wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 26

- Cześć Iga. Możemy porozmawiać?
I tak oto w drzwiach pojawiła się Caro. Czego ona ode mnie chce? Choć w sumie mogę się domyślać.
- Jasne. - odpowiedziałam niepewnie. - Usiądź.
- Nie, dzięki. Przyszłam na tylko na chwilę. Zapewne domyślasz się w jakiej sprawie tu jestem.
- Domyślać mogę się wielu rzeczy, więc wolałabym abyś przeszła do sedna sprawy.
- Ok. Wiem, że przechodzisz teraz ciężki okres w życiu, Marco mi powiedział. Na prawdę ci współczuję, to straszne stracić kogoś bliskiego.
- Tak, masz rację, to straszne. Ale chyba nie jesteś tu po to aby złożyć mi kondolencje? - powiedziałam nieco ostrym tonem.
- Uważam, że nie powinnaś absorbować tym Marco. On ma wiele swoich problemów, kłopotów w klubie i powinien mieć czysty umysł na boisku a nie zajmować się jeszcze problemami innych. Przepraszam, ale taka jest prawda. On nie może być na każde twoje skinienie.
Totalnie mnie zatkało. Jak ona śmie mówić mi takie rzeczy?
- Marco nie jest na każde moje skinienie. Ani razu nie poprosiłam go o spotkanie, odwiedza mnie z własnej woli i stara się mnie wspierać, bo tak właśnie robią przyjaciele. Ale co ty możesz o tym wiedzieć...
- Coś sugerujesz?
- Niczego nie sugeruję. On jest dorosłą osobą świadomą własnych czynów. I wydaje mi się, że nie chodzi ci jedynie o to, że mi pomaga. Nie musisz być zazdrosna, jesteśmy jedynie przyjaciółmi.
Po tym co jej powiedziałam, napięcie z jej twarzy nieco zeszło. Na początku byłam na nią wściekła za to, co powiedziała. Teraz zwyczajnie zrobiło mi się jej żal. Cel jej wizyty jest oczywisty; wcale nie jest taka wyrozumiała jak mi się wydawało. Jest cholernie o Marco zazdrosna i widać stałam się powodem ich poróżnień. Przypomniała mi się jego odpowiedź na moje pytanie jak im się układa "Bywało znacznie lepiej".
- Wiesz, tak właściwie to ci zazdroszczę. - powiedziała zamyślona. Moje pytające spojrzenie dało jej do zrozumienia aby kontynuowała. - Ja nie potrafię sprawić, aby Marco zajął tak się moimi problemami, mimo, że to ja jestem jego dziewczyną. Tobie bez proszenia jest w stanie odpuścić odpoczynek po treningu i pomóc.
No i co ja mam jej na to odpowiedzieć?
- Myślę, że błędnie to odczytujesz. Ciebie w takiej sytuacji też by nie zostawił.
- On już taki jest, chciałby wszystkim pomagać a najlepiej to uratować cały świat. Jednak uważam, że... byłoby lepiej gdybyście się nie spotykali...
- Nie możesz go izolować od wszystkich ludzi. Poza tym, Marco będzie przychodził do Marcela więc nieuniknione jest, że będziemy się widywać. To wszystko co mówisz i twoja obecność tu jest niedorzeczna i nieuzasadniona i faktycznie byłoby lepiej, ale żebyś stąd wyszła.
Moje współczucie wobec niej uleciało szybciej niż się pojawiło. Znowu jestem na nią niesamowicie zła.
- Nie zniszczysz naszego związku, pamiętaj o tym. Jest mu cię żal, ale to tylko tyle. Nie licz, że coś w tej sprawie się zmieni.
Po tych słowach wyszła, a mnie z tego wszystkiego chciało się po prostu śmiać. Ile ona ma lat aby przychodzić tu i mnie pouczać. Dobre zachowanie dla gówniary, mimo, że to ta jestem tu "ta dużo młodsza". Czy ona na prawdę nie rozumie, że w chwili obecnej "odbijanie" jej Marco to ostatnia rzecz na jaką mam w tej chwili ochotę? Mam dużo poważniejszych problemów.
Weszłam do kuchni, spotykając pytające spojrzenie Marcela.
- Właśnie wyszła stąd wściekła Caro. Czego chciała? - spytał z lekką nutką szoku w głosie.
- W skrócie to chciała, abym trzymała się od Marco z daleka. Mam nie zaprzątać mu głowy swoimi problemami bo ma mieć czysty umysł na boisku. - wyjaśniłam nie okazując żadnych emocji, choć w środku gotowałam się ze złości.
- Nie wierzę. Na prawdę tak powiedziała?
- Możesz jej spytać. Albo swojego kumpla ale podejrzewam, że nic nie wie o jej odwiedzinach. Ale wiesz... może ona ma rację? - zaczęłam się zastanawiać - Może faktycznie nie powinnam zaprzątać mu głowy moimi problemami. A przede wszystkim, nie chcę aby kłócili się przeze mnie.
- Przestań. Skoro chce to ci pomaga, po to są przyjaciele. A Caro wcale nie chodzi o tę jego pomoc,  jest zazdrosna i prawdopodobnie nie myśli racjonalnie.
- To już zauważyłam. Po prostu nie chce im stawać na drodze. Sam widzisz jak ona reaguje a jeśli oni się nie daj boże przeze mnie rozstaną to nigdy sobie tego nie wybaczę...
-Daj spokój, Iga. W ogóle nie przejmuj się tym, nawet jeśli mieliby się rozstać to wbrew temu co myślisz nie będzie to przez ciebie.
- Co masz przez to na myśli?
- Nic takiego. Kiedyś byli fajną parą ale teraz to się trochę zmieniło. Wygląda to tak, jakby Caro trzymała Marco pod pantoflem a jak go znam, na dłuższą metę to nie wyjdzie. Ale dobra, nie wysnuwajmy pochopnych wniosków, może lepiej mi powiedz co zrobisz na kolację? - spojrzał na mnie wzrokiem szczeniaczka skutecznie mnie rozśmieszając.

