wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 26

- Cześć Iga. Możemy porozmawiać?
I tak oto w drzwiach pojawiła się Caro. Czego ona ode mnie chce? Choć w sumie mogę się domyślać.
- Jasne. - odpowiedziałam niepewnie. - Usiądź.
- Nie, dzięki. Przyszłam na tylko na chwilę. Zapewne domyślasz się w jakiej sprawie tu jestem.
- Domyślać mogę się wielu rzeczy, więc wolałabym abyś przeszła do sedna sprawy.
- Ok. Wiem, że przechodzisz teraz ciężki okres w życiu, Marco mi powiedział. Na prawdę ci współczuję, to straszne stracić kogoś bliskiego.
- Tak, masz rację, to straszne. Ale chyba nie jesteś tu po to aby złożyć mi kondolencje? - powiedziałam nieco ostrym tonem.
- Uważam, że nie powinnaś absorbować tym Marco. On ma wiele swoich problemów, kłopotów w klubie i powinien mieć czysty umysł na boisku a nie zajmować się jeszcze problemami innych. Przepraszam, ale taka jest prawda. On nie może być na każde twoje skinienie.
Totalnie mnie zatkało. Jak ona śmie mówić mi takie rzeczy?
- Marco nie jest na każde moje skinienie. Ani razu nie poprosiłam go o spotkanie, odwiedza mnie z własnej woli i stara się mnie wspierać, bo tak właśnie robią przyjaciele. Ale co ty możesz o tym wiedzieć...
- Coś sugerujesz?
- Niczego nie sugeruję. On jest dorosłą osobą świadomą własnych czynów. I wydaje mi się, że nie chodzi ci jedynie o to, że mi pomaga. Nie musisz być zazdrosna, jesteśmy jedynie przyjaciółmi.
Po tym co jej powiedziałam, napięcie z jej twarzy nieco zeszło. Na początku byłam na nią wściekła za to, co powiedziała. Teraz zwyczajnie zrobiło mi się jej żal. Cel jej wizyty jest oczywisty; wcale nie jest taka wyrozumiała jak mi się wydawało. Jest cholernie o Marco zazdrosna i widać stałam się powodem ich poróżnień. Przypomniała mi się jego odpowiedź na moje pytanie jak im się układa "Bywało znacznie lepiej".
- Wiesz, tak właściwie to ci zazdroszczę. - powiedziała zamyślona. Moje pytające spojrzenie dało jej do zrozumienia aby kontynuowała. - Ja nie potrafię sprawić, aby Marco zajął tak się moimi problemami, mimo, że to ja jestem jego dziewczyną. Tobie bez proszenia jest w stanie odpuścić odpoczynek po treningu i pomóc.
No i co ja mam jej na to odpowiedzieć?
- Myślę, że błędnie to odczytujesz. Ciebie w takiej sytuacji też by nie zostawił.
- On już taki jest, chciałby wszystkim pomagać a najlepiej to uratować cały świat. Jednak uważam, że... byłoby lepiej gdybyście się nie spotykali...
- Nie możesz go izolować od wszystkich ludzi. Poza tym, Marco będzie przychodził do Marcela więc nieuniknione jest, że będziemy się widywać. To wszystko co mówisz i twoja obecność tu jest niedorzeczna i nieuzasadniona i faktycznie byłoby lepiej, ale żebyś stąd wyszła.
Moje współczucie wobec niej uleciało szybciej niż się pojawiło. Znowu jestem na nią niesamowicie zła.
- Nie zniszczysz naszego związku, pamiętaj o tym. Jest mu cię żal, ale to tylko tyle. Nie licz, że coś w tej sprawie się zmieni.
Po tych słowach wyszła, a mnie z tego wszystkiego chciało się po prostu śmiać. Ile ona ma lat aby przychodzić tu i mnie pouczać. Dobre zachowanie dla gówniary, mimo, że to ta jestem tu "ta dużo młodsza". Czy ona na prawdę nie rozumie, że w chwili obecnej "odbijanie" jej Marco to ostatnia rzecz na jaką mam w tej chwili ochotę? Mam dużo poważniejszych problemów.
Weszłam do kuchni, spotykając pytające spojrzenie Marcela.
- Właśnie wyszła stąd wściekła Caro. Czego chciała? - spytał z lekką nutką szoku w głosie.
- W skrócie to chciała, abym trzymała się od Marco z daleka. Mam nie zaprzątać mu głowy swoimi problemami bo ma mieć czysty umysł na boisku. - wyjaśniłam nie okazując żadnych emocji, choć w środku gotowałam się ze złości.
- Nie wierzę. Na prawdę tak powiedziała?
- Możesz jej spytać. Albo swojego kumpla ale podejrzewam, że nic nie wie o jej odwiedzinach. Ale wiesz... może ona ma rację? - zaczęłam się zastanawiać - Może faktycznie nie powinnam zaprzątać mu głowy moimi problemami. A przede wszystkim, nie chcę aby kłócili się przeze mnie.
- Przestań. Skoro chce to ci pomaga, po to są przyjaciele. A Caro wcale nie chodzi o tę jego pomoc,  jest zazdrosna i prawdopodobnie nie myśli racjonalnie.
- To już zauważyłam. Po prostu nie chce im stawać na drodze. Sam widzisz jak ona reaguje a jeśli oni się nie daj boże przeze mnie rozstaną to nigdy sobie tego nie wybaczę...
-Daj spokój, Iga. W ogóle nie przejmuj się tym, nawet jeśli mieliby się rozstać to wbrew temu co myślisz nie będzie to przez ciebie.
- Co masz przez to na myśli?
- Nic takiego. Kiedyś byli fajną parą ale teraz to się trochę zmieniło. Wygląda to tak, jakby Caro trzymała Marco pod pantoflem a jak go znam, na dłuższą metę to nie wyjdzie. Ale dobra, nie wysnuwajmy pochopnych wniosków, może lepiej mi powiedz co zrobisz na kolację? - spojrzał na mnie wzrokiem szczeniaczka skutecznie mnie rozśmieszając.

* MARCO *


- Cześć, już jestem. - powiedziała Caro wchodząc do salonu gdzie oglądałem telewizję. 
- Cześć. Powiesz mi gdzie byłaś? - spytałem, choć prawda jest taka, że widziałem jak wychodziła od Marcela. Pytanie tylko, co tam robiła?
- Eee... musiałam załatwić kilka spraw na mieście, a później spotkałam się z Cathy.
- I... ? - starałem się, aby sama się przyznała.
- I tyle. Jadłeś już? - zmieniła temat, co robiła często żeby tylko nie rozmawiać o problematycznej kwestii. Nie tym razem moja droga.
- Nie kłam, Caro. Widziałem jak niedawno wychodziłaś od Marcela. Po co tam byłaś?
- Ja..ee..- jąkała się - No dobra, rozmawiałam z Igą. Machnęła rękoma w geście poddania się.
- O czym?
- Marco - podeszła i położyła mi ręce na ramionach - Ona ma na ciebie zły wpływ. Nie możesz tak się przejmować tym, co dzieje się w jej życiu. Nie jest przecież sama, ma Marcela i swoich znajomych. To się źle odbija na twojej formie.
- Nie wierze..- powiedziałem cicho - Poszłaś tam jej to powiedzieć?
- Tak.. Powiedziałam jej, że będzie lepiej jeśli nie będziecie się spotykać.
- Na prawdę tak jej powiedziałaś? - wycedziłem przez zęby starając się nad sobą zapanować. Nadal nie docierało do mnie to, co przed chwilą usłyszałem.
- Dlaczego jesteś taki zdziwiony? Czy ty nie widzisz jak bardzo jesteś zaabsorbowany w jej problemy?
Tego już za wiele. Zrzuciłem jej ręce i zacząłem nerwowo chodzić po pokoju aby się uspokoić, jednak niewiele mi to dało. W końcu nie wytrzymałem.
- Czy ty wiesz, że ona właśnie przeżywa śmierć kogoś bliskiego?! - krzyknąłem. - Jak mogłaś iść do niej i coś takiego jej nagadać! Ona potrzebuje w tej chwili pomocy, wsparcia a ja jestem jej przyjacielem, powtarzam - PRZYJACIELEM i właśnie to powinienem robić do jasnej cholery! Poza tym, chyba nie sądzisz, że będziesz mi wybierać znajomych?
- Ona chce nas rozdzielić, nie widzisz tego?! I bardzo dobrze jej to idzie, bo jesteś na każde zawołanie!
- Jak możesz być taką egoistką? Nie poznaje cię. Ona nie chce nas rozdzielić, na miłość boską. A jedyną osobą, której może się to udać jesteś ty i twoja bezpodstawna zazdrość.
- Mam o co być zazdrosna. Sam w Dubaju się przyznałeś, że ci się podoba. Widziałam jak na nią patrzyłeś na imprezie u Marcela. Mam dalej wymieniać?
- Mam dość Caro. - usiadłem i zasłoniłem twarz dłońmi próbując nieco ochłonąć. - Mam już tego serdecznie dość.
- O czym ty mówisz? - spytała przerażona. - Chcesz odejść? Marco, proszę cię. Przez jedną głupią rozmowę chcesz zakończyć nasz związek?
- Już nie chodzi o jedną o rozmowę, która muszę przyznać przelała czarę goryczy. Chodzi o to, że się zmieniłaś. Ja w sumie też. Nie jest jak kiedyś i głupi byłem kiedy myślałem, że uda nam się odtworzyć to co było. Nie potrafię poradzić sobie z twoją zazdrością. Będziesz uniemożliwiać mi spotkania z każdym, komu zechcę pomóc?
- To nie tak, Marco. Proszę, nie rób tego. Nie bądź na mnie zły.
- W tej chwili jestem na ciebie wściekły. - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Nie chce podejmować żadnych decyzji pod wpływem emocji, dlatego będzie lepiej jak będę spał dzisiaj tutaj, w salonie. Muszę sobie przemyśleć wiele rzeczy i ty lepiej też to zrób. A teraz idę pod prysznic.
Stojąc pod strumieniem gorącej wody zastanawiałem się co dalej. Tego już było za wiele, jak ona mogła iść do Igi i tak jej nagadać? I nie wierzę, że ona nie widzi w tym nic złego! Może Marcel miał rację, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, może nie powinienem wracać do Caro.. Ogarnięty złością, wątpliwościami położyłem się spać. Jednak moja głowa niemal eksplodowała od nadmiaru myśli, więc postanowiłem się przewietrzyć. Może mroźne powietrze  albo wszelkie znaki na niebie podpowiedzą co robić...


wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 25

 Minęły dwa tygodnie od pogrzebu Magdy, choć miałam wrażenie jakby to było wczoraj. Powoli oswajałam się z myślą, że już nigdy z nią nie porozmawiam, nie zobaczę jej. Nadal było mi niesamowicie ciężko, czasami płakałam w nocy oglądając nasze zdjęcia, cofając się wspomnieniami. Była...Jest, wspaniałą przyjaciółką. Jest i zawsze będzie. Jednak mimo tej ciężkiej sytuacji musiałam podjąć decyzję - co dalej. W końcu byłam bezrobotna, a wkrótce też bez dachu nad głową, bo jedną, najważniejszą z decyzji już podjęłam, powrót do Niemiec. Bardzo długo rozmawiałam o tym z rodzicami , mama wszelkimi sposobami próbowała nakłonić mnie do zmiany decyzji. Ale ja już w dniu pogrzebu wiedziałam, że w Polsce nie zostanę. Tak, wiem. Egoistyczne zagranie z mojej strony. Rodzice umierają z niepokoju, mama Magdy również potrzebuje wsparcia kogoś, kto z jej córką był blisko, no i Kuba - a ja postanawiam ich wszystkich z tym zostawić. Ale w tym wszystkim też jestem ja, muszę też pomyśleć o sobie, gdyż moje serce również rozpadło się na milion kawałków. Ja niestety też muszę żyć dalej i postanowić, co z tym życiem na obczyźnie zrobić.
- Ok, jutro odbiorę cię z lotniska. Do zobaczenia. - zakończył Marcel telefoniczną rozmowę, w której ustaliliśmy mój powrót i inne związane z tym sprawy. Walizki zostały spakowane, bilet zakupiony, klamka zapadła.


- Jesteś pewna, że chcesz tam wracać? - pytała mama, kiedy stałam już gotowa do drogi na lotnisko - Będziesz tam sama, nie masz przecież pracy.
- Mamo, rozmawiałyśmy już o tym. I nie będę tam sama, mam tam przyjaciół, którzy mi pomogą. Nie mogę tu być, muszę nabrać dystansu...
- Och córeczko, tak szybko stałaś się taka dorosła.. - położyła rękę na moim policzku - Pamiętaj, że to tu jest twój dom i będziemy na ciebie czekać. Zawsze możesz na nas liczyć bez względu gdzie jesteś. Kocham cię.
- Ja ciebie też, mamo. Pa. - uściskałam ją i wsiadłam do taksówki.
Miała rację, te miesiące w Niemczech, strata przyjaciółki sprawiło, że dojrzałam. Stałam się "bardziej dorosła" jak określiła.

- Iga! - krzyknął Marcel machając na mój widok. Lot minął bezproblemowo, przynajmniej z technicznej strony. W mojej głowie wciąż szalał niepokój o przyszłość.
- Fajnie, że znów jesteś. Wszystko w porządku?
- Wszystko ok. Zabierz mnie, proszę, do domu.
- Jasna sprawa, mojego?
- Nie, Pana Edmunda. Muszę zabrać kilka rzeczy, spakować się do końca.
Razem z Marcelem ustaliliśmy, że zatrzymam się u niego. On mieszkał sam, ma spore mieszkanie więc każdy będzie miał swój kąt. Poza tym, potrzebuję teraz jakiegoś towarzystwa, sama chyba bym zwariowała. Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Spakowałam swoje rzeczy i z pomocą przyjaciela zanieśliśmy wszystko do jego mieszkania.
- Tu będzie twój pokój, może być? - spytał pokazując mi pomieszczenie. Wszystko było tam takie nowoczesne. Białe ściany, kremowe zasłony, wielka szafa z lustrem i ogromne łóżko. Zupełnie jak w pięciogwiazdkowym hotelu.
- Jasne, jest super. Jeszcze raz dzięki Marcel, ale zostaje tu tylko do momentu aż nie znajdę sobie nowej pracy i jakiegoś lokum.
- Kwestia dyskusyjna. - odparł z uśmiechem i wyszedł, dając mi czas na rozpakowanie się.


* MARCO *


- Pojedziesz dzisiaj ze mną na zakupy? - spytała Caro.
- Dzisiaj wraca Iga. Chciałem sprawdzić, czy wszystko u niej ok.. - odparłem nieśmiało, wiedząc, że może być to lont zapalny do kłótni. W sumie nic nowego, kłócimy się cały czas, o wszystko.
- I zajmie ci to całe popołudnie? Od kiedy z ciebie taka dobra dusza?
- Posłuchaj, ona ma teraz na prawdę gówniany okres w życiu. Potrzebuje przyjaciół, a ja nim jestem.
- Ma też Marcela, dlaczego to ciągle ty musisz być na każde jej skinienie? - odparła z wyrzutem.
- Nie jestem na jej skinienie, nawet nie prosiła mnie o spotkanie. Po prostu chce się upewnić czy u niej wszystko w porządku. - westchnąłem - Na prawdę jesteś o nią aż tak zazdrosna?
- Nie jestem zazdrosna, denerwuje mnie jedynie, że wolisz spędzać czas z nią niż ze mną. To pojedziesz ze mną na te zakupy czy nie?
- Pojadę. - odparłem zrezygnowany. I tak wyglądał każdy dzień, jeżeli nie robiłem tego na co ona ma ochotę wywiązywała się nieprzyjemna wymiana zdań, po której zawsze kapitulowałem. Nie chce się kłócić, jesteśmy razem, ale ciągle odnoszę wrażenie, że w tym związku zawsze jestem po przegranej stronie bo chyba tylko mnie zależy aby jakoś to wyszło. Niestety ona nie potrafi pójść na kompromis.
- Może być? - spytała mierząc już chyba setną sukienkę.
- Jasne. - odparłem - Swoją drogą dlaczego na zakupy nie zabierzesz jakiejś przyjaciółki? To przecież babskie sprawy..
- W ten sposób możemy spędzić trochę czasu razem. - spojrzała na mnie, jakbym spytał czy ziemia faktycznie jest okrągła - Ciągle cię nie ma, ciągle jakieś wyjazdy i mecze. Czasami też chce mieć ciebie tylko dla siebie.
- Taka jest moja praca, wiesz o tym doskonale. A ciąganie mnie po sklepach nie jest na liście moich marzeń. Zmieniłaś się Caro... Kiedyś wolałabyś spędzić to popołudnie w domu a nie w centrum handlowym.
- Ty też się zmieniłeś. Kiedyś wolałbyś mnie ponad wszystko niż inne dziewczyny.
- Dobra, żałuję że w ogóle zacząłem ten temat. Jestem już zmęczony więc albo zostajesz albo wracasz ze mną do domu. To jak?
- No dobra, wracamy. - odpowiedziała naburmuszona.
W takich chwilach jak te zastanawiam się, czy to był aby na pewno dobry pomysł znowu razem mieszkać, w ogóle wracać do siebie. Ale kiedy siedzimy wieczorem oglądając jakiś film, rozmawiając, przytulając się myślę, że jeszcze może być dobrze. Że może być jak kiedyś, choć możliwe, że jestem jedynie niepoprawnym optymistą...
- Dobra, zakupy mamy odhaczone. Teraz idę na chwilę do Marcela a później możemy obejrzeć jakiś film...albo coś innego. - poruszyłem znacząco brwiami jasno dając jej do zrozumienia o czym myślę. Akurat w tej kwestii ogień nie zmalał, wiadomo o czym mówię.
- Chętnie ale muszę coś załatwić na mieście. Nie czekaj na mnie. - odparła zamyślona.
- Hmm..no okej, jak wolisz. Po kilku minutach byłem już u kumpla.
- Siema, no i jak tam? - spytałem przyjaciela.
- Jeżeli pytasz o Igę to jest w pokoju gościnnym. Właśnie, nie mówiłem ci ale uzgodniliśmy, że Iga zatrzyma się u mnie.
- To fajnie z twojej strony. Pójdę się z nią przywitać.

