Pakowanie zajęło mi niemal cały poranek. Nie jechałam na długo, ale po zabraniu zaledwie tylko tych "najpotrzebniejszych" rzeczy walizka ledwie się domykała. Zresztą, wracałam przecież do domu, w którym zostało trochę moich ubrań, niewiele co prawda, ale zostało. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, aby mieć pewność, że wszystko co potrzebne zostało spakowane, przede wszystkim prezenty dla bliskich. Zbyt dużo czasu spędziłam w sklepach na ich poszukiwaniu, abym mogła teraz o nich zapomnieć. Spojrzałam na zegarek, wskazywał on 10.20, czyli do samolotu pozostały mi jeszcze dwie godziny. "Jeszcze skoczę na chwilę do Marcela i do domu", pomyślałam na prawdę szczęśliwa. Bardzo tęskniłam za rodziną, a niedługo będę ich mogła w końcu uściskać, porozmawiać. Rozmowa telefoniczna czy Skype, jakby nie było, mi tego nie zastąpi.
Po kilku minutach już stałam pod drzwiami przyjaciela. W całym tym rozgardiaszu pakowania kompletnie zapomniałam, że miał tam być też Marco. Na samą myśl mój puls przyspieszył.
- Cześć. - przywitałam się po wejściu. - Zgodnie z obietnicą przyszłam się pożegnać, za niedługo mam samolot.
- No hej. - odpowiedział zaspany Marcel. Dopiero po chwili zorientowałam się w jakim stanie był jego dom. Po podłodze walające się plastikowe kubki a w nich resztki jedzenia, plamy po napojach na stole i co najdziwniejsze - telewizor "ubrany" w lampki choinkowe i balony.
- Sorry na bałagan... Sam nie mam pojęcia jak to się stało. - powiedział wskazując na telewizor. - A jakby tego było mało to na obiad mama się zapowiedziała, gdyby zobaczyła co ja wyrabiam w post to prawdopodobnie święta spędziłbym w jadłodajni dla bezdomnych.
-No niezły syf. - powiedziałam dosadnie rozglądając się. Szczerze powiedziawszy to na prawdę było jedyne słowo jakie przychodziło mi do głowy, aby móc w pełni opisać obecny stan jego mieszkania. - Niestety bardzo mi przykro, nie pomogę ci w sprzątaniu bo za chwilę muszę jechać na lotnisko.
- Spoko, jakoś dam sobie radę. Odwieźć cię na samolot?
- Nie, nie. Zaraz taksówka przyjedzie. A ogólnie jak impreza? Chyba udana. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Damskie zgony przebiły twój ostatni. W szczególności Caro, nawet nie mam pojęcia kim była dziewczyna z która się bawiła . Marco niósł ją do domu i mogę się założyć, że zasnęła w takiej pozycji w jakiej on ją zostawił, nawet gdyby to było w wannie czy na sedesie. - relacjonował Marcel jednocześnie zbierając plastikowe kubki do worka. Już chciałam pytać, gdzie jest Marco, kiedy uprzedził mnie tą wiadomością mój przyjaciel.
- Zapomniałem ci powiedzieć. Reusik kazał przeprosić, że nie może się osobiście pojawić i godnie cię pożegnać, gdyż jego ukochana potrzebuje dzisiaj całodobowej opieki. - przewrócił teatralnie oczami. - No, bo coś tam wspominał, że się dogadaliście, że wpadnie tu na jakieś buzi buzi czy coś tam.
- No bardzo śmieszne. - popatrzyłam na niego z politowaniem. - Dobra, na mnie pora. Wesołych Świąt i powodzenia w konfrontacji z mamą gdybyś jednak tego nie ogarnął.
Wyściskaliśmy się jak na przyjaciół przystało i już po jakimś czasie byłam w drodze do domu, do Polski.
* * *
Jak to się mówi: święta, święta i po świętach. Leżałyśmy właśnie z Magdą na łóżku w moim pokoju, z kubkiem gorącej czekolady. Zawsze tak robiłyśmy, kiedy już skończył się ten chaos związany z wigilią, sprzątaniem po niej itp. Był to nasz taki mały rytuał odkąd się znamy, czyli od dziecka.
- No i jak twoje życie w Niemczech? - spytała z znienacka Magda.
- Zupełnie inne niż tu... - odpowiedziałam, ale dodałam po chwili namysłu:- Tu jestem anonimowa w pewnym sensie. Sama wiesz, nigdy nie należałyśmy to tzw. 'elity' , a tam? Sam fakt, że koleguje się z Cathy Fischer i jej chłopakiem, piłkarzem bvb czyni mnie należącą do grupy, której się zazdrości. W żadnym stopniu tego nie wykorzystuję, żeby nie było - dla mnie to ludzie jak wszyscy inni, z tym wyjątkiem, że wszyscy ich znają. Ostatnio jak byłam w galerii i spotkałam Matsa, właśnie tej Cathy chłopaka, i podczas rozmowy przechodziła jakaś dziewczyna. Może była w moim wieku, może młodsza, ale myślałam, że mnie zabije wzrokiem.
