Około południa przyszła do mnie moja przyjaciółka.
- Szkoda, że tak szybko poszłaś. Michał tak się upił, że robił striptiz na stole! Kuba wszystko nagrał to później ci pokażę. - relacjonowała.
- Super. - odpowiedziałam od niechcenia.
- Oj przepraszam Iguś, miałam spędzać z tobą czas a co chwila wymykałam się z Kubą. Ale wczoraj przynajmniej było normalnie między nami...
- Normalnie? O czym ty mówisz? Macie jakieś problemy? - zasypałam ją pytaniami.
- Chyba się trochę od siebie oddaliliśmy ostatnio... Kuba mi zarzuca, że zbyt dużo czasu poświęcam nauce i "nie ciszę się studenckim życiem".
- Czyli według niego studiowanie polega wyłącznie na bezustannym imprezowaniu?
- Na to wygląda... - westchnęła Magda.
- Nie możecie się kłócić z takiego powodu. To bez sensu. Tak w ogóle dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś, że źle się dzieje między wami?
- Myślałam, że się opamięta i pójdzie po rozum do głowy. Ale chyba się na to nie zanosi.
- Będzie dobrze kochana. - objęłam ją. - A jak nie to zabiorę cię ze sobą do Niemiec i znajdę jakiegoś przystojniaka. I uwierz, mam na prawdę kilku znajomych w totalnie twoim typie.
- W to nie wątpię. - zaśmiała się. - Jednak z twoim Niemcem bym się raczej nie dogadała. Ale teraz tak poważnie, jutro znowu mnie opuszczasz?
- Raczej tak. Ty razem nie wiem jednak na jak długo, to zależy od tego, czy przedłużę umowę czy nie.
Nim Magda zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, mój telefon rozdzwonił się od przychodzących smsów.
- Ktoś chyba miał problemy z zasięgiem skoro 5 smsów przychodzi w tym samym czasie.
- A od kogo to? - spytała przyjaciółka.
- 4 od Marcela, tego mojego przyjaciela co mieszka obok mnie w Niemczech, opowiadałam ci o nim, i jeden od... Marco.
- Tego twojego?
- Nie mojego, ale tak, o tym Marco myślisz.
- I co napisał, że kocha i tęskni? - zapytała rozbawiona.
- Oj Magda, przestań. - posłałam jej spojrzenie, po którym od razu uśmiech opuścił jej twarz - Swoją drogą bardzo ciekawe, kiedy ci o nim opowiadałam pierwszy raz to nawet nie chciałaś o nim słyszeć a teraz sama pchasz mnie w jego stronę.
-Bo nie wiedziałam, że to takie ciasteczko. - już obie zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili odczytałam na głos treść wiadomości.
- Ktoś tu się chyba wczoraj źle bawił. - stwierdziła.
- Nie wiem o co mu chodzi i nie mam pojęcia gdzie oni obaj się podziewają, bo do żadnego nie chcą dochodzić smsy. Zresztą, nie ważne. Idziemy na spacer? - objęłam Magdę - Muszę się tobą nacieszyć na kolejnych kilka miesięcy.
* * *
Stałyśmy obie na lotnisku. Magda uparła się, że mnie odprowadzi, choć szczerze powiedziawszy nie protestowałam. Chciałam ją zobaczyć jeszcze przed odlotem. Czasami wydawało mi się, że jest mi bliższa niż moi właśni rodzice. Z nimi po prostu żegnałam się w domu i to wystarczało.
- Dzwoń częściej niż ostatnim razem, bądź grzeczna i wracaj szybko. - instruowała mnie jeszcze moja przyjaciółka, choć tych słów bardziej bym się spodziewała po mojej rodzicielce.
- Dobrze, mamo. - odparłam rozbawiona. - A ty ucz się pilnie, zdaj wszystkie egzaminy i bądź częściej online żebym mogła zadzwonić do ciebie na Skype, wtórowałam jej.