*  IGA  *


 Powoli kończyłam rozpakowywanie, kiedy do pokoju wszedł Marco.
- Cześć Iga. Jak się czujesz? - spytał.
- Cześć. Bywało znacznie lepiej. Nie odpowiadając podszedł i zwyczajnie mnie przytulił. Tego mi brakowało. Nie wiem dlaczego ale z Marcelem to by nie było to samo, choć też jesteśmy przyjaciółmi, z nim trzymam się na dystans jeśli chodzi o ten aspekt...  
- Będzie dobrze, zobaczysz. 
- Musi być. - odpowiedziałam cicho, "odklejając się" od Marco. - Dziękuję, że przyszedłeś. Wasza pomoc na prawdę wiele dla mnie znaczy. Ale Caro nie będzie zła, że tu jesteś?
- Zła, że chce sprawdzić co u mojej ulubionej przyjaciółki? Nie powinna.
- Jest na prawdę wyrozumiała, masz szczęście, że ją masz. - powiedziałam, choć kątem oka zauważyłam, że na te słowa lekko się skrzywił. - Wszystko u was w porządku?
- Och, no wiesz. "Bywało znacznie lepiej" - uśmiechnął się smutno. - No ale nie rozmawiajmy o niej. Jakie masz plany w związku z pracą i takie tam?
- Muszę czegoś poszukać, nie mogę tkwić w miejscu. No i przede wszystkim muszę znaleźć jakieś mieszkanie, nie będę siedziała Marcelowi na głowie.
- Mogę ci pomóc w sprawie pracy, jeśli chcesz. Bo jeśli chodzi o mieszkanie to jestem pewny, że Marcel nie ma nic przeciwko. W końcu może jego mama przestanie robić mu naloty wiedząc, że ma gościa.
- Albo wręcz przeciwnie. - zaczęliśmy się śmiać - Ale z pracą sobie poradzę, dzięki. 
- Jesteś pewna? Bo wiesz, wszyscy mnie tu znają... mogę to wykorzystać. - uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, jestem pewna że tak właśnie jest. Ale też z tego względu muszę ci odmówić, dam sobie radę. 
Pogadaliśmy jeszcze trochę o wszystkim i o niczym, po czym Marco wyszedł. Lubię z nim rozmawiać, nasze rozmowy są takie.. "oczyszczające" . Choć może nie tylko to lubię...
Godzinę po jego wyjściu znowu miałam gościa. Kogoś, kogo umieściłabym na ostatnim miejscu listy gości, których mogłabym się spodziewać...
- Cześć Iga. Możemy porozmawiać?

________________________________________________________________

Wracam, choć praktycznie z niczym. Mam wiele pomysłów ale w głowie, nie potrafię ich przelać ani ubrać w sensowne słowa.  Serio, tak ciężko jak tego rozdziału nigdy niczego mi się nie pisało. Ale wstawię, bo moja przerwa trwa zdecydowanie za długo. Postaram się dodawać w miarę częściej i bardziej sensowne rozdziały. Z góry za to powyższe przepraszam.



środa, 22 października 2014

Rozdział 24

* MARCO *


Stałem pod drzwiami własnego domu lekko poddenerwowany. Widziałem palące się lampy w oknach, więc nie spodziewałem się tam nikogo innego od Caro. Nie byłem jednak chyba gotowy na rozmowę z nią, która była niestety nieunikniona mając na uwadze naszą kłótnię w Dubaju. Co miałbym jej powiedzieć, skoro sam jeszcze nie wiem co myślę i czuję? Mam na prawdę wielki mętlik w głowie. Postanowiłem w końcu wejść do środka, na zewnątrz było na prawdę zimno. Nieśmiało otworzyłem drzwi puszczając walizkę przed sobą. W tej samej chwili usłyszałem głos mojej dziewczyny:
- Jesteś. Chyba musimy porozmawiać. 
Pięknie, pomyślałem. 
- Jasne, pozwól mi najpierw wejść do środka. - odparłem dość arogancko, choć sam nie wiem dlaczego, nie chciałem aby tak to zabrzmiało.
- Powiedz mi wreszcie, co tak na prawdę jest między tobą a Igą? - spytała Caro, kiedy usiadłem na kanapie w oczekiwaniu na lawinę pytań.
- Po raz kolejny ci mówię, że między nami nic nie ma, po prostu się przyjaźnimy. 
- Wyraźnie słyszałam jak mówiłeś, że ci się podoba. To chyba ma jakieś znaczenie?
- Owszem, podoba mi się tak samo jak każda inna ładna dziewczyna spotkana na ulicy. Podoba mi się fizycznie, jako osoba i tylko pod tym względem. Rozumiesz?
- Nie rozumiem i nigdy tego nie zrozumiem. - kontynuowała- Nie wierzę w taką przyjaźń. Postaw się na moim miejscu, co byś zrobił gdybym to ja przyjaźniła się z mężczyzną, który mi się podoba? Dalej byś twierdził, że to nic takiego? Po za tym, ona jest od ciebie dużo młodsza!
- I co z tego ile ma lat? - nie mogłem już usiedzieć w miejscu, podszedłem do Caro i położyłem jej dłonie na ramionach. - Nigdy nie dałem ci żadnych powodów, abyś była zmuszona przestać mi ufać. Nigdy. Jestem z tobą, mieszkamy razem, to chyba o czymś świadczy, nie sądzisz?
- Dlaczego więc mi nie powiesz, że jestem dla ciebie najważniejsza? Że mnie kochasz, że ona się dla ciebie nie liczy?
- Bo dobrze wiesz jak jest. A teraz jeżeli już sobie wszystko wyjaśniliśmy, pozwól, że się położę bo jestem bardzo zmęczony. A i jeszcze jedno, nie wracajmy już do tego tematu, proszę. Kłótnia na początek roku raczej dobrze nie wróży. - odparłem i udałem się w stronę sypialni. Dobrze jednak wiedziałem, że to wcale nie jest koniec tematu i nie raz jeszcze będziemy do tego wracać. Taka jest Caro, pod tym względem nie zmieniła się nawet odrobinę. Z drugiej jednak strony mogłem jej przypomnieć dlaczego się rozstaliśmy jakiś czas temu, z pewnością to by zakończyło nasze wszelkie spory. No ale, wybaczyłem jej i obiecałem, że zapomnę i nie będę do tego wracać, chyba byłbym ostatnim chamem gdybym teraz zerwał naszą niepisaną umowę. Zaczęliśmy przecież od nowa, od czystej karty. Ale może jako facet mam inny pogląd na życie i rożne sprawy, może nie byłem dzisiaj do końca szczery z własną dziewczyną, ale nie mógłbym powiedzieć jej słów których ode mnie oczekiwała prosto w oczy, kiedy nie byłem ich pewien. Po prostu nie mogłem.