* MARCO *


- Cześć, już jestem. - powiedziała Caro wchodząc do salonu gdzie oglądałem telewizję. 
- Cześć. Powiesz mi gdzie byłaś? - spytałem, choć prawda jest taka, że widziałem jak wychodziła od Marcela. Pytanie tylko, co tam robiła?
- Eee... musiałam załatwić kilka spraw na mieście, a później spotkałam się z Cathy.
- I... ? - starałem się, aby sama się przyznała.
- I tyle. Jadłeś już? - zmieniła temat, co robiła często żeby tylko nie rozmawiać o problematycznej kwestii. Nie tym razem moja droga.
- Nie kłam, Caro. Widziałem jak niedawno wychodziłaś od Marcela. Po co tam byłaś?
- Ja..ee..- jąkała się - No dobra, rozmawiałam z Igą. Machnęła rękoma w geście poddania się.
- O czym?
- Marco - podeszła i położyła mi ręce na ramionach - Ona ma na ciebie zły wpływ. Nie możesz tak się przejmować tym, co dzieje się w jej życiu. Nie jest przecież sama, ma Marcela i swoich znajomych. To się źle odbija na twojej formie.
- Nie wierze..- powiedziałem cicho - Poszłaś tam jej to powiedzieć?
- Tak.. Powiedziałam jej, że będzie lepiej jeśli nie będziecie się spotykać.
- Na prawdę tak jej powiedziałaś? - wycedziłem przez zęby starając się nad sobą zapanować. Nadal nie docierało do mnie to, co przed chwilą usłyszałem.
- Dlaczego jesteś taki zdziwiony? Czy ty nie widzisz jak bardzo jesteś zaabsorbowany w jej problemy?
Tego już za wiele. Zrzuciłem jej ręce i zacząłem nerwowo chodzić po pokoju aby się uspokoić, jednak niewiele mi to dało. W końcu nie wytrzymałem.
- Czy ty wiesz, że ona właśnie przeżywa śmierć kogoś bliskiego?! - krzyknąłem. - Jak mogłaś iść do niej i coś takiego jej nagadać! Ona potrzebuje w tej chwili pomocy, wsparcia a ja jestem jej przyjacielem, powtarzam - PRZYJACIELEM i właśnie to powinienem robić do jasnej cholery! Poza tym, chyba nie sądzisz, że będziesz mi wybierać znajomych?
- Ona chce nas rozdzielić, nie widzisz tego?! I bardzo dobrze jej to idzie, bo jesteś na każde zawołanie!
- Jak możesz być taką egoistką? Nie poznaje cię. Ona nie chce nas rozdzielić, na miłość boską. A jedyną osobą, której może się to udać jesteś ty i twoja bezpodstawna zazdrość.
- Mam o co być zazdrosna. Sam w Dubaju się przyznałeś, że ci się podoba. Widziałam jak na nią patrzyłeś na imprezie u Marcela. Mam dalej wymieniać?
- Mam dość Caro. - usiadłem i zasłoniłem twarz dłońmi próbując nieco ochłonąć. - Mam już tego serdecznie dość.
- O czym ty mówisz? - spytała przerażona. - Chcesz odejść? Marco, proszę cię. Przez jedną głupią rozmowę chcesz zakończyć nasz związek?
- Już nie chodzi o jedną o rozmowę, która muszę przyznać przelała czarę goryczy. Chodzi o to, że się zmieniłaś. Ja w sumie też. Nie jest jak kiedyś i głupi byłem kiedy myślałem, że uda nam się odtworzyć to co było. Nie potrafię poradzić sobie z twoją zazdrością. Będziesz uniemożliwiać mi spotkania z każdym, komu zechcę pomóc?
- To nie tak, Marco. Proszę, nie rób tego. Nie bądź na mnie zły.
- W tej chwili jestem na ciebie wściekły. - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Nie chce podejmować żadnych decyzji pod wpływem emocji, dlatego będzie lepiej jak będę spał dzisiaj tutaj, w salonie. Muszę sobie przemyśleć wiele rzeczy i ty lepiej też to zrób. A teraz idę pod prysznic.
Stojąc pod strumieniem gorącej wody zastanawiałem się co dalej. Tego już było za wiele, jak ona mogła iść do Igi i tak jej nagadać? I nie wierzę, że ona nie widzi w tym nic złego! Może Marcel miał rację, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, może nie powinienem wracać do Caro.. Ogarnięty złością, wątpliwościami położyłem się spać. Jednak moja głowa niemal eksplodowała od nadmiaru myśli, więc postanowiłem się przewietrzyć. Może mroźne powietrze  albo wszelkie znaki na niebie podpowiedzą co robić...


wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 25

 Minęły dwa tygodnie od pogrzebu Magdy, choć miałam wrażenie jakby to było wczoraj. Powoli oswajałam się z myślą, że już nigdy z nią nie porozmawiam, nie zobaczę jej. Nadal było mi niesamowicie ciężko, czasami płakałam w nocy oglądając nasze zdjęcia, cofając się wspomnieniami. Była...Jest, wspaniałą przyjaciółką. Jest i zawsze będzie. Jednak mimo tej ciężkiej sytuacji musiałam podjąć decyzję - co dalej. W końcu byłam bezrobotna, a wkrótce też bez dachu nad głową, bo jedną, najważniejszą z decyzji już podjęłam, powrót do Niemiec. Bardzo długo rozmawiałam o tym z rodzicami , mama wszelkimi sposobami próbowała nakłonić mnie do zmiany decyzji. Ale ja już w dniu pogrzebu wiedziałam, że w Polsce nie zostanę. Tak, wiem. Egoistyczne zagranie z mojej strony. Rodzice umierają z niepokoju, mama Magdy również potrzebuje wsparcia kogoś, kto z jej córką był blisko, no i Kuba - a ja postanawiam ich wszystkich z tym zostawić. Ale w tym wszystkim też jestem ja, muszę też pomyśleć o sobie, gdyż moje serce również rozpadło się na milion kawałków. Ja niestety też muszę żyć dalej i postanowić, co z tym życiem na obczyźnie zrobić.
- Ok, jutro odbiorę cię z lotniska. Do zobaczenia. - zakończył Marcel telefoniczną rozmowę, w której ustaliliśmy mój powrót i inne związane z tym sprawy. Walizki zostały spakowane, bilet zakupiony, klamka zapadła.


- Jesteś pewna, że chcesz tam wracać? - pytała mama, kiedy stałam już gotowa do drogi na lotnisko - Będziesz tam sama, nie masz przecież pracy.
- Mamo, rozmawiałyśmy już o tym. I nie będę tam sama, mam tam przyjaciół, którzy mi pomogą. Nie mogę tu być, muszę nabrać dystansu...
- Och córeczko, tak szybko stałaś się taka dorosła.. - położyła rękę na moim policzku - Pamiętaj, że to tu jest twój dom i będziemy na ciebie czekać. Zawsze możesz na nas liczyć bez względu gdzie jesteś. Kocham cię.
- Ja ciebie też, mamo. Pa. - uściskałam ją i wsiadłam do taksówki.
Miała rację, te miesiące w Niemczech, strata przyjaciółki sprawiło, że dojrzałam. Stałam się "bardziej dorosła" jak określiła.

