niech Pan tylko uważa na siebie, jak coś to jestem pod telefonem. W razie czego proszę dzwonić.
- Oczywiście, wrócę niedługo. - odpowiedział i wyszedł. Korzystając z okazji, idę i ja. Tylko nie na przyjemny spacerek, a stresujące mnie spotkanie. Z Marco. Ubrałam się ciepło, gdyż za oknem spadł już pierwszy śnieg i wyszłam czym prędzej zanim zdążyłabym zmienić zdanie. "Oby go nie było w domu, oby go nie było w domu..." - powtarzałam sobie w duchu, mając nadzieję, że uniknę spotkania. Nadzieja nie opuszczała mnie do samego końca, nawet kiedy stałam już przed jego drzwiami i naciskałam guzik od dzwonka. Te kilkanaście sekund oczekiwania były chyba najgorsze w moim życiu, jednak ku memu rosnącemu zadowoleniu, nikt drzwi nie otwierał. Odetchnęłam z ulgą... jednak nie na długo. Kiedy już chciałam wracać, usłyszałam otwierające się drzwi i przede mną stał już Reus. Wyglądał nieziemsko, jak zawsze zresztą...
- O..Iga. Hej, wejdź bo strasznie zimno. - powiedział.
- Cześć Marco, ja tylko na chwilę. Chciałabym ci coś powiedzieć. - odpowiedziałam. Piłkarz ruszył głową na znak, abym mówiła dalej. - Tak na prawdę to chciałabym cię przeprosić za moje zachowanie.Wiem, że głupio to wygląda, bo ciągle się tylko kłócimy i przepraszamy, mam nadzieję, że więcej tak nie będzie.
- Spoko, ja już w zasadzie zapomniałem o całej sprawie. No i faktycznie, początek znajomości mamy dosyć... bojowy.
- Dokładnie. A co do tego co mówiłam... nie powinnam tak na ciebie naskakiwać, masz prawo robić i mówić co chcesz, nic mi do tego. Po prostu nie lubię, gdy ktoś mnie okłamuje w tych...sprawach. - zaczęłam plątać się w tym co mówię, nie wiedziałam jak ująć w słowa fakt, że zabolało mnie, kiedy mówił, że mu na mnie zależy, a robił na odwrót. Nie chciałam być zbyt dosłowna, gdyż niestety prawdą jest, że nie lubię mówić o uczuciach..
- Nie kłamałem, jeśli mówimy teraz o tym samym. - odpowiedział, ale niczego nie mogłam wyczytać  z jego twarzy. Była jakby pozbawiona wszelkich emocji... Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, nastała niezręczna cisza, którą przerwał czyjś głos:
- Kochanie, kto przyszedł? - w tym samym momencie odwróciliśmy głowy w kierunku nadchodzącego dźwięku i zobaczyłam Caro, owiniętą samym ręcznikiem. Czyli jednak są razem...  miałam rację... Coś mnie zakuło na ten widok... zazdrość? Może, sama nie wiem.
- O Iga, tak? Byłaś z nami w clubie. - powiedziała radosnym głosem. Mnie już tak do śmiechu nie było...
- Tak, to ja. Cześć. Będę się już zbierać, narazie. - pożegnałam się i czym prędzej chciałam  stamtąd wyjść, nie patrzeć na niego ani na nią. Nie czekając na odpowiedż wyszłam, i nie wiem dlaczego ale kroki pokierowałam do Marcela. Musiałam się wygadać, a on z wyjątkiem Cathy był mi najbliższą osobą. Nie czekając aż mi otworzy weszłam i wypaliłam:
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że oni są razem?!
- Yyy..no cześć przede wszystkim. Również miło mi cię widzieć. - odpowiedział  ironicznie.
- Marcel... - posłałam mu wymowne spojrzenie.
-  No dobra. O kim mówisz?
- Jak to o kim? O Reusie i Caro, dlaczego mi nie powiedziałeś, że są razem?
- Myślałem, że już wiesz. - odparł spokojnie.
- Nie wiedziałam. I właśnie zrobiłam z siebie kretynkę.
- A co zrobiłaś i co ma do tego Marco?
- Przeprosiłam go za coś, co było prawdą. - zaczął mnie denerwować tym stoickim spokojem, mógł by wyrazić chociaż jakieś zainteresowanie a on nic.
- To chyba dobrze, że go przeprosiłaś. Mówił mi, że o coś tam się na niego obraziłaś.
- Dobra, nie będę ci tego tłumaczyć bo ty nic nie rozumiesz.
- Bo ja kobiet nigdy nie zrozumiem... - odparł teatralnie przewracając oczami, jak tylko on potrafi. Po chwili dodał już na poważnie - Ale co jest złego w tym, że Marco jest z Caro? Cały czas mi powtarzałaś, że nic do niego nie czujesz ani nic z tych rzeczy, więc myślałem, że nie będzie cię to obchodziło nawet. Czy może jednak się mylę?
- Eee... nie mylisz się. Jest i będzie tak jak mówiłam. - odpowiedziałam. "Oszukuję samą siebie, cholernie mnie to obchodzi.... " - pomyślałam. Chyba w końcu się do tego przyznałam przed samą sobą... zależy mi na Marco i pojęłam to dopiero wtedy, kiedy jest już za późno. Cóż, to nie pierwszy facet na tej ziemi i nie ostatni. Może kiedyś i do mnie zapuka szczęście...
- A jakie plany na święta? - wyrwał mnie z zamyśleń Marcel.
- Na pewno wracam do Polski a co dalej, nie mam pojęcia.
- A masz zamiar jeszcze wracać?
- Na pewno, ale raczej nie na długo.
- Będzie smutno jak wyjedziesz... kogo ja będę ratował przed spotkaniem z podłogą po alkoholu.. - zaśmiał się.
- Ejj... to był jeden jedyny raz, nie musisz mi tego ciągle wypominać. - udałam obrażoną, jednak nie na długo, bo podszedł i mnie przytulił.
- Dobra koniec tego dobrego, wracam bo mam jeszcze trochę pracy. - oswobodziłam się z objęcia i ruszyłam w stronę drzwi.
- O zapomniałbym. - krzyknął Marcel - przed świętami robimy taką małą wigilię dla znajomych, zanim się wszyscy rozjadą. Jeśli nie przyjdziesz po dobroci, zaciągnę cię siłą.
- Jaasne. - zaczęłam się śmiać. - Jeszcze jest czas, więc się zastanowię. Pa.
   W drodze do domu zobaczyłam wychodzącą Caro z domu Reusa. Oczywiście... widok ich całujących baaardzo poprawił mi humor. Pora pogodzić się z tym widokiem, który będzie mnie nękał przez najbliższy czas...


________________________________

Rzeczywistość trochę pokryła mi się z opowiadaniem.  Napisałam to zanim się okazało, że Marco Reus ponownie spotyka się z Caro :)