* IGA *

- Mamo, uspokój się. Powiedz co się stało? - próbowałam wyciągnąć od niej jakieś informacje, ale nie mogłam zrozumieć ani słowa.
- Kochanie... Bo Magda... Boże, nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Co z Magdą? Co się dzieje?! - zaczęłam krzyczeć.
- Madzia miała wypadek, jak wracała z lotniska potrącił ją samochód na przejściu dla pieszych. Ona nie żyje... - z trudem powiedziała moja mama i ponownie zaniosła się płaczem.
Magda nie żyje, moja Magda nie żyje. Nie docierało do mnie to, co właśnie usłyszałam. Nie chciałam przyjąć tego do świadomości, te słowa dudniły mi w głowie pozbawione sensu, jakby ktoś mówił do mnie w obcym dla mnie języku...Telefon wypadł mi z ręki i osunęłam się po ścianie. Po chwili dopiero wybuchnęłam płaczem, nad którym nie potrafiłam zapanować. Marcel stał nie wiedząc co się dzieje, próbował się czegoś ode mnie dowiedzieć, jednak płacz nie pozwalał mi na wypowiedzenie żadnego słowa. Dopiero po około 15 minutach powiedziałam przyjacielowi to, w co jeszcze sama nie wierzyłam.
- Tak mi przykro... - wyznał wyraźnie skruszony - Wiem, że cokolwiek bym teraz nie powiedział to i tak nie zmniejszy twojego bólu, ale wiedz, że gdybyś chciała porozmawiać to jestem i zawsze będę. 
- Dziękuję ci Marcel, ale... chciałabym teraz zostać sama. Przepraszam cię.
- O nie nie, sama na pewno nie możesz teraz być. Nie ma nawet takiej opcji. - zaoponował - Skoczę na chwilę do siebie i zaraz wracam.
- Ale na prawdę nie musisz... - chciałam zaprotestować, jednak szybko mi przerwał.
- Jestem za 5 minut.
Po jego wyjściu złożyłam się w kłębek na kanapie wciąż zalewając się łzami. Miałam nadzieję, że to tylko zły sen, ale te dudniące słowa mamy w mojej głowie uświadamiały mnie w rzeczywistości.
  5 minut nieobecności Marcela przeciągnęło się do 20, i zamiast niego w pokoju pojawił się... Marco.
- Wiem o wszystkim, Marcel mi powiedział. - uprzedził mnie, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. Wstałam i niemal rzuciłam się w jego ramiona. Uświadomiłam sobie jak bardzo tego potrzebowałam, przytulić się i wypłakać bez zbędnych pytań. I na w przypadku Marco mogłam liczyć. O nic nie pytał, nic nie mówił, jakby czytał w moich myślach, że rozmowa to ostatnia rzecz na jaką mam w tej chwili ochotę. Po prostu stał i głaskał mnie po głowie niczym małe dziecko, próbując nieco uspokoić.
- Płacz, skoro to ma ci pomóc to płacz. - zaczął powtarzać po chwili.
Usiedliśmy, położyłam głowę na jego ramieniu a on objął mnie. Jego obecność chyba mi pomogła, gdyż nagle zaczęłam mówić:
- Marco, jak to jest, że młoda osoba która chce żyć, która ma do tego cholerne prawo, musi odejść. A na świecie zostaje tyle złych ludzi... Zresztą, nie odpowiadaj. Na to chyba nie ma racjonalnej odpowiedzi...  Tak w ogóle to nie powinieneś być teraz z Caro? Dostałam twojego smsa, pokłóciliście się?
- Są sprawy ważne i ważniejsze. Przyjaciołom trzeba pomagać, kiedy tej pomocy potrzebują, a ty nie powinnaś być teraz sama.
- To samo mówił Marcel.
- I miał rację. Byłem u niego i kiedy mi powiedział co się stało, nie mogłem być obojętny więc jestem. Mam nadzieję, że będę w stanie ci jakoś pomóc.
- Dziękuję ci. Marcelowi też. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, jak to się mówi.
- Nie tylko w biedzie, na nas zawsze możesz liczyć  cokolwiek by się nie działo.
- Miałyśmy tyle planów... - zaczełam znowu płakać - Miałyśmy razem iść na studia, razem zamieszkać. Zresztą, odkąd sięgam pamięcią to wszystko robimy razem. Mój wyjazd do Niemiec to nasza pierwsza tak długa rozłąka. Od dziecka razem w każdej szkole, klasie. Na wakacje, ferie też czasami jeździłyśmy razem. Taka przyjaźń od przedszkola. I to wszystko na marne przez jakiegoś  pieprzonego kierowcę, który ją zabił!
- Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale wiem jak wiele może zdziałać czas. Z czasem wszystko się ułoży, będzie dobrze, zobaczysz.. - uspokajał mnie głaszcząc po głowie.
Spędziliśmy tak niemal całą noc - ja użalając się, on próbując mnie pocieszyć. Nad ranem chyba dopiero zasnęłam, gdyż poczułam jak Marco bezszelestnie próbuje wydostać się z objęć.
- Przepraszam, obudziłem cię. Chciałem zrobić jakieś śniadanie... - zaczął się tłumaczyć.
- Nie, nie trzeba. I tak nic nie przełknę. - po chwili zorientowałam się, która jest godzina. - Boże, spędziłeś tu całą noc. Możesz wracać do siebie, dam sobie radę.
- Mogę tu zostać jeśli chcesz. Nigdzie mi się nie spieszy.
- Masz swoje życie,  Caro pewnie umiera z niepokoju. Powinieneś wracać.
- No ok. Ale jakby co to dzwoń, będę od razu.
Zgodziłam się na wszystko, nawet na to , że "wartę" miał przejąć Marcel. Jego obecność bardzo mi pomogła, jednak potrzebowałam chwili samotności. Musiałam przemyśleć sobie co dalej...

* MARCO *


Wracałem do siebie pełen obaw. Wiedziałem, że Caro się wścieknie. Nie powiedziałem, że nie wrócę na noc i nie dałem żadnego znaku życia. Ale w końcu nie mogłem zostawić Igi, nie w takim momencie.
- Miałeś iść tylko na chwilę do Marcela a nie było cię całą noc ! - usłyszałem na wstępie - Możesz łaskawie mi powiedzieć, gdzie się podziewałeś?
- Byłem u Igi. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
- SŁUCHAM?! I mówisz mi o tym od tako?
- Sytuacja była szczególna...
- Szczególna do spędzenia z nią nocy? - przerwała mi natychmiast. - Chyba nic tu po mnie...
- Poczekaj - zatrzymałem ją - jej najlepsza przyjaciółka zginęła wczoraj w wypadku. Nie mogłem jej zostawić w takim stanie, zrozum.
- Rozumiem wszystko. Ale twojego zachowania już nie. Zastanów się kto dla ciebie jest najważniejszy. - odpowiedziała urażona i wyszła z domu. Nie wierzę, że nawet w takiej sytuacji potrafi  zrobić awanturę...

___________________________________________

Na szybko, byle jak. Studia pochłaniają tyle czasu....


sobota, 13 września 2014

Rozdział 23

Moje obawy dotyczące spędzania Sylwestra wspólnie ze znajomymi z klasy licealnej były jak najbardziej słuszne. Z każdej strony docierały do mnie żale z powodu trudnej sesji, momenty ekscytacji podczas opowiadania o wakacjach w Dubaju czy na Ibizie. Ja niewiele miałam do powiedzenia na ten temat. No i do tego każdy był ze swoją "drugą połówką". Kiedy wcześniej mówiłam o tych wątpliwościach Magdzie, cały czas starała się mnie przekonać, że będzie fajnie i o nic mam się nie martwić. Ale fajnie nie było, przynajmniej w mojej ocenie. Oczywiście, tańczyłam z innymi, rozmawiałam. Ale wszystkie rozmowy sprowadzały się do jednego; dlaczego nie studiuję, jak mi w Niemczech i czy już spotkałam kogoś sławnego z BVB. Miałam w klasie kilku kibiców, ale żaden z nich nie dowiedział się ode mnie o moich znajomościach. Zdawkowo odpowiadałam na ich pytania i z ogromną ulgą tuż po północy wróciłam do domu.
 Około południa przyszła do mnie moja przyjaciółka.
- Szkoda, że tak szybko poszłaś. Michał tak się upił, że robił striptiz na stole! Kuba wszystko nagrał to później ci pokażę. - relacjonowała.
- Super. - odpowiedziałam od niechcenia.
- Oj przepraszam Iguś, miałam spędzać z tobą czas a co chwila wymykałam się z Kubą. Ale wczoraj przynajmniej było normalnie między nami...
- Normalnie? O czym ty mówisz? Macie jakieś problemy? - zasypałam ją pytaniami.
- Chyba się trochę od siebie oddaliliśmy ostatnio... Kuba mi zarzuca, że zbyt dużo czasu poświęcam nauce i "nie ciszę się studenckim życiem".
- Czyli według niego studiowanie polega wyłącznie na bezustannym imprezowaniu?
- Na to wygląda... - westchnęła Magda.
- Nie możecie się kłócić z takiego powodu. To bez sensu. Tak w ogóle dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś, że źle się dzieje między wami?
- Myślałam, że się opamięta i pójdzie po rozum do głowy. Ale chyba się na to nie zanosi.
- Będzie dobrze kochana. - objęłam ją. - A jak nie to zabiorę cię ze sobą do Niemiec i znajdę jakiegoś przystojniaka. I uwierz, mam na prawdę kilku znajomych w totalnie twoim typie.
- W to nie wątpię. - zaśmiała się. - Jednak z twoim Niemcem bym się raczej nie dogadała. Ale teraz tak poważnie, jutro znowu mnie opuszczasz?
- Raczej tak. Ty razem nie wiem jednak na jak długo, to zależy od tego, czy przedłużę umowę czy nie.
Nim Magda zdążyła  cokolwiek odpowiedzieć, mój telefon rozdzwonił się od przychodzących smsów.
- Ktoś chyba miał problemy z zasięgiem skoro 5 smsów przychodzi w tym samym czasie.
- A od kogo to? - spytała przyjaciółka.
- 4 od Marcela, tego mojego przyjaciela co mieszka obok mnie w Niemczech, opowiadałam ci o nim, i jeden od... Marco.
- Tego twojego?
- Nie mojego, ale tak, o tym Marco myślisz.
- I co napisał, że kocha i tęskni? - zapytała rozbawiona.
- Oj Magda, przestań.  - posłałam jej spojrzenie, po którym od razu uśmiech opuścił jej twarz - Swoją drogą bardzo ciekawe, kiedy ci o nim opowiadałam pierwszy raz to nawet nie chciałaś o nim słyszeć a teraz sama pchasz mnie w jego stronę.
-Bo nie wiedziałam, że to takie ciasteczko. - już obie zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili odczytałam na głos treść wiadomości.
- Ktoś tu się chyba wczoraj źle bawił. - stwierdziła.
- Nie wiem o co mu chodzi i nie mam pojęcia gdzie oni obaj się podziewają, bo do żadnego nie chcą dochodzić smsy. Zresztą, nie ważne. Idziemy na spacer? - objęłam Magdę - Muszę się tobą nacieszyć na kolejnych kilka miesięcy.