- Iga! - krzyknął Marcel machając na mój widok. Lot minął bezproblemowo, przynajmniej z technicznej strony. W mojej głowie wciąż szalał niepokój o przyszłość.
- Fajnie, że znów jesteś. Wszystko w porządku?
- Wszystko ok. Zabierz mnie, proszę, do domu.
- Jasna sprawa, mojego?
- Nie, Pana Edmunda. Muszę zabrać kilka rzeczy, spakować się do końca.
Razem z Marcelem ustaliliśmy, że zatrzymam się u niego. On mieszkał sam, ma spore mieszkanie więc każdy będzie miał swój kąt. Poza tym, potrzebuję teraz jakiegoś towarzystwa, sama chyba bym zwariowała. Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Spakowałam swoje rzeczy i z pomocą przyjaciela zanieśliśmy wszystko do jego mieszkania.
- Tu będzie twój pokój, może być? - spytał pokazując mi pomieszczenie. Wszystko było tam takie nowoczesne. Białe ściany, kremowe zasłony, wielka szafa z lustrem i ogromne łóżko. Zupełnie jak w pięciogwiazdkowym hotelu.
- Jasne, jest super. Jeszcze raz dzięki Marcel, ale zostaje tu tylko do momentu aż nie znajdę sobie nowej pracy i jakiegoś lokum.
- Kwestia dyskusyjna. - odparł z uśmiechem i wyszedł, dając mi czas na rozpakowanie się.


* MARCO *


- Pojedziesz dzisiaj ze mną na zakupy? - spytała Caro.
- Dzisiaj wraca Iga. Chciałem sprawdzić, czy wszystko u niej ok.. - odparłem nieśmiało, wiedząc, że może być to lont zapalny do kłótni. W sumie nic nowego, kłócimy się cały czas, o wszystko.
- I zajmie ci to całe popołudnie? Od kiedy z ciebie taka dobra dusza?
- Posłuchaj, ona ma teraz na prawdę gówniany okres w życiu. Potrzebuje przyjaciół, a ja nim jestem.
- Ma też Marcela, dlaczego to ciągle ty musisz być na każde jej skinienie? - odparła z wyrzutem.
- Nie jestem na jej skinienie, nawet nie prosiła mnie o spotkanie. Po prostu chce się upewnić czy u niej wszystko w porządku. - westchnąłem - Na prawdę jesteś o nią aż tak zazdrosna?
- Nie jestem zazdrosna, denerwuje mnie jedynie, że wolisz spędzać czas z nią niż ze mną. To pojedziesz ze mną na te zakupy czy nie?
- Pojadę. - odparłem zrezygnowany. I tak wyglądał każdy dzień, jeżeli nie robiłem tego na co ona ma ochotę wywiązywała się nieprzyjemna wymiana zdań, po której zawsze kapitulowałem. Nie chce się kłócić, jesteśmy razem, ale ciągle odnoszę wrażenie, że w tym związku zawsze jestem po przegranej stronie bo chyba tylko mnie zależy aby jakoś to wyszło. Niestety ona nie potrafi pójść na kompromis.
- Może być? - spytała mierząc już chyba setną sukienkę.
- Jasne. - odparłem - Swoją drogą dlaczego na zakupy nie zabierzesz jakiejś przyjaciółki? To przecież babskie sprawy..
- W ten sposób możemy spędzić trochę czasu razem. - spojrzała na mnie, jakbym spytał czy ziemia faktycznie jest okrągła - Ciągle cię nie ma, ciągle jakieś wyjazdy i mecze. Czasami też chce mieć ciebie tylko dla siebie.
- Taka jest moja praca, wiesz o tym doskonale. A ciąganie mnie po sklepach nie jest na liście moich marzeń. Zmieniłaś się Caro... Kiedyś wolałabyś spędzić to popołudnie w domu a nie w centrum handlowym.
- Ty też się zmieniłeś. Kiedyś wolałbyś mnie ponad wszystko niż inne dziewczyny.
- Dobra, żałuję że w ogóle zacząłem ten temat. Jestem już zmęczony więc albo zostajesz albo wracasz ze mną do domu. To jak?
- No dobra, wracamy. - odpowiedziała naburmuszona.
W takich chwilach jak te zastanawiam się, czy to był aby na pewno dobry pomysł znowu razem mieszkać, w ogóle wracać do siebie. Ale kiedy siedzimy wieczorem oglądając jakiś film, rozmawiając, przytulając się myślę, że jeszcze może być dobrze. Że może być jak kiedyś, choć możliwe, że jestem jedynie niepoprawnym optymistą...
- Dobra, zakupy mamy odhaczone. Teraz idę na chwilę do Marcela a później możemy obejrzeć jakiś film...albo coś innego. - poruszyłem znacząco brwiami jasno dając jej do zrozumienia o czym myślę. Akurat w tej kwestii ogień nie zmalał, wiadomo o czym mówię.
- Chętnie ale muszę coś załatwić na mieście. Nie czekaj na mnie. - odparła zamyślona.
- Hmm..no okej, jak wolisz. Po kilku minutach byłem już u kumpla.
- Siema, no i jak tam? - spytałem przyjaciela.
- Jeżeli pytasz o Igę to jest w pokoju gościnnym. Właśnie, nie mówiłem ci ale uzgodniliśmy, że Iga zatrzyma się u mnie.
- To fajnie z twojej strony. Pójdę się z nią przywitać.