Ostatnie uściski i już po kilku godzinach stąpałam po dortmundzkim lotnisku. Musiałam szybko złapać taxi, gdyż robiło się już ciemno. A jak na moje nieszczęście nie było ani jednej.
- O, cześć Iga. - usłyszałam za plecami męski głos. Był to Eric Durm, nie spodziewałam się, że mnie w ogóle zapamięta. - Właśnie przyleciałaś?
- Dosłownie kilkanaście minut temu.
- To tak jak ja. Może cię podrzucić gdzieś? Mam tu na parkingu samochód.
- Nie chce ci robić problemu. Poza tym chyba nie będzie ci po drodze.
- To żaden problem, serio. - upierał się - Już prawie ciemno na zewnątrz, niebezpiecznie jest wracać samej z kimś obcym.
Nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić. Jednak w duchu dziękowałam losowi na to, że się tam akurat pojawił, nie wiadomo jak długo musiałabym czekać na jakąś podwózkę do domu pana Edmunda a chłopaków prawdopodobnie jeszcze nie ma.
- To jak Sylwester, udany? - przerwałam panującą ciszę w samochodzie.
- Powiedzmy, że tak. Byłem u rodziny w Austrii, rodzinna imprezka jeśli można ją tak nazwać. A jak u ciebie?
- Szału nie było. Ale lepsze to niż nic, bo jak mówią "Jaki nowy rok, taki cały rok" .
- I tu ci muszę przyznać rację.
Resztę drogi spędziliśmy na miłej rozmowie o świętach, co nieco o piłce nożnej. Nie sądziłam, że jest tak fajnym i pogodnym człowiekiem. Na imprezie u Marcela nie mieliśmy za wiele czasu na rozmowę, więc szybko o Ericu zapomniałam mając go za nudziarza itp. A jak się dzisiaj okazało, całkiem niesłusznie.
- Jeszcze raz dziękuję bardzo za podwózkę.
- To w ramach podziękowania może skoczysz ze mną na jakąś kawę czy coś w tym tygodniu? - spytał.
- Jasne, zgadamy się. To do zobaczenia w takim razie.
- Pa. - pożegnał się i odjechał. W oknach domu mojego 'pracodawcy' było ciemno, więc chyba jeszcze nie wrócił. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie wiem kiedy tak dokładnie wróci pan Edmund, kiedy mam odebrać go z lotniska, czy będzie sam czy może będzie towarzyszył mu ktoś z rodziny. Postanowiłam na razie o tym nie myśleć, gdyż u moich stóp leżała mała koperta z napisem "Do Igi" . W środku znajdowały się klucze i list. " Hej, jeśli wrócisz a mnie jeszcze nie będzie, czy byłabyś tak dobra i podlała mi kwiatki w domu? Dołączam też klucze abyś nie musiała wchodzić oknem. Marcel" . Uśmiechnęłam się pod nosem, wieczór zapowiadał się samotny, więc nawet nie zdejmując kurtki poszłam do domu przyjaciela zatroszczyć się o jego roślinki. Przechodząc obok domu Reusa zauważyłam zapalone światła w pokoju. Czyżby spędzali sylwestra osobno, pytałam samą siebie. Nie chciałam tam jednak iść, wolałam uniknąć spotkania z Caro.
Po wykonaniu prośby Marcela zostawiłam informację zwrotną. "Kwiatki podlane. Jak wrócisz, wpadnij do mnie. Iga " .
* * *
Nazajutrz rano, ze snu wyrwał mnie ktoś dobijający się do drzwi. Byłam pewna, że to Marcel, dlatego zarzuciłam na siebie szlafrok i poszłam otworzyć drzwi. Jednak przede mną stał obcy mi mężczyzna.
- Dzień dobry, w czymś mogę pomóc? - spytałam.
- Dzień dobry, przepraszam za wizytę o tak wczesnej porze. Nazywam się Krzysztof Nowak, jestem synem pana Edmunda.