* * * 

 Stałyśmy obie na lotnisku. Magda uparła się, że mnie odprowadzi, choć szczerze powiedziawszy nie protestowałam. Chciałam ją zobaczyć jeszcze przed odlotem. Czasami wydawało mi się, że jest mi bliższa niż moi właśni rodzice. Z nimi po prostu żegnałam się w domu i to wystarczało. 
- Dzwoń częściej niż ostatnim razem, bądź grzeczna i wracaj szybko. - instruowała mnie jeszcze moja przyjaciółka, choć tych słów bardziej bym się spodziewała po mojej rodzicielce.
- Dobrze, mamo. - odparłam rozbawiona. - A ty ucz się pilnie, zdaj wszystkie egzaminy i bądź częściej online żebym mogła zadzwonić do ciebie na Skype, wtórowałam jej.
 Ostatnie uściski i już po kilku godzinach stąpałam po dortmundzkim lotnisku. Musiałam szybko złapać taxi, gdyż robiło się już ciemno. A jak na moje nieszczęście nie było ani jednej.
- O, cześć Iga. - usłyszałam za plecami męski głos. Był to Eric Durm, nie spodziewałam się, że mnie w ogóle zapamięta. - Właśnie przyleciałaś?
-  Dosłownie kilkanaście minut temu.
- To tak jak ja. Może cię podrzucić gdzieś? Mam tu na parkingu samochód.
- Nie chce ci robić problemu. Poza tym chyba nie będzie ci po drodze.
- To żaden problem, serio. - upierał się - Już prawie ciemno na zewnątrz, niebezpiecznie jest wracać samej z kimś obcym.
Nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić. Jednak w duchu dziękowałam losowi na to, że się tam akurat pojawił, nie wiadomo jak długo musiałabym czekać na jakąś podwózkę do domu pana Edmunda a chłopaków prawdopodobnie jeszcze nie ma.
- To jak Sylwester, udany? - przerwałam panującą ciszę w samochodzie.
- Powiedzmy, że tak. Byłem u rodziny w Austrii, rodzinna imprezka jeśli można ją tak nazwać. A jak u ciebie?
- Szału nie było. Ale lepsze to niż nic, bo jak mówią "Jaki nowy rok, taki cały rok" . 
- I tu ci muszę przyznać rację. 
 Resztę drogi spędziliśmy na miłej rozmowie o świętach, co nieco o piłce nożnej. Nie sądziłam, że jest tak fajnym i pogodnym człowiekiem. Na imprezie u Marcela nie mieliśmy za wiele czasu na rozmowę, więc szybko o Ericu zapomniałam mając go za nudziarza itp. A jak się dzisiaj okazało, całkiem niesłusznie. 
- Jeszcze raz dziękuję bardzo za podwózkę.
- To w ramach podziękowania może skoczysz ze mną na jakąś kawę czy coś w tym tygodniu?  - spytał.
- Jasne, zgadamy się. To do zobaczenia w takim razie.
- Pa. - pożegnał się i odjechał. W oknach domu mojego 'pracodawcy' było ciemno, więc chyba jeszcze nie wrócił. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie wiem kiedy tak dokładnie wróci pan Edmund, kiedy mam odebrać go z lotniska, czy będzie sam czy może będzie towarzyszył mu ktoś z rodziny.  Postanowiłam na razie o tym nie myśleć, gdyż u moich stóp leżała mała koperta z napisem "Do Igi" . W środku znajdowały się klucze i list.  " Hej, jeśli wrócisz a mnie jeszcze nie będzie, czy byłabyś tak dobra i podlała mi kwiatki w domu? Dołączam też klucze abyś nie musiała wchodzić oknem. Marcel" . Uśmiechnęłam się pod nosem, wieczór zapowiadał się samotny, więc nawet nie zdejmując kurtki poszłam do domu przyjaciela zatroszczyć się o jego roślinki. Przechodząc obok domu Reusa zauważyłam zapalone światła w pokoju. Czyżby spędzali sylwestra osobno, pytałam samą siebie. Nie chciałam tam jednak iść, wolałam uniknąć spotkania z Caro. 
 Po wykonaniu prośby Marcela zostawiłam informację zwrotną. "Kwiatki podlane. Jak wrócisz, wpadnij do mnie. Iga " . 


* * * 

Nazajutrz rano, ze snu wyrwał mnie ktoś dobijający się do drzwi. Byłam pewna, że to Marcel, dlatego zarzuciłam na siebie szlafrok i poszłam otworzyć drzwi. Jednak przede mną stał obcy mi mężczyzna. 
- Dzień dobry, w czymś mogę pomóc? - spytałam.
- Dzień dobry, przepraszam za wizytę o tak wczesnej porze. Nazywam się Krzysztof Nowak, jestem synem pana Edmunda.
Ruchem ręki zaprosiłam gościa do środka. Właściwie w tej sytuacji to ja powinnam czuć się jako gość. Moje pierwsze myśli były takie, że coś złego stało się panu Edmundowi. W końcu z byle powodu nie przylatywał by tu z zagranicy jego syn, bez niego.
- Mam dla pani złą wiadomość. 
Byłam już pewna, że moje myśli okazały się prawdą. Nie zastanawiając się, wypaliłam:
- Czy coś złego stało się panu ojcu? Jest chory, tak?
- Nie nie, wszystko jest w porządku. Sprawa jest trochę inna. - zaczął wyjaśniać. - Faktycznie, mój tata zaczął ostatnio chorować ale to nic poważnego. Jednak razem z żoną postanowiliśmy, że zostanie on z nami, w Hiszpanii. Do dziś mam wyrzuty sumienia, że go zostawiłem tu samego a ja wyjechałem robić karierę. Chciałbym się teraz nim zająć. Oczywiście bardzo doceniam to, jak pani dbała o mojego ojca, on na prawdę bardzo panią chwalił i był bardzo niepocieszony, że nie mógł się z panią pożegnać. Ale lepiej będzie, jeśli zostanie on u mnie, podróż samolotem również nie wpłynęłaby na niego zbyt dobrze. Rozumie pani.
- Tak, rozumiem. - wydusiłam z siebie. - Innymi słowy, zostałam bezrobotna, tak?
- Hmm..no.. właściwie to tak. Na prawdę bardzo mi przykro. Ale dom, wszystkie rachunki zostały opłacone do końca stycznia więc może pani tu do tego czasu zostać, poszukać sobie jakiejś pracy, przemyśleć wszystko. Później niestety oddam te lokum pod opiekę agencji nieruchomości, może sam sprzedam.  Okolica jest bardzo atrakcyjna. Dlatego też jestem tu osobiście, muszę pozałatwiać kilka spraw i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, pamiątki taty.
- Pójdę już. - odezwał się po chwili pan Krzysztof, kiedy nie odzywałam się ani słowem. Wciąż próbowałam zrozumieć co tak na prawdę miało miejsce przed chwilą. - W razie pytań niech pani dzwoni, tu jest moja wizytówka. No i ... do zobaczenia mam nadzieję na koniec stycznia. Mam nadzieję, że zostanie tu pani i zaopiekuje się tu wszystkim do czasu mojego powrotu. Do widzenia.
- Do widzenia. - pożegnałam się i usiadłam przy stole. Niby to tylko praca, ludzie tracą ją każdego dnia, ale dla mnie to nie była 'tylko' praca. Zżyłam się z panem Edmundem, było mi tu dobrze a teraz czeka mnie powrót do Polski i albo bezczynna wegetacja albo praca za marne pieniądze. Obie opcje były nie do przyjęcia. 
Po kilku minutach zjawił się u mnie Marcel. Widząc moją twarz, od razu spytał;
- A ty co, ducha zobaczyłaś?
- Właśnie przed chwilą zostałam bez pracy.
- Jak to? - spytał mój przyjaciel wyraźnie zaskoczony.
- Pan Edmund zostaje u syna a ja mogą tu zostać do końca miesiąca. Później muszę się wynieść i prawdopodobnie wracać do domu. - przedstawiłam sytuację.
- E to spokojnie, mamy miesiąc żeby coś wymyślić, bez dachu nad głową nie zostaniesz. Praca też się znajdzie, nie masz się o co martwić.
- Zawsze masz wyjście z każdej sytuacji?
- Oczywiście, rozmawiasz właśnie ze specjalistą od zadań specjalnych. - oboje zaczęliśmy się śmiać. Naszą rozmowę przerwał jednak mój telefon od mamy.
-  Cześć mamo. - przywitałam się. - Bezpiecznie doleciałam, ale mam nie zbyt fajną wiadomość dla ciebie.
- Ja też kochanie... - jej głos brzmiał jakby płakała... - Jeśli stoisz to lepiej usiądź, bo muszę ci coś powiedzieć...
Więcej nie zrozumiałam, gdyż jej słowa tłumił histeryczny płacz...