*  IGA  *


 Powoli kończyłam rozpakowywanie, kiedy do pokoju wszedł Marco.
- Cześć Iga. Jak się czujesz? - spytał.
- Cześć. Bywało znacznie lepiej. Nie odpowiadając podszedł i zwyczajnie mnie przytulił. Tego mi brakowało. Nie wiem dlaczego ale z Marcelem to by nie było to samo, choć też jesteśmy przyjaciółmi, z nim trzymam się na dystans jeśli chodzi o ten aspekt...  
- Będzie dobrze, zobaczysz. 
- Musi być. - odpowiedziałam cicho, "odklejając się" od Marco. - Dziękuję, że przyszedłeś. Wasza pomoc na prawdę wiele dla mnie znaczy. Ale Caro nie będzie zła, że tu jesteś?
- Zła, że chce sprawdzić co u mojej ulubionej przyjaciółki? Nie powinna.
- Jest na prawdę wyrozumiała, masz szczęście, że ją masz. - powiedziałam, choć kątem oka zauważyłam, że na te słowa lekko się skrzywił. - Wszystko u was w porządku?
- Och, no wiesz. "Bywało znacznie lepiej" - uśmiechnął się smutno. - No ale nie rozmawiajmy o niej. Jakie masz plany w związku z pracą i takie tam?
- Muszę czegoś poszukać, nie mogę tkwić w miejscu. No i przede wszystkim muszę znaleźć jakieś mieszkanie, nie będę siedziała Marcelowi na głowie.
- Mogę ci pomóc w sprawie pracy, jeśli chcesz. Bo jeśli chodzi o mieszkanie to jestem pewny, że Marcel nie ma nic przeciwko. W końcu może jego mama przestanie robić mu naloty wiedząc, że ma gościa.
- Albo wręcz przeciwnie. - zaczęliśmy się śmiać - Ale z pracą sobie poradzę, dzięki. 
- Jesteś pewna? Bo wiesz, wszyscy mnie tu znają... mogę to wykorzystać. - uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, jestem pewna że tak właśnie jest. Ale też z tego względu muszę ci odmówić, dam sobie radę. 
Pogadaliśmy jeszcze trochę o wszystkim i o niczym, po czym Marco wyszedł. Lubię z nim rozmawiać, nasze rozmowy są takie.. "oczyszczające" . Choć może nie tylko to lubię...
Godzinę po jego wyjściu znowu miałam gościa. Kogoś, kogo umieściłabym na ostatnim miejscu listy gości, których mogłabym się spodziewać...
- Cześć Iga. Możemy porozmawiać?

________________________________________________________________

Wracam, choć praktycznie z niczym. Mam wiele pomysłów ale w głowie, nie potrafię ich przelać ani ubrać w sensowne słowa.  Serio, tak ciężko jak tego rozdziału nigdy niczego mi się nie pisało. Ale wstawię, bo moja przerwa trwa zdecydowanie za długo. Postaram się dodawać w miarę częściej i bardziej sensowne rozdziały. Z góry za to powyższe przepraszam.