piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 11

2 miesiące później...



W ciągu tych dwóch miesięcy sporo się wydarzyło w moim życiu. Niestety więcej złego niż dobrego. Ale od początku... Po powrocie miałam rozmawiać z Kubą o jego 'uczuciach' do mnie i muszę przyznać, że poszło łatwiej niż sądziłam. Powiedziałam mu, że niestety nic do niego nie czuję i że chcę się z nim jedynie przyjaźnić, tak jak to było do tej pory. Ku mojemu zaskoczeniu mój przyjaciel przyjął to ze spokojem i oznajmił mi, że wygłupił się z tym wyznaniem i że tak na prawdę kocha mnie jedynie jak siostrę. Do dzisiaj się przyjaźnimy i nie ma między nami niezręczności przez tę sytuację. W międzyczasie też dowiedziałam się, że nie dostałam się na studia i praca, o której wspominała mi Magda jeszcze w kiedy byłam w Niemczech również nie wypaliła. Jednym słowem zostałam bez studiów i pracy. Jasne, można sobie zadawać pytanie dlaczego nie składałam papierów w drugiej turze, otóż na uczelni wybranej przeze mnie nie ma drugiej tury, chyba, że na zaoczne co całkowicie odpadało. Inna szkoła nie wchodziła w grę gdyż było już za późno. No i najważniejsze...Marco. Miałam nadzieję, że przez ten czas przestanę o nim myśleć, niestety, nic z tego. Oglądałam jego zdjęcia w internecie, oglądałam wywiady, mecze gdyż Bundesliga już ruszyła, sama się katowałam jego widokiem i nie mogłam przestać...Jeśli chodzi o kontakty z Dortmundu to jednak się nie urwały, pisałam czasami z Cathy lub Lisą. Tak pokrótce wyglądały te dwa miesiące.

Siedziałam przed komputerem poszukując jakiś ofert pracy, gdyż postanowiłam odpuścić sobie ten rok i zacząć studia w przyszłym. Moim oczom ukazało się ogłoszenie o wyjeździe za granicę w celu opiekowania się starszymi ludźmi. "Czemu nie? " pomyślałam i zadzwoniłam. Dowiedziałam się, że wykształcenie nie jest najważniejsze i matura absolutnie wystarczy a jako, że mam 19 lat nie przydzielą mi obłożnie chorego tylko człowieka, któremu trzeba pomóc w zakupach, sprzątaniu itp. Uzgodniłam wszystko z mamą, zgodziła się i postanowiłam zadzwonić ponownie, w celu uzyskania bardziej szczegółowych informacji.
-Dzień dobry, nazywam się Iga Chlebicka i miałam zadzwonić w sprawie pomocy starszym ludziom. - powiedziałam, nie ukrywając stresu.
- Tak tak, pamiętam. Są dwa miejsca które mogę ci zaproponować, Niemcy lub Anglię.
- Zdecydowanie Anglia. - odpowiedziałam mając na uwadze to, że Niemcy wzbudzały we mnie negatywne emocje z wiadomego powodu...
- Dobrze, zatem wyjazd jest za dwa dni, dokładny adres wyślemy ci mailem. Spotkamy się na lotnisku i wtedy jeszcze powiem ci co i jak. Więc do zobaczenia. - pożegnała się 'moja szefowa' i odłożyła słuchawkę.
Zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno dobrze robię, ale co ja miałam do stracenia? Nic. W Polsce bym przesiedziała ten rok albo w domu albo w marnie płatnej pracy. Zaczęłam powoli przygotowywać do wyjazdu, kiedy zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to ta kobieta o czymś zapomniała, ale to był...Marcel?!
- Halo? - spytałam niepewnie.
- Halo? No cześć Iga, co tam u ciebie słychać?
- Cześć Marcel. Zaskoczyłes mnie tym telefonem, dawno się nie odzywałeś.
- No wiem, ale wiesz, międzynarodowe rozmowy jednak kosztują. - odpowiedział i zaczęliśmy się śmiać.
- Uważaj, bo teraz tez zbankrutujesz. A co do twojego pytania, u mnie hmm... może być. Wyjeżdżam do Angllii za dwa dni do pracy.
- Ale jak to? Miałaś studiować?
- No tak, ale nie przyjęli mnie. Nie chce o tym rozmawiać. A co tam u .. Marco? - spytałam niepewnie.
- Marco..hmm.. ciężka sprawa. Na początku jak wyjechałaś był nie do życia, czepiał się wszystkich o wszystko. Ale teraz.. już się pogodził z twoim wyjazdem i można powiedzieć, że zaczął żyć.
- Ma kogoś? - spytałam cholernie bojąc się odpowiedzi.
- Oficjalnie chyba nie, ale widziałem go nieraz z jakąś blondynką. Przykro mi, serio, ale ty chyba też powinnaś już o nim zapomnieć. Myślałem, że uda wam się ale cóż, chyba się myliłem.
- Wiem wiem, dobra, muszę kończyć. Odzywaj się częściej, pa. - nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się. Marco kogoś ma... zrobiło mi się żal, nawet nie spostrzegłam kiedy po moim policzku popłynęła łza...

Do wyjazdu zostało kilka godzin, spakowana czekałam na taksówkę, kiedy dostałam telefon od szefowej.
- Dzień dobry, mam dla ciebie nie miłą wiadomość. - oznajmiła mi.
- Co się stało?
- Widzisz, ta rodzina w Anglii rozmyśliła się z pomocy i jednak nie polecisz tam. Przepraszam, że tak w ostatniej chwili ale sami dopiero dostaliśmy wiadomość.
- Aha... to znaczy, że zostałam bez pracy...
- Niekoniecznie. Wysyłamy cię do Niemiec, do Dortmundu, tylko najpierw czy się zgadzasz? - kiedy to usłyszałam, usiadłam. Serio, Dortmund? Jasne, że nie chce tam jechać, tym bardziej teraz kiedy wiem, że Marco ma kogoś. On i to miejsce to teraz ostatnia rzecz na jaką mam ochotę. Ale co zrobić, może będę w drugim końcu miasta? Oby...
- No tak, zgadzam się, potrzebuję tej pracy..
- No to super, w takim razie nic się nie zmienia z wyjątkiem miejsca. Za 2 godziny widzimy się na lotnisku, do zobaczenia.
- Do widzenia. - pożegnałam się i wsiadłam do taksówki, która już czekała.

Przez cały lot nie odezwałam się słowem do mojej szefowej, która poleciała ze mną w celach bardziej organizacyjnych. Ciągle myślałam o jednym, że los znowu stawa mi Dortmund na drodze. Może to znak? Może powinnam zakończyć pewne sprawy z tamtego miejsca, aby móc żyć w spokoju. Ta niedokończona rozmowa na lotnisku, suche pożegnanie, ciągle siedziały mi w głowie. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Muszę się spotkać z Marco. Muszę, po prostu muszę z nim w końcu szczerze porozmawiać...
Wylądowaliśmy. Rozejrzałam się po lotnisku, jeszcze dwa miesiące temu żegnałam się tu ze wszystkimi, a teraz.. kto wie, może będzie to dla mnie nowy start...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie używać wulgaryzmów, szanujmy się nawzajem :)