 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 22

-Igaa.. w co ja mam się ubrać na tego Sylwestra? - jęczała Magda, przeglądając moją szafę.
- Nie wiem, ale z pewnością moja garderoba nie rozwiąże twojego problemu. - zaśmiałam się.
-Dlatego idziemy na zakupy. - stwierdziła.
- Nie potrzebuję niczego nowego, ale pójdę jako twój doradca.
- Nie potrzebujesz niczego nowego?! Dziewczyno, u ciebie jeszcze gorzej niż u mnie! Poczekam na ciebie a ty się ogarnij i idziemy. - postanowiła.
- Jak uważasz. - poddałam się. Szczerze powiedziawszy nie lubię zakupów jak większość dziewczyn, ale zgodziłam się dla świętego spokoju.
-Iga, kto to jest Erik Durm? - usłyszałam głos przyjaciółki dobiegający z mojego pokoju. Wyszłam z łazienki aby spytać o ten jej nagły przypływ ciekawości o jego osobę, kiedy dodała - Zaprosił cię do znajomych na Facebooku.
- Znajomy z Dortmundu. - odparłam.
- Czekaj czekaj, a to nie jest czasem ten piłkarz, kolega twojego Reusa? - jej oczy przybrały nagle formę pięciozłotówek na to odkrycie. Wywróciłam oczami na słowa "twojego Reusa" , jednak nie chciałam jej znowu napominać, aby nie zaczynać tego tematu. Znowu.
- Tak, to jest jego kolega. - odpowiedziałam obojętnie.
- Kurcze, zaraz będziesz miała całą Bundesligę w znajomych.Tylko pamiętaj, jak już będziesz chodziła na te wszystkie bankiety z okazji zakończenia sezonu, że jestem twoją najlepszą przyjaciółką. - tym razem nie potrafiłam już powstrzymać śmiechu.
- Narazie nigdzie się nie wybieram. No chyba, że na te zakupy z tobą. Wyłączaj ten komputer i idziemy, jestem gotowa. - oznajmiłam i po chwili byłyśmy już w drodze do centrum handlowego.


***


- I jak? - spytała Magda wychodząc z przymierzalni w jakiejś brokatowej małej czarnej.
- Super, możesz brać.
- Płyta ci się zacięła? To już czwarta sukienka a ty ciągle mi odpowiadasz to samo! - fakt, byłam tak zmęczona już tymi zakupami, że kazałam jej brać  cokolwiek aby szybciej wrócić do domu. Uśmiechnęłam się pod nosem na moje niedopatrzenie.
- Jestem już zmęczona. Ja znalazłam sukienkę  w drugim sklepie a z tobą zaraz będę musiała iść do innej galerii. A ta sukienka serio jest fajna i nie droga. Chyba takiej szukałaś, nie?
- No fakt, dobra biorę. - przytaknęła mi i po chwili poszła w kierunku kasy. Odetchnęłam z ulgą. Marzyłam teraz o kubku gorącej czekolady, kocyku i dobrym filmie.
- Idziesz do mnie czy do Kuby? - spytałam w drodze powrotnej.
- Do Kuby, pouczymy się trochę bo za tydzień mamy dalej egzaminy. Wiesz, sesja i te sprawy.
- Nie wiem, bo nie studiuję. - przypomniałam Magdzie.
- Przepraszam, nie chciałam, aby to tak zabrzmiało. Ale jeszcze kilka miesięcy i ty też będziesz się mogła cieszyć mianem studenta, zobaczysz. Najpierw tylko musisz  rzucić te całe Niemcy.
- Rozmawiałyśmy już o tym. Nie będę siedzieć w Polsce bezczynnie. Ale dobra, koniec tematu. Gdzie w ogóle jutro idziemy na tego Sylwka? - spytałam.
- Nie mówiłam ci? - cała Magda, wiecznie roztrzepana. - Idziemy do klubu 68. Będą nasi znajomi z liceum, za nic nie musimy płacić bo właściciel to ojciec przyjaciela Kuby. Także wiesz, drinki  i te sprawy mamy za free. Super, nie?
- Świetnie. - odparłam bez entuzjazmu mając przed oczami siebie po upojeniu alkoholowym w Dortmundzie. Inna sprawa, że wszyscy będą się chwalić studiami, super wakacjami a co ja miałabym do powiedzenia? Nic. Na samą myśl coraz mniej cieszyłam się na to spotkanie z nimi.

                                                                         * MARCO *

- Plaża, słońce, drineczki. Żyć nie umierać. - powiedziałem rozmarzony do Marcela leżąc na leżaku.
- Przyznam szczerze, że Caro miała dobry pomysł na witanie Nowego Roku w Dubaju.
- A ty głupi nie chciałeś jechać. - klepnąłem go lekko po plecach. - Swoją drogą, gdzie ona jest?
- Mnie pytasz? Już własnej dziewczyny nie potrafisz przypilnować? - zadrwił.
- Dobra dobra, pogadamy jak ty będziesz miał dziewczynę. Właśnie, kiedy w końcu zobaczę cię z jakąś?
- Wybacz, nie każdy ma tyle szczęścia, żeby leciały na ciebie dwie laski. Nie mówiąc oczywiście o tysiącach fanek. - odpowiedział, według mnie, tajemniczo.
- No co do fanek to masz absolutną rację, mają gust - trzeba im to przyznać. - zażartowałem. - Ale o jakich dwóch innych mówisz? Marcel spojrzał na mnie jakbym spytał go ile to jest dwa dodać dwa.
- Iga i Caro, mówi ci to coś?
- Caro jest moją dziewczyną a z Igą się tylko przyjaźnię. Więc nie rozumiem twoich insynuacji.
- Niczego nie insynuuję, ale co do Igi, gdyby chodziło tylko o przyjaźń, jak to mówisz, to nie zachowywalibyście się tak na pożegnalnej imprezie. - odparł popijając drinka.
- Niby jak? - spytałem lekko poirytowany, gdyż nie wiedziałem o co chodzi mojemu przyjacielowi.
- Pożeraliście się wzrokiem. Kilka razy gdzieś znikaliście oboje, a kiedy Iga tańczyła z Erikiem to myślałem, że mu wzrokiem wypalisz dziurę w mózgu. Troszkę was obserwowałem. I przyznaj wreszcie, że ona ci się podoba.
To co powiedział Marcel dało mi trochę do myślenia. Nie sądziłem, że z punktu widzenia obserwatora mogło to wyglądać w ten sposób. Ale czy ja faktycznie byłem taki zazdrosny? Po chwili namysłu odpowiedziałem:
- Nigdy nie ukrywałem, że mi się podoba. Ale wyjechała, później nie wykazywała żadnego zainteresowania moja osobą, no i Caro wróciła...
- Właśnie, Carolin... Jesteś pewien, że warto wejść drugi raz do tej samej rzeki? Już raz pokazała, że nie jest godna zaufania.
- Oj co ty jesteś, doradca miłosny czy co... - oburzyłem się lekko. - Póki co nie dała mi żadnych powodów, abym miał jej nie ufać. Może się trochę zmieniła, ale wydaje mi się, że ją kocham..
- Wydaje ci się? Dla samego 'wydaje mi się' ja bym się nie pakował w wspólne mieszkanie. Ale to jest twoje życie, ja bym się tylko na twoim miejscu zastanowił dlaczego Caro tak szybko się zgodziła do ciebie wrócić mimo, że nie odzywała się do ciebie wcześniej i koniecznie chciała z tobą mieszkać. Żebyś tylko później niczego nie żałował. Ani nikogo, jeśli wiesz co mam na myśli. - skończywszy swój pouczający monolog Marcel wstał i poszedł w kierunku hotelu. Doskonale wiedziałem, kogo na miał na myśli. Nie wiedziałem jedynie, co ja mam o tym myśleć. Nie zastanawiałem się wcześniej, dlaczego Caro od razu do mnie wróciła, dlaczego chciała od razu ze mną zamieszkać, cieszyłem się po prostu, że jest. Że mogło być jak kiedyś, choć od tego dzieliły nas póki co lata świetlne. Caro zrobiła się nieco bardziej zazdrosna niż kiedyś, bardziej obchodzi ją, jak wygląda, w co się ubrać. Nie twierdzę, że to źle, sam lubię zadbać o siebie, jednak są pewne granice, które ona według mnie przekroczyła. Jednakże, były to dla mnie tylko drobnostki nie warte uwagi. Choć dopiero teraz uświadomiłem sobie, że zaczęło mi to przeszkadzać... I teraz też przypomniałem sobie, jak piękne niebieski oczy ma Iga, nieskazitelnie biały uśmiech, kasztanowe włosy... Przypomniałem też sobie nasz pierwszy pocałunek na plaży... dlaczego to teraz do mnie wraca? Zanim mogłem zastanowić się nad odpowiedzią, usłyszałem dobrze znany mi głos mojej dziewczyny za plecami:
- Marco, musimy porozmawiać.
Odwróciłem się w jej stronę, ręka wskazując miejsce wolnego leżaka obok, aby usiadła.
- Nie chciałam, ale usłyszałam o czym rozmawialiście z Marcelem. Spytam wprost: co jest między tobą a tą Igą?
-Nic, przyjaźnimy się tylko. - odparłem spokojnie.
- Dlaczego ja nic nie wiem o tej waszej przyjaźni?!
- A dlaczego miałbym ci o tym mówić? To coś złego według ciebie? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Według ciebie przyjaźń z dziewczyną, która ci się podoba to nic złego? Chyba każdy wie, jak to się kończy! Po za tym, ona ci się podoba?!
- Widzę, że sporo z naszej rozmowy usłyszałaś. - powiedziałem zirytowany - Dobra, nie chce o tym rozmawiać. Nie dziś, nie teraz. Jak widzisz, prowadzi to tylko do kłótni a ja nie chce tuż przed Sylwestrem się z tobą kłócić.
- Za późno, nie mam zamiaru świętować w takiej atmosferze. Wracam do Niemiec, do domu. - oznajmiła Caro.
- Z powodu jakiejś posłuchanej i wyrwanej z kontekstu rozmowy? Przecież to był w ogóle twój pomysł, żeby tu przyjechać!
- Tak, ale zanim dowiedziałam się , że podoba ci się nasza sąsiadka. Jak ja nie mogłam tego zauważyć wcześniej! - wykrzyczała i pobiegła do hotelu. Nie zatrzymywałem jej, może to i lepiej że spędzę ten dzień w towarzystwie najlepszego przyjaciela bez wyrzutów, kłótni. W tym momencie  sam już jej nie poznawałem...
Chwyciłem za telefon i nie zastanawiając się długo zacząłem pisać treść smsa: " Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Mam nadzieję, że spędzisz ten dzień lepiej niż ja. P.S. Nie kłoć się tylko z nikim, to źle rokuje :) Marco " Wyślij do: Iga.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 21

