* MARCO *
Stałem pod drzwiami własnego domu lekko poddenerwowany. Widziałem palące się lampy w oknach, więc nie spodziewałem się tam nikogo innego od Caro. Nie byłem jednak chyba gotowy na rozmowę z nią, która była niestety nieunikniona mając na uwadze naszą kłótnię w Dubaju. Co miałbym jej powiedzieć, skoro sam jeszcze nie wiem co myślę i czuję? Mam na prawdę wielki mętlik w głowie. Postanowiłem w końcu wejść do środka, na zewnątrz było na prawdę zimno. Nieśmiało otworzyłem drzwi puszczając walizkę przed sobą. W tej samej chwili usłyszałem głos mojej dziewczyny:
- Jesteś. Chyba musimy porozmawiać.
Pięknie, pomyślałem.
- Jasne, pozwól mi najpierw wejść do środka. - odparłem dość arogancko, choć sam nie wiem dlaczego, nie chciałem aby tak to zabrzmiało.
- Powiedz mi wreszcie, co tak na prawdę jest między tobą a Igą? - spytała Caro, kiedy usiadłem na kanapie w oczekiwaniu na lawinę pytań.
- Po raz kolejny ci mówię, że między nami nic nie ma, po prostu się przyjaźnimy.
- Wyraźnie słyszałam jak mówiłeś, że ci się podoba. To chyba ma jakieś znaczenie?
- Owszem, podoba mi się tak samo jak każda inna ładna dziewczyna spotkana na ulicy. Podoba mi się fizycznie, jako osoba i tylko pod tym względem. Rozumiesz?
- Nie rozumiem i nigdy tego nie zrozumiem. - kontynuowała- Nie wierzę w taką przyjaźń. Postaw się na moim miejscu, co byś zrobił gdybym to ja przyjaźniła się z mężczyzną, który mi się podoba? Dalej byś twierdził, że to nic takiego? Po za tym, ona jest od ciebie dużo młodsza!
- I co z tego ile ma lat? - nie mogłem już usiedzieć w miejscu, podszedłem do Caro i położyłem jej dłonie na ramionach. - Nigdy nie dałem ci żadnych powodów, abyś była zmuszona przestać mi ufać. Nigdy. Jestem z tobą, mieszkamy razem, to chyba o czymś świadczy, nie sądzisz?
- Dlaczego więc mi nie powiesz, że jestem dla ciebie najważniejsza? Że mnie kochasz, że ona się dla ciebie nie liczy?
- Bo dobrze wiesz jak jest. A teraz jeżeli już sobie wszystko wyjaśniliśmy, pozwól, że się położę bo jestem bardzo zmęczony. A i jeszcze jedno, nie wracajmy już do tego tematu, proszę. Kłótnia na początek roku raczej dobrze nie wróży. - odparłem i udałem się w stronę sypialni. Dobrze jednak wiedziałem, że to wcale nie jest koniec tematu i nie raz jeszcze będziemy do tego wracać. Taka jest Caro, pod tym względem nie zmieniła się nawet odrobinę. Z drugiej jednak strony mogłem jej przypomnieć dlaczego się rozstaliśmy jakiś czas temu, z pewnością to by zakończyło nasze wszelkie spory. No ale, wybaczyłem jej i obiecałem, że zapomnę i nie będę do tego wracać, chyba byłbym ostatnim chamem gdybym teraz zerwał naszą niepisaną umowę. Zaczęliśmy przecież od nowa, od czystej karty. Ale może jako facet mam inny pogląd na życie i rożne sprawy, może nie byłem dzisiaj do końca szczery z własną dziewczyną, ale nie mógłbym powiedzieć jej słów których ode mnie oczekiwała prosto w oczy, kiedy nie byłem ich pewien. Po prostu nie mogłem.
* IGA *
- Mamo, uspokój się. Powiedz co się stało? - próbowałam wyciągnąć od niej jakieś informacje, ale nie mogłam zrozumieć ani słowa.
