- To w takim razie będę musiała go zabrać ze sobą. Miłość nie wybiera! - odpowiedziałam nadchodzącemu mężczyźnie. Właściwie to chłopakowi, gdyż nie wyglądał na wiele starszego ode mnie. Był średniego wzrostu i miał modnie obcięte ciemne włosy.
- Tylko jest jeden problem. W tym pakiecie piłka-pies jest jeszcze, niestety, właściciel. Czyli ja. - również uśmiechnął się nieznajomy.
-Hmm.. myślę, że jakoś się dogadamy. - oboje już śmialiśmy się w głos.
- Tak w ogóle to nazywam się Marcel. Marcel Fornell. - przedstawił się.
- Jestem Iga Chlebicka.
- Polka? Tak myślałem, masz obcy akcent. W sumie dobrze mówisz po niemiecku, mieszkasz tu na stałe?- spytał zaciekawiony.
- Nie, jestem w Niemczech w zasadzie pierwszy raz, wczoraj przyjechałam. A niemieckiego po prostu uczyłam się w szkole i zdawałam maturę jako obowiązkowy język, więc musiałam się go dobrze nauczyć.
- No to moje gratulacje, niewiele osób potrafi z lekcji tyle wynieść. Ja uczę się hiszpańskiego od przedszkola a jedyne co potrafię powiedzieć to jak mam na imię i gdzie mieszkam. - zaśmiał się.
Spodobał mi się ten Marcel. Nie tyle co z wyglądu, bo to dla mnie nie jest najważniejsze, co z charakteru. Był bardzo miły i sprawiał wrażenie bardzo zaciekawionego tym co mówię. Czasami tak jest, że gdy poznajemy kogoś nowego to mamy wrażenie, że znamy się z ta osobą od zawsze. Tak się czułam w towarzystwie Marcela.
- A właściwie to co sprowadza cię do Dortmundu? - spytał wyrywając mnie z rozmyślań.
- Jestem tu ,powiedzmy, na wakacjach. Lubię piłkę nożną i dortmundzki klub, więc postanowiłam tu przyjechać.
- No i jak ci się do tej pory tu podoba?
- No wiesz, to bardzo ładne miasto. Chociaż muszę przyznać, że nie zdążyłam się nudzić, gdyż ciągle coś się dzieje. Na przykład wczoraj zostałam staranowana przed sklepem z pamiątkami przy stadionie, a kilka godzin później dostałam piłką w głowę przy bazie treningowej BVB. A wszystko to za sprawą jednej osoby. - opowiadałam nowemu koledze. Nie chciałam wspominać, że to był Marco Reus, bo istniała możliwość, że mi nie uwierzy i uzna mnie za stukniętą fankę, a tego nie chciałam.
- No to niezbyt udany początek, mam nadzieję, że nie zmieniło to twojego zdania o tym miejscu.
-Oczywiście, że nie. Będę tu dwa tygodnie, więc liczę jeszcze na jakieś miłe i przyjemnie chwile. - uśmiechnęłam się do Marcela.
- No to może będę mógł ci w tym pom... - nie dokończył bo w tej chwili zaczął dzwonić jego telefon.
- Przepraszam na moment. - powiedział i odszedł kilka metrów dalej jednak i tak słyszałam o czym rozmawiał.
- No siema stary... Kiedy?Teraz?.... Słuchaj,wpadne do ciebie później bo teraz jestem trochę zajęty....Jak to,pod moimi drzwiami?Teraz?....Dobra,zaraz będę, narazie...
-Słuchaj, bardzo dobrze mi się z tobą rozmawiało ale nagły wypadek, muszę lecieć do domu.Pa - krzyknął mój nowy towarzysz i pobiegł razem z psem.
No tak, jasne, kolejny fajny facet i ani numeru, ani kolejnego spotkania. Mogłam się tego spodziewać. No nic, robi się późno więc chyba wracam do hotelu. Pora zadzwonić do mamy.
*MARCO*
Oczywiście Robert ani nie odbiera, ani nie oddzwania więc pozostał mi inny dobry kumpel, Marcel. Postanowiłem zadzwonić do niego, gdyż wiedziałem, że zawsze o tej porze wychodzi z psem na spacer i zajęty nie jest,żeby nie odebrać. Początkowo nie chciał przyjść ale trochę go okłamałem, że jego mama stoi przed drzwiami i czeka na niego, to zawsze na niego działa więc powiedział , że zaraz przyjdzie. Mieszkamy na przeciw siebie, więc daleko do siebie nie mamy. Swoją drogą, ciekawe czym tak był zajęty... - myślałem.
- Jestem, gdzie moja mama? - od progu darł się Marcel.
- Nie ma, chciałem po prostu żebyś szybciej przyszedł. Dobra do rzeczy, mam sprawę. - zacząłem.
- Zabije cie kiedyś. No ale co to za sprawa? - złość jak szybko przyszła tak szybko opuściła mojego przyjaciela.
- Musisz mi pomóc znaleźć dziewczynę. - powiedziałem poważnie.
- Hahaha...a co ty, juz sam sobie dziewczyny nie znajdziesz? - zaczął żartować Marcel.
- Nie w tym sensie. Już ja znalazłem tylko nie mam do niej numeru, nie wiem gdzie mieszka i dlatego musisz mi pomóc ja szukać.
- Aha, w ten sposób. Widzę nieźle ci zawróciła w głowie skoro aż tak zależy ci, aby ją znaleźć. - żarty aż za bardzo dziś się trzymały mojego kumpla.