Pora odciąć się od dortmundzkiej rzeczywistości. Przede mną tydzień w Polsce, czas dla rodziny, przyjaciół. Czas Świąt Bożego Narodzenia.
Pakowanie zajęło mi niemal cały poranek. Nie jechałam na długo, ale po zabraniu zaledwie tylko tych "najpotrzebniejszych" rzeczy walizka ledwie się domykała. Zresztą, wracałam przecież do domu, w którym zostało trochę moich ubrań, niewiele co prawda, ale zostało. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, aby mieć pewność, że wszystko co potrzebne zostało spakowane, przede wszystkim prezenty dla bliskich. Zbyt dużo czasu spędziłam w sklepach na ich poszukiwaniu, abym mogła teraz o nich zapomnieć. Spojrzałam na zegarek, wskazywał on 10.20, czyli do samolotu pozostały mi jeszcze dwie godziny. "Jeszcze skoczę na chwilę do Marcela i do domu", pomyślałam na prawdę szczęśliwa. Bardzo tęskniłam za rodziną, a niedługo będę ich mogła w końcu uściskać, porozmawiać. Rozmowa telefoniczna czy Skype, jakby nie było, mi tego nie zastąpi.
    Po kilku minutach już stałam pod drzwiami przyjaciela. W całym tym rozgardiaszu pakowania kompletnie zapomniałam, że miał tam być też Marco. Na samą myśl mój puls przyspieszył.
- Cześć. - przywitałam się po wejściu. - Zgodnie z obietnicą przyszłam się pożegnać, za niedługo mam samolot.
- No hej. - odpowiedział zaspany Marcel. Dopiero po chwili zorientowałam się w jakim stanie był jego dom. Po podłodze walające się plastikowe kubki a w nich resztki jedzenia, plamy po napojach na stole i co najdziwniejsze - telewizor "ubrany" w lampki choinkowe i balony.
- Sorry na bałagan... Sam nie mam pojęcia jak to się stało. - powiedział wskazując na telewizor. - A jakby tego było mało to na obiad mama się zapowiedziała, gdyby zobaczyła co ja wyrabiam w post to prawdopodobnie święta spędziłbym w jadłodajni dla bezdomnych.
-No niezły syf. - powiedziałam dosadnie rozglądając się. Szczerze powiedziawszy to na prawdę było jedyne słowo jakie przychodziło mi do głowy, aby móc w pełni opisać obecny stan jego mieszkania. - Niestety bardzo mi przykro, nie pomogę ci w sprzątaniu bo za chwilę muszę jechać na lotnisko.
- Spoko, jakoś dam sobie radę. Odwieźć cię na samolot?
- Nie, nie. Zaraz taksówka przyjedzie. A ogólnie jak impreza? Chyba udana. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Damskie zgony przebiły twój ostatni. W szczególności Caro, nawet nie mam pojęcia  kim była dziewczyna z która  się bawiła  . Marco niósł ją do domu i mogę się założyć, że zasnęła w takiej pozycji w jakiej on ją zostawił, nawet gdyby to było w wannie czy na sedesie. - relacjonował Marcel jednocześnie zbierając plastikowe kubki do worka. Już chciałam pytać, gdzie jest Marco, kiedy uprzedził mnie tą wiadomością mój przyjaciel.
- Zapomniałem ci powiedzieć. Reusik kazał przeprosić, że nie może się osobiście pojawić i godnie cię pożegnać, gdyż jego ukochana potrzebuje dzisiaj całodobowej opieki. - przewrócił teatralnie oczami. - No, bo coś tam wspominał, że się dogadaliście, że wpadnie tu na jakieś buzi buzi czy coś tam.
- No bardzo śmieszne. - popatrzyłam na niego z politowaniem. -  Dobra, na mnie pora. Wesołych Świąt i powodzenia w konfrontacji z mamą gdybyś jednak tego nie ogarnął.
Wyściskaliśmy się jak na przyjaciół przystało i już po jakimś czasie byłam w drodze do domu, do Polski.


* * *

Jak to się mówi: święta, święta i po świętach. Leżałyśmy właśnie z Magdą na łóżku w moim pokoju, z kubkiem gorącej czekolady. Zawsze tak robiłyśmy, kiedy już skończył się ten chaos związany z wigilią, sprzątaniem po niej itp. Był to nasz taki mały rytuał odkąd się znamy, czyli od dziecka. 
- No i jak twoje życie w Niemczech? - spytała z znienacka Magda.
- Zupełnie inne niż tu... - odpowiedziałam, ale dodałam po chwili namysłu:- Tu jestem anonimowa w pewnym sensie. Sama wiesz, nigdy nie należałyśmy to tzw. 'elity' , a tam? Sam fakt, że koleguje się z Cathy Fischer i jej chłopakiem, piłkarzem bvb czyni mnie należącą do grupy, której się zazdrości. W żadnym stopniu tego nie wykorzystuję, żeby nie było - dla mnie to ludzie jak wszyscy inni, z tym wyjątkiem, że wszyscy ich znają. Ostatnio jak byłam w galerii i spotkałam Matsa, właśnie tej Cathy chłopaka, i podczas rozmowy przechodziła jakaś dziewczyna. Może była w moim wieku, może młodsza, ale myślałam, że mnie zabije wzrokiem.
- No to nieźle, uważaj tam na te napalone fanki. - zaśmiała się. - A postanowiłaś już co zrobisz, jak skończy ci się ten kontrakt w Niemczech? -
- Postaram się go pewnie przedłużyć, bo co innego mogę zrobić? - rozłożyłam bezradnie ręce.
- Wrócić do Polski? Tęskniłam za tobą. Inaczej miało wyglądać to nasze dorosłe życie. Miałyśmy razem iść na studia, wynająć mieszkanie, iść do pracy. Wszystko się pochrzaniło.
- Wrócę tutaj i co? Będę siedziała całe dnie w domu albo pójdę do pracy do Tesco jako kasjerka? Ja przez dwa lata nie zarobię tutaj tyle, co w Niemczech przez trzy miesiące. A razem zamieszkać, studiować czy pracować jeszcze zdążymy. I oczywiście też za tobą tęskniłam. - uściskałam ją. - W przyszłym roku złożę jeszcze raz papiery na studia, to może nie będę musiała nigdzie wyjeżdżać. Pieniądze mam, odłożę sobie. Będzie dobrze.
- A może jest całkiem inny powód, dla którego nie chcesz jeszcze wracać, co? - spytała podejrzliwie Magda.
- Na przykład jaki?
- No z tego co się orientuję, to ma blond włosy, jest przystojną gwiazdą niemieckiej piłki nożnej i  całował się z moją przyjaciółką na dortmundzkiej plaży kilka miesięcy temu.Czekaj, jak on się nazywa? Ach, no tak! Pan Marco Reus.
- Proszę cię, Magda. On jest ostatnią osoba, dla której bym tam została. 
- Iga, kogo ty chcesz oszukać? Myślisz, że ci uwierzę, po tym co mi o nim opowiadałaś? Znam Cię, z byle kim się nie całujesz.
- Ale to było prawie pół roku temu! - nieświadomie podniosłam głos. - Od tego czasu wiele się zmieniło.
- Co takiego? Mniej ci się podoba? Bzdura. Poznałaś kogoś innego? Też bullshit, bo już dawno byś mi o tym powiedziała.
- Na pożegnalnej imprezie u Marcela, dzień przed wylotem zaproponował mi przyjaźń. Przyjaźń, rozumiesz? Z tej strefy się nie wychodzi. A, no i zapomniałam o najważniejszym. Jakiś czas temu wrócił do swojej byłej dziewczyny. Także jak widzisz, to się zmieniło. - starałam się jej wytłumaczyć, choć szczerze powiedziawszy nie miałam ochoty w ogóle rozmawiać o Reusie. Wystarczyło, że był moim sąsiadem przez ostatnie trzy miesiące i musiałam go widywać.
- Czyli jednak na coś liczyłaś, skoro strefa przyjaźni ci przeszkadza i boisz się, że z niej nie ma wyjścia! - trafnie spostrzegła przyjaciółka.
- Ughh.. ! Uduszę cię zaraz! Pozwól, że coś ci wyjaśnię i nigdy więcej już nie będziemy rozmawiały na ten temat! Na dzień dzisiejszy on ma dziewczynę, bez względu na to czego ja chce bądź nie chcę, i nie zanosi się aby miał wkrótce zmienić status. Obiecał, że przyjdzie się ze mną pożegnać ale wolał zostać z nią, czyli wybrał kto jest dla niego ważniejszy. I... - nie dokończyłam bo rozdzwonił się mój telefon.
Spojrzałam na ekran i moja zaskoczona mina musiała zdradzić wiele na temat osoby dzwoniącej choć może to przez to, że Magda znała mnie na wylot bo spytała:
-  Może jeszcze mi powiesz, że to Marco dzwoni? - pokręciłam twierdząco głową.
- To odbierz ! - krzyknęła i nacisnęła na symbol zielonej słuchawki za mnie.
- Słucham? - spytałam.
- Cześć Iga. Miałem zamiar zadzwonić wcześniej, ale nie chciałem ci przeszkadzać  bo wiesz, czas dla rodziny i takie tam. A właśnie, jak święta?
- Szybko minęły. - odpowiedziałam. - Ale super było się spotkać z rodziną i przyjaciółmi. A u ciebie?
- Też spoko. W zasadzie to dzwonię, aby cie przeprosić. Miałem przyjść wtedy do Marcela, obiecałem no ale.. nie będę ściemniał; Caro ledwie żyła, musiałem jej pomóc. Ale na prawdę żałuję, że nie mogliśmy się zobaczyć przed twoim odlotem. W ramach rekompensaty odbiorę cię z lotniska jak wrócisz. A właśnie, kiedy wracasz?
- Po Nowym Roku jakoś, dam znać. A co do przeprosin to spoko, przyjęte, nie ma sprawy. Rozumiem jak to jest. - oboje się zaśmialiśmy na wspomnienie mojego kaca.
- To super. To w takim razie udanej zabawy sylwestrowej i do zobaczenia.
- Do zobaczenia, pa. - pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.
- Noo... byłaś taka obojętna wobec niego, że nawet ci to trochę czasem wychodziło. - wypowiedź Magdy była przesiąknięta sarkazmem.
- Odczep się. Jestem obojętna, on ma dziewczynę i koniec tematu wreszcie. A co u Kuby tak właściwie? - spytałam aby zmienić temat.
- Udaje, że studiuje i się uczy. Ale spadam już, bo późno się robi. Wpadnę jutro, obgadamy Sylwestra. Pa. - ucałowała mnie na pożegnanie i wyszła, zostawiając mnie z myślami o tym co mi mówiła o Marco, i o moim popapranym i zakłamanym nawet przed własna sobą życiu.