- Kochanie... Bo Magda... Boże, nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Co z Magdą? Co się dzieje?! - zaczęłam krzyczeć.
- Madzia miała wypadek, jak wracała z lotniska potrącił ją samochód na przejściu dla pieszych. Ona nie żyje... - z trudem powiedziała moja mama i ponownie zaniosła się płaczem.
Magda nie żyje, moja Magda nie żyje. Nie docierało do mnie to, co właśnie usłyszałam. Nie chciałam przyjąć tego do świadomości, te słowa dudniły mi w głowie pozbawione sensu, jakby ktoś mówił do mnie w obcym dla mnie języku...Telefon wypadł mi z ręki i osunęłam się po ścianie. Po chwili dopiero wybuchnęłam płaczem, nad którym nie potrafiłam zapanować. Marcel stał nie wiedząc co się dzieje, próbował się czegoś ode mnie dowiedzieć, jednak płacz nie pozwalał mi na wypowiedzenie żadnego słowa. Dopiero po około 15 minutach powiedziałam przyjacielowi to, w co jeszcze sama nie wierzyłam.
- Tak mi przykro... - wyznał wyraźnie skruszony - Wiem, że cokolwiek bym teraz nie powiedział to i tak nie zmniejszy twojego bólu, ale wiedz, że gdybyś chciała porozmawiać to jestem i zawsze będę.
- Dziękuję ci Marcel, ale... chciałabym teraz zostać sama. Przepraszam cię.
- O nie nie, sama na pewno nie możesz teraz być. Nie ma nawet takiej opcji. - zaoponował - Skoczę na chwilę do siebie i zaraz wracam.
- Ale na prawdę nie musisz... - chciałam zaprotestować, jednak szybko mi przerwał.
- Jestem za 5 minut.
Po jego wyjściu złożyłam się w kłębek na kanapie wciąż zalewając się łzami. Miałam nadzieję, że to tylko zły sen, ale te dudniące słowa mamy w mojej głowie uświadamiały mnie w rzeczywistości.
5 minut nieobecności Marcela przeciągnęło się do 20, i zamiast niego w pokoju pojawił się... Marco.
- Wiem o wszystkim, Marcel mi powiedział. - uprzedził mnie, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. Wstałam i niemal rzuciłam się w jego ramiona. Uświadomiłam sobie jak bardzo tego potrzebowałam, przytulić się i wypłakać bez zbędnych pytań. I na w przypadku Marco mogłam liczyć. O nic nie pytał, nic nie mówił, jakby czytał w moich myślach, że rozmowa to ostatnia rzecz na jaką mam w tej chwili ochotę. Po prostu stał i głaskał mnie po głowie niczym małe dziecko, próbując nieco uspokoić.
- Płacz, skoro to ma ci pomóc to płacz. - zaczął powtarzać po chwili.
Usiedliśmy, położyłam głowę na jego ramieniu a on objął mnie. Jego obecność chyba mi pomogła, gdyż nagle zaczęłam mówić:
- Marco, jak to jest, że młoda osoba która chce żyć, która ma do tego cholerne prawo, musi odejść. A na świecie zostaje tyle złych ludzi... Zresztą, nie odpowiadaj. Na to chyba nie ma racjonalnej odpowiedzi... Tak w ogóle to nie powinieneś być teraz z Caro? Dostałam twojego smsa, pokłóciliście się?
- Są sprawy ważne i ważniejsze. Przyjaciołom trzeba pomagać, kiedy tej pomocy potrzebują, a ty nie powinnaś być teraz sama.
- To samo mówił Marcel.
- I miał rację. Byłem u niego i kiedy mi powiedział co się stało, nie mogłem być obojętny więc jestem. Mam nadzieję, że będę w stanie ci jakoś pomóc.
- Dziękuję ci. Marcelowi też. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, jak to się mówi.
- Nie tylko w biedzie, na nas zawsze możesz liczyć cokolwiek by się nie działo.