Ruchem ręki zaprosiłam gościa do środka. Właściwie w tej sytuacji to ja powinnam czuć się jako gość. Moje pierwsze myśli były takie, że coś złego stało się panu Edmundowi. W końcu z byle powodu nie przylatywał by tu z zagranicy jego syn, bez niego.
- Mam dla pani złą wiadomość.
Byłam już pewna, że moje myśli okazały się prawdą. Nie zastanawiając się, wypaliłam:
- Czy coś złego stało się panu ojcu? Jest chory, tak?
- Nie nie, wszystko jest w porządku. Sprawa jest trochę inna. - zaczął wyjaśniać. - Faktycznie, mój tata zaczął ostatnio chorować ale to nic poważnego. Jednak razem z żoną postanowiliśmy, że zostanie on z nami, w Hiszpanii. Do dziś mam wyrzuty sumienia, że go zostawiłem tu samego a ja wyjechałem robić karierę. Chciałbym się teraz nim zająć. Oczywiście bardzo doceniam to, jak pani dbała o mojego ojca, on na prawdę bardzo panią chwalił i był bardzo niepocieszony, że nie mógł się z panią pożegnać. Ale lepiej będzie, jeśli zostanie on u mnie, podróż samolotem również nie wpłynęłaby na niego zbyt dobrze. Rozumie pani.
- Tak, rozumiem. - wydusiłam z siebie. - Innymi słowy, zostałam bezrobotna, tak?
- Hmm..no.. właściwie to tak. Na prawdę bardzo mi przykro. Ale dom, wszystkie rachunki zostały opłacone do końca stycznia więc może pani tu do tego czasu zostać, poszukać sobie jakiejś pracy, przemyśleć wszystko. Później niestety oddam te lokum pod opiekę agencji nieruchomości, może sam sprzedam. Okolica jest bardzo atrakcyjna. Dlatego też jestem tu osobiście, muszę pozałatwiać kilka spraw i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, pamiątki taty.
- Pójdę już. - odezwał się po chwili pan Krzysztof, kiedy nie odzywałam się ani słowem. Wciąż próbowałam zrozumieć co tak na prawdę miało miejsce przed chwilą. - W razie pytań niech pani dzwoni, tu jest moja wizytówka. No i ... do zobaczenia mam nadzieję na koniec stycznia. Mam nadzieję, że zostanie tu pani i zaopiekuje się tu wszystkim do czasu mojego powrotu. Do widzenia.
- Do widzenia. - pożegnałam się i usiadłam przy stole. Niby to tylko praca, ludzie tracą ją każdego dnia, ale dla mnie to nie była 'tylko' praca. Zżyłam się z panem Edmundem, było mi tu dobrze a teraz czeka mnie powrót do Polski i albo bezczynna wegetacja albo praca za marne pieniądze. Obie opcje były nie do przyjęcia.
Po kilku minutach zjawił się u mnie Marcel. Widząc moją twarz, od razu spytał;
- A ty co, ducha zobaczyłaś?
- Właśnie przed chwilą zostałam bez pracy.
- Jak to? - spytał mój przyjaciel wyraźnie zaskoczony.
- Pan Edmund zostaje u syna a ja mogą tu zostać do końca miesiąca. Później muszę się wynieść i prawdopodobnie wracać do domu. - przedstawiłam sytuację.
- E to spokojnie, mamy miesiąc żeby coś wymyślić, bez dachu nad głową nie zostaniesz. Praca też się znajdzie, nie masz się o co martwić.
- Zawsze masz wyjście z każdej sytuacji?
- Oczywiście, rozmawiasz właśnie ze specjalistą od zadań specjalnych. - oboje zaczęliśmy się śmiać. Naszą rozmowę przerwał jednak mój telefon od mamy.
- Cześć mamo. - przywitałam się. - Bezpiecznie doleciałam, ale mam nie zbyt fajną wiadomość dla ciebie.
- Ja też kochanie... - jej głos brzmiał jakby płakała... - Jeśli stoisz to lepiej usiądź, bo muszę ci coś powiedzieć...
Więcej nie zrozumiałam, gdyż jej słowa tłumił histeryczny płacz...