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 20

 Impreza rozkręciła się  na dobre, niemal każdy tańczył. Stojąc tak i patrząc na nich wszystkich wciąż nie mogłam pojąć jaką jestem szczęściarą mogąc bawić się z taką 'elitą' . Każdy fan BVB zabiłby za możliwość choćby dłuższej rozmowy z którymś z piłkarzy tej drużyny, a ja właśnie teraz z 1/4 z nich byłam na tej samej imprezie - po raz kolejny zresztą. Mało tego, mogłam podejść, pogadać, zatańczyć. Ta sytuacja nadal sprawiała, że miękły mi kolana, mimo, że minął już jakiś czas odkąd ich poznałam.
-Niezła impreza się z tego spotkania zrobiła. - z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos.
- Podejrzewam, że tak chyba jest za każdym razem. - odpowiedziałam śmiejąc się. Twarz mojego rozmówcy wydawała się być mi znajoma, jednak kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć skąd...
- No i masz rację. - przytaknął - Ale my się chyba nie znamy. Jestem Erik. Erik Durm.
No tak, zaświtało mi w głowie, przecież to kolejny piłkarz BVB. - Iga Chlebicka. Miło mi cię poznać. - podałam dłoń nowemu koledze.
- Przepraszam za bezpośredniość, ale jesteś tu z którymś z chłopaków? Nie widziałem cię tu wcześniej. - spytał.
- Nie nie. Przyjaźnie się z Marcelem, organizatorem tejże imprezy. A nie widziałeś mnie tu pewnie z tego powodu, że jestem w Niemczech od niedawna, pracuję tu więc mało kiedy wychodzę. - kątem oka zauważyłam, jak naszej rozmowie przysłuchuje się Marco. Postanowiłam go olać i odwróciłam się plecami w jego stronę.
- Nie jesteś z Niemiec? - spytał wyraźnie zaskoczony Erik.
- Nie, z Polski.
- A to niespodzianka. No dobra, nie będziemy tak stać i zamulać. Zatańczymy? - zaproponował a ja od razu się zgodziłam. Polubiłam tego Erika, wydał się bardzo sympatycznym gościem. Kiedy szliśmy w stronę miejsca przeznaczonego to tańca, Marco od razu pociągnął Caro za rękę i szedł w tym samym kierunku co my. "W co ty grasz, Reus?" - pomyślałam. Jego zachowanie nie było normalne.
Repertuar zmienił się na nieco wolniejszy, więc i my tańczyliśmy klasycznego "wolnego" . Naszym krokiem poszedł również Marco ze swoją partnerką, którzy tańczyli teraz dosłownie obok nas. Postanowiłam to wykorzystać i pograć mu trochę na nerwach. Widziałam, że co chwila na mnie zerka, wiedziałam też, że nie robi tego przypadkowo. Położyłam głowę na ramieniu Erika i mocniej go objęłam. Zadziałało, Marco chwycił dłoń Caro i położył sobie na szyi. Szeptał jej coś do ucha i całował. Jednak to co robił było tak sztuczne, że jedynie chciało mi się z tego śmiać. Ten taniec stał się czymś w rodzaju rywalizacji między nami, kto lepiej udaje zainteresowanie swoim partnerem. W końcu Marco nie wytrzymał, zostawił Caro, która stała teraz jakby kompletnie nie wiedziała co się dzieje, podszedł do nas i powiedział:
- Odbijany. Sorry Erik, później dokończycie. - wzrok dziewczyny Marco mógł w tej chwili mnie zabić, Erik uśmiechnął się tylko i odszedł.
- A może ja nie chce z tobą tańczyć? - spytałam przekornie.
- No cóż, nie masz wyjścia. Erik już tańczy z kim innym.
Położyłam nieśmiało ręce na jego barkach, czułam jednocześnie jak Marco delikatnie obejmuje mnie w talii. Poruszając się z rytm wolnej muzyki,  spytał:
- Mieliśmy dokończyć rozmowę, ale chyba nie ma sensu.
- Masz rację. - przytaknęłam. - Nie roztrząsajmy już tego tematu. Nie mam ani siły ani ochoty się znowu z tobą kłócić.
- Wcale nie musimy się kłócić. Wiesz... tak sobie pomyślałem... co powiesz na przyjaźń?
- Przyjaźń? - spytałam zaskoczona.
- No tak. Ciągle są między nami jakieś niedomówienia, konflikty. Nie chce się z tobą kłócić. Chciałbym móc zadzwonić czasem do ciebie, pogadać. Co ty na to?
- Na prawdę wierzysz, że to się uda? A co z Caro? Teraz wygląda, jakby chciała mnie zabić, a co dopiero powiedzieć, że miała by się zgodzić na twoją przyjaźń ze mną?
- Nie mam zamiaru prosić jej o zgodę. Nie będzie mi wybierała przyjaciół.- odpowiedział stanowczo Marco. - Chcę mieć po prostu z tobą normalne stosunki , myślę, że to najlepsze wyjście. Oczywiście, jeżeli ty też tego chcesz.
- "Chyba najlepsze dla ciebie" - pomyślałam, jednak wiedziałam, że jeżeli chcę mieć jakikolwiek kontakt z nim ,to jest to dobre rozwiązanie. A chcę... Nie wiem tylko czy potrafiłabym go traktować jako przyjaciela... Ostatecznie zgodziłam się, zobaczymy jak to wyjdzie.
- Muszę się chyba powoli zbierać, robi się późno. - powiedziałam spoglądając na zegarek.
- Tak szybko? A tak w ogóle to kiedy wracasz z powrotem do Niemiec? - spytał.
- Po Nowym Roku. Dobra, idę poszukać Marcela i spadam, muszę się jeszcze spakować. - odwróciłam się w stronę wyjścia, jednak Marco złapał mnie za dłoń i patrząc prosto w oczy spytał :
- Mam nadzieję, że pożegnasz się ze mną przed odlotem? - ciarki przeszły mnie po plecach, jak zawsze zresztą kiedy tak na mnie patrzył. Jedyne co mogłam wtedy z siebie wykrztusić to głupie "Jasne" i uciekłam. Po prostu uciekłam. Przed wyjściem wpadłam na Marcela, kompletnie zapominając, że miałam go poszukać.
- Ja już idę. - oznajmiłam mu.
- Już? Tak szybko?
- Tak, muszę rano wstać. Wpadnę jutro przed odlotem, ok?
- No dobra. - odpowiedział. - Ale na pewno masz przyjść i się pożegnać.
- No wieem, wiem. Obiecałam to już Marco.
- Ach.. Marco. - puścił do mnie oczko i się głupio uśmiechnął. - No to nie wątpię, że przyjdziesz.
- Idę zanim coś ci zrobię. Pa. - pożegnałam się i wyszłam. Wizja porannego wstawania, pakowania się i ... spotkania Marco - mojego nowego przyjaciela - nie napawały mnie optymizmem...