- No i jak twoje życie w Niemczech? - spytała z znienacka Magda.
- Zupełnie inne niż tu... - odpowiedziałam, ale dodałam po chwili namysłu:- Tu jestem anonimowa w pewnym sensie. Sama wiesz, nigdy nie należałyśmy to tzw. 'elity' , a tam? Sam fakt, że koleguje się z Cathy Fischer i jej chłopakiem, piłkarzem bvb czyni mnie należącą do grupy, której się zazdrości. W żadnym stopniu tego nie wykorzystuję, żeby nie było - dla mnie to ludzie jak wszyscy inni, z tym wyjątkiem, że wszyscy ich znają. Ostatnio jak byłam w galerii i spotkałam Matsa, właśnie tej Cathy chłopaka, i podczas rozmowy przechodziła jakaś dziewczyna. Może była w moim wieku, może młodsza, ale myślałam, że mnie zabije wzrokiem.
- No to nieźle, uważaj tam na te napalone fanki. - zaśmiała się. - A postanowiłaś już co zrobisz, jak skończy ci się ten kontrakt w Niemczech? -
- Postaram się go pewnie przedłużyć, bo co innego mogę zrobić? - rozłożyłam bezradnie ręce.
- Wrócić do Polski? Tęskniłam za tobą. Inaczej miało wyglądać to nasze dorosłe życie. Miałyśmy razem iść na studia, wynająć mieszkanie, iść do pracy. Wszystko się pochrzaniło.
- Wrócę tutaj i co? Będę siedziała całe dnie w domu albo pójdę do pracy do Tesco jako kasjerka? Ja przez dwa lata nie zarobię tutaj tyle, co w Niemczech przez trzy miesiące. A razem zamieszkać, studiować czy pracować jeszcze zdążymy. I oczywiście też za tobą tęskniłam. - uściskałam ją. - W przyszłym roku złożę jeszcze raz papiery na studia, to może nie będę musiała nigdzie wyjeżdżać. Pieniądze mam, odłożę sobie. Będzie dobrze.
- A może jest całkiem inny powód, dla którego nie chcesz jeszcze wracać, co? - spytała podejrzliwie Magda.
- Na przykład jaki?
- No z tego co się orientuję, to ma blond włosy, jest przystojną gwiazdą niemieckiej piłki nożnej i całował się z moją przyjaciółką na dortmundzkiej plaży kilka miesięcy temu.Czekaj, jak on się nazywa? Ach, no tak! Pan Marco Reus.
- Proszę cię, Magda. On jest ostatnią osoba, dla której bym tam została.
- Iga, kogo ty chcesz oszukać? Myślisz, że ci uwierzę, po tym co mi o nim opowiadałaś? Znam Cię, z byle kim się nie całujesz.
- Ale to było prawie pół roku temu! - nieświadomie podniosłam głos. - Od tego czasu wiele się zmieniło.
- Co takiego? Mniej ci się podoba? Bzdura. Poznałaś kogoś innego? Też bullshit, bo już dawno byś mi o tym powiedziała.
- Na pożegnalnej imprezie u Marcela, dzień przed wylotem zaproponował mi przyjaźń. Przyjaźń, rozumiesz? Z tej strefy się nie wychodzi. A, no i zapomniałam o najważniejszym. Jakiś czas temu wrócił do swojej byłej dziewczyny. Także jak widzisz, to się zmieniło. - starałam się jej wytłumaczyć, choć szczerze powiedziawszy nie miałam ochoty w ogóle rozmawiać o Reusie. Wystarczyło, że był moim sąsiadem przez ostatnie trzy miesiące i musiałam go widywać.
- Czyli jednak na coś liczyłaś, skoro strefa przyjaźni ci przeszkadza i boisz się, że z niej nie ma wyjścia! - trafnie spostrzegła przyjaciółka.
- Ughh.. ! Uduszę cię zaraz! Pozwól, że coś ci wyjaśnię i nigdy więcej już nie będziemy rozmawiały na ten temat! Na dzień dzisiejszy on ma dziewczynę, bez względu na to czego ja chce bądź nie chcę, i nie zanosi się aby miał wkrótce zmienić status. Obiecał, że przyjdzie się ze mną pożegnać ale wolał zostać z nią, czyli wybrał kto jest dla niego ważniejszy. I... - nie dokończyłam bo rozdzwonił się mój telefon.
Spojrzałam na ekran i moja zaskoczona mina musiała zdradzić wiele na temat osoby dzwoniącej choć może to przez to, że Magda znała mnie na wylot bo spytała:
- Może jeszcze mi powiesz, że to Marco dzwoni? - pokręciłam twierdząco głową.