- Miałyśmy tyle planów... - zaczełam znowu płakać - Miałyśmy razem iść na studia, razem zamieszkać. Zresztą, odkąd sięgam pamięcią to wszystko robimy razem. Mój wyjazd do Niemiec to nasza pierwsza tak długa rozłąka. Od dziecka razem w każdej szkole, klasie. Na wakacje, ferie też czasami jeździłyśmy razem. Taka przyjaźń od przedszkola. I to wszystko na marne przez jakiegoś pieprzonego kierowcę, który ją zabił!
- Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale wiem jak wiele może zdziałać czas. Z czasem wszystko się ułoży, będzie dobrze, zobaczysz.. - uspokajał mnie głaszcząc po głowie.
Spędziliśmy tak niemal całą noc - ja użalając się, on próbując mnie pocieszyć. Nad ranem chyba dopiero zasnęłam, gdyż poczułam jak Marco bezszelestnie próbuje wydostać się z objęć.
- Przepraszam, obudziłem cię. Chciałem zrobić jakieś śniadanie... - zaczął się tłumaczyć.
- Nie, nie trzeba. I tak nic nie przełknę. - po chwili zorientowałam się, która jest godzina. - Boże, spędziłeś tu całą noc. Możesz wracać do siebie, dam sobie radę.
- Mogę tu zostać jeśli chcesz. Nigdzie mi się nie spieszy.
- Masz swoje życie, Caro pewnie umiera z niepokoju. Powinieneś wracać.
- No ok. Ale jakby co to dzwoń, będę od razu.
Zgodziłam się na wszystko, nawet na to , że "wartę" miał przejąć Marcel. Jego obecność bardzo mi pomogła, jednak potrzebowałam chwili samotności. Musiałam przemyśleć sobie co dalej...
- Tak mi przykro... - wyznał wyraźnie skruszony - Wiem, że cokolwiek bym teraz nie powiedział to i tak nie zmniejszy twojego bólu, ale wiedz, że gdybyś chciała porozmawiać to jestem i zawsze będę.
- Dziękuję ci Marcel, ale... chciałabym teraz zostać sama. Przepraszam cię.
- O nie nie, sama na pewno nie możesz teraz być. Nie ma nawet takiej opcji. - zaoponował - Skoczę na chwilę do siebie i zaraz wracam.
- Ale na prawdę nie musisz... - chciałam zaprotestować, jednak szybko mi przerwał.
- Jestem za 5 minut.
Po jego wyjściu złożyłam się w kłębek na kanapie wciąż zalewając się łzami. Miałam nadzieję, że to tylko zły sen, ale te dudniące słowa mamy w mojej głowie uświadamiały mnie w rzeczywistości.
5 minut nieobecności Marcela przeciągnęło się do 20, i zamiast niego w pokoju pojawił się... Marco.
- Wiem o wszystkim, Marcel mi powiedział. - uprzedził mnie, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. Wstałam i niemal rzuciłam się w jego ramiona. Uświadomiłam sobie jak bardzo tego potrzebowałam, przytulić się i wypłakać bez zbędnych pytań. I na w przypadku Marco mogłam liczyć. O nic nie pytał, nic nie mówił, jakby czytał w moich myślach, że rozmowa to ostatnia rzecz na jaką mam w tej chwili ochotę. Po prostu stał i głaskał mnie po głowie niczym małe dziecko, próbując nieco uspokoić.
- Płacz, skoro to ma ci pomóc to płacz. - zaczął powtarzać po chwili.
Usiedliśmy, położyłam głowę na jego ramieniu a on objął mnie. Jego obecność chyba mi pomogła, gdyż nagle zaczęłam mówić:
- Marco, jak to jest, że młoda osoba która chce żyć, która ma do tego cholerne prawo, musi odejść. A na świecie zostaje tyle złych ludzi... Zresztą, nie odpowiadaj. Na to chyba nie ma racjonalnej odpowiedzi... Tak w ogóle to nie powinieneś być teraz z Caro? Dostałam twojego smsa, pokłóciliście się?