- Nie zawróciła w głowie, po prostu wydała się fajna i chciałbym ja lepiej poznać. A po za tym, źle zaczęliśmy naszą znajomość i nie chce aby źle o mnie myślała. Wczoraj wpadłem na nią przed sklepem przy Signal i później jakby tego było mało dostała ode mnie piłką w głowę. Co prawda zaprosiłem ją na kawę ale wydaje mi się że to jednak za mało. Ej, Marcel ! Słuchasz mnie w ogóle? Co się tak patrzysz jakbyś ducha zobaczył? - spytałem.
-I może jeszcze ta dziewczyna ma na imię Iga? - powiedział kumpel.
- No tak, a ty skąd wiesz? - przyznam szczerze, że teraz to ja byłem zdziwiony.
- Bo widzisz kretynie, kiedy dzwoniłeś i siłą starałeś się mnie ściągnąć tu, gadałem z nią w parku ! Opowiedziała mi dosłownie to samo, ale słowem nie wspomniała, że to byłeś ty ! - opowiedział Marcel, byłem w szoku.
- Że co?! Jesteś pewny, że to ona? Średni wzrost, brunetka, długie włosy? - zaczałem dopytywać.
- Tak, zgadza się!
-No to super! - ucieszyłem się. - Masz jej numer? Wiesz w jakim hotelu się zatrzymała? Jestem uratowany!
- Na twoim miejscu bym się tak jeszcze nie cieszył. Nie mam jej numeru ani ni wiem gdzie mieszka, bo kiedy chciałem oto zapytać musiałeś do mnie zadzwonić! Nie zdążyłem się dowiedzieć.
- Cholera... no nic, skoro przypadkiem na siebie wpadliśmy to może jeszcze przypadkiem się spotkamy. Tylko oby do tej pory jeszcze tu była... - powiedziałem. Ależ ja mam pecha. Ale cóż, mówi się trudno, nie ona pierwsza i ostatnia.
*IGA*
Cały czas myślę o Marcelu i Marco. Z jednej strony mam szczęście, że udało mi się poznać kogoś tak fajnego jak oni, a z drugiej strony ogromnego pecha, że już mogę ich nigdy nie spotkać.
Była godzina 19 ale jakoś nie miałam ochoty siedzieć w hotelu. Postanowiłam pójść na wieczorny spacer. Pogoda była wręcz wymarzona, Dortmund wieczorem był taki piękny. Idąc, czułam wewnętrzny niepokój, jakby ktoś mnie obserwował. Zaczęłam się bać, i nie bez powodu... Mama miała rację, abym sama nie wyjeżdżała, gdyż niebezpieczeństwo może czyhać wszędzie....
piątek, 27 grudnia 2013
środa, 25 grudnia 2013
Rozdział 3
- No nie wierzę! Znowu ty?! - krzyknęłam w stronę nadbiegającego chłopaka.
- O ! Kurczę, nie chciałem. Przepraszam. Nic ci się nie stało? - spytał Marco Reus, od którego oto dostałam piłką w głowę.
- Żyję, ale jeśli ten dzień się szybko nie skończy to obawiam się, że wkrótce może być inaczej. - odparłam nie ukrywając złości.
- Może powinnaś pójść do lekarza? Zdrowo oberwałaś. - śmiał się Marco.
- To nie jest śmieszne. A lekarz to przydałby się tobie, najlepiej okulista abyś w końcu zobaczył innych ludzi.
-W końcu?-spytał zdziwiony Marco.-Aa..zaraz zaraz. To na ciebie dzisiaj wpadłem przed stadionem? Patrz jaki ten Dortmund jest jednak mały.
- Tak, niestety to ja dostąpiłam tego zaszczytu. - z nutką ironii odpowiedziałam Reusowi.
- Nie złość się. Jak to się mówi, złość piękności szkodzi. Tak w ogóle to jestem Marco Reus.
-"No przecież wiem kim jesteś.." - pomyślałam. - Jestem Iga Chlebicka.
- To może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę? - spytał blondyn.
- Jeżeli jej na mnie nie wylejesz ani nie będziesz rzucał filiżanką to dam się zaprosić. - odpowiedziałam już uśmiechając się.
- Myślę, że da się zrobić. - śmiał się. - To co, dzisiaj wieczorem?
- Może jutro? W zasadzie dopiero dzisiaj przyjechałam tu, więc chciałabym trochę odpocząć.
- Jasne. To o 14 czekaj pod stadionem, przyjadę po ciebie. Muszę juz lecieć bo trener mnie zabije. Do jutra! - pożegnał się chłopak i pobiegł na boisko.
-Narazie...
Uff, dzień pełen wrażeń. Pierwsze godziny w tym miejscu a tu już tyle się dzieje. Chciałam 'tylko' zobaczyć Reusa a jutro idę z nim na kawę! Postanowiłam wrócić do hotelu. Byłam już mega zmęczona. W drodze uświadomiłam sobie, że przez ten incydent z piłką nawet nie zobaczyłam ich bazy treningowej ani piłkarzy, którzy przecież tam musieli być skoro trenował tam Reus. Po powrocie wzięłam tylko kapiel i poszłam spać mimo dość wczesnej pory.
Rano obudził mnie oczywiście hałas dzieci zza ściany. Zeszłam na śniadanie i musiałam ogarnąć się na to spotkanie z Marco. Była co prawda dopiero 10 , ale zawsze lepiej poczekać niż się spieszyć. Byłam mega podekscytowana. Czułam się jakbym szła z nim na randkę czy coś, jednak szybko przegoniłam myśli