- To odbierz ! - krzyknęła i nacisnęła na symbol zielonej słuchawki za mnie.
- Słucham? - spytałam.
- Cześć Iga. Miałem zamiar zadzwonić wcześniej, ale nie chciałem ci przeszkadzać bo wiesz, czas dla rodziny i takie tam. A właśnie, jak święta?
- Szybko minęły. - odpowiedziałam. - Ale super było się spotkać z rodziną i przyjaciółmi. A u ciebie?
- Też spoko. W zasadzie to dzwonię, aby cie przeprosić. Miałem przyjść wtedy do Marcela, obiecałem no ale.. nie będę ściemniał; Caro ledwie żyła, musiałem jej pomóc. Ale na prawdę żałuję, że nie mogliśmy się zobaczyć przed twoim odlotem. W ramach rekompensaty odbiorę cię z lotniska jak wrócisz. A właśnie, kiedy wracasz?
- Po Nowym Roku jakoś, dam znać. A co do przeprosin to spoko, przyjęte, nie ma sprawy. Rozumiem jak to jest. - oboje się zaśmialiśmy na wspomnienie mojego kaca.
- To super. To w takim razie udanej zabawy sylwestrowej i do zobaczenia.
- Do zobaczenia, pa. - pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.
- Noo... byłaś taka obojętna wobec niego, że nawet ci to trochę czasem wychodziło. - wypowiedź Magdy była przesiąknięta sarkazmem.
- Odczep się. Jestem obojętna, on ma dziewczynę i koniec tematu wreszcie. A co u Kuby tak właściwie? - spytałam aby zmienić temat.
- Udaje, że studiuje i się uczy. Ale spadam już, bo późno się robi. Wpadnę jutro, obgadamy Sylwestra. Pa. - ucałowała mnie na pożegnanie i wyszła, zostawiając mnie z myślami o tym co mi mówiła o Marco, i o moim popapranym i zakłamanym nawet przed własna sobą życiu.
- Czyli jednak na coś liczyłaś, skoro strefa przyjaźni ci przeszkadza i boisz się, że z niej nie ma wyjścia! - trafnie spostrzegła przyjaciółka.
- Ughh.. ! Uduszę cię zaraz! Pozwól, że coś ci wyjaśnię i nigdy więcej już nie będziemy rozmawiały na ten temat! Na dzień dzisiejszy on ma dziewczynę, bez względu na to czego ja chce bądź nie chcę, i nie zanosi się aby miał wkrótce zmienić status. Obiecał, że przyjdzie się ze mną pożegnać ale wolał zostać z nią, czyli wybrał kto jest dla niego ważniejszy. I... - nie dokończyłam bo rozdzwonił się mój telefon.
Spojrzałam na ekran i moja zaskoczona mina musiała zdradzić wiele na temat osoby dzwoniącej choć może to przez to, że Magda znała mnie na wylot bo spytała:
- Może jeszcze mi powiesz, że to Marco dzwoni? - pokręciłam twierdząco głową.
- To odbierz ! - krzyknęła i nacisnęła na symbol zielonej słuchawki za mnie.
- Słucham? - spytałam.
- Cześć Iga. Miałem zamiar zadzwonić wcześniej, ale nie chciałem ci przeszkadzać bo wiesz, czas dla rodziny i takie tam. A właśnie, jak święta?
- Szybko minęły. - odpowiedziałam. - Ale super było się spotkać z rodziną i przyjaciółmi. A u ciebie?
- Też spoko. W zasadzie to dzwonię, aby cie przeprosić. Miałem przyjść wtedy do Marcela, obiecałem no ale.. nie będę ściemniał; Caro ledwie żyła, musiałem jej pomóc. Ale na prawdę żałuję, że nie mogliśmy się zobaczyć przed twoim odlotem. W ramach rekompensaty odbiorę cię z lotniska jak wrócisz. A właśnie, kiedy wracasz?
- Po Nowym Roku jakoś, dam znać. A co do przeprosin to spoko, przyjęte, nie ma sprawy. Rozumiem jak to jest. - oboje się zaśmialiśmy na wspomnienie mojego kaca.
- To super. To w takim razie udanej zabawy sylwestrowej i do zobaczenia.
- Do zobaczenia, pa. - pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.
- Noo... byłaś taka obojętna wobec niego, że nawet ci to trochę czasem wychodziło. - wypowiedź Magdy była przesiąknięta sarkazmem.
- Odczep się. Jestem obojętna, on ma dziewczynę i koniec tematu wreszcie. A co u Kuby tak właściwie? - spytałam aby zmienić temat.
- Udaje, że studiuje i się uczy. Ale spadam już, bo późno się robi. Wpadnę jutro, obgadamy Sylwestra. Pa. - ucałowała mnie na pożegnanie i wyszła, zostawiając mnie z myślami o tym co mi mówiła o Marco, i o moim popapranym i zakłamanym nawet przed własna sobą życiu.