- Są sprawy ważne i ważniejsze. Przyjaciołom trzeba pomagać, kiedy tej pomocy potrzebują, a ty nie powinnaś być teraz sama.
- To samo mówił Marcel.
- I miał rację. Byłem u niego i kiedy mi powiedział co się stało, nie mogłem być obojętny więc jestem. Mam nadzieję, że będę w stanie ci jakoś pomóc.
- Dziękuję ci. Marcelowi też. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, jak to się mówi.
- Nie tylko w biedzie, na nas zawsze możesz liczyć cokolwiek by się nie działo.
- Miałyśmy tyle planów... - zaczełam znowu płakać - Miałyśmy razem iść na studia, razem zamieszkać. Zresztą, odkąd sięgam pamięcią to wszystko robimy razem. Mój wyjazd do Niemiec to nasza pierwsza tak długa rozłąka. Od dziecka razem w każdej szkole, klasie. Na wakacje, ferie też czasami jeździłyśmy razem. Taka przyjaźń od przedszkola. I to wszystko na marne przez jakiegoś pieprzonego kierowcę, który ją zabił!
- Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale wiem jak wiele może zdziałać czas. Z czasem wszystko się ułoży, będzie dobrze, zobaczysz.. - uspokajał mnie głaszcząc po głowie.
Spędziliśmy tak niemal całą noc - ja użalając się, on próbując mnie pocieszyć. Nad ranem chyba dopiero zasnęłam, gdyż poczułam jak Marco bezszelestnie próbuje wydostać się z objęć.
- Przepraszam, obudziłem cię. Chciałem zrobić jakieś śniadanie... - zaczął się tłumaczyć.
- Nie, nie trzeba. I tak nic nie przełknę. - po chwili zorientowałam się, która jest godzina. - Boże, spędziłeś tu całą noc. Możesz wracać do siebie, dam sobie radę.
- Mogę tu zostać jeśli chcesz. Nigdzie mi się nie spieszy.
- Masz swoje życie, Caro pewnie umiera z niepokoju. Powinieneś wracać.
- No ok. Ale jakby co to dzwoń, będę od razu.
Zgodziłam się na wszystko, nawet na to , że "wartę" miał przejąć Marcel. Jego obecność bardzo mi pomogła, jednak potrzebowałam chwili samotności. Musiałam przemyśleć sobie co dalej...
* MARCO *
Wracałem do siebie pełen obaw. Wiedziałem, że Caro się wścieknie. Nie powiedziałem, że nie wrócę na noc i nie dałem żadnego znaku życia. Ale w końcu nie mogłem zostawić Igi, nie w takim momencie.
- Miałeś iść tylko na chwilę do Marcela a nie było cię całą noc ! - usłyszałem na wstępie - Możesz łaskawie mi powiedzieć, gdzie się podziewałeś?
- Byłem u Igi. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
- SŁUCHAM?! I mówisz mi o tym od tako?
- Sytuacja była szczególna...
- Szczególna do spędzenia z nią nocy? - przerwała mi natychmiast. - Chyba nic tu po mnie...
- Poczekaj - zatrzymałem ją - jej najlepsza przyjaciółka zginęła wczoraj w wypadku. Nie mogłem jej zostawić w takim stanie, zrozum.
- Rozumiem wszystko. Ale twojego zachowania już nie. Zastanów się kto dla ciebie jest najważniejszy. - odpowiedziała urażona i wyszła z domu. Nie wierzę, że nawet w takiej sytuacji potrafi zrobić awanturę...
___________________________________________
Na szybko, byle jak. Studia pochłaniają tyle czasu....
O Matko :(
OdpowiedzUsuńI się poryczałam, to takie smutne :'(
Mam nadzieję, że przyjaciele pomoga Idzie wrócić do dawnego życia :)
Czekam na nexta i pozdrawiam :***
Kiedy nowy ?:)
OdpowiedzUsuńTworzy się , niestety nie mam czasu aby go dokończyć :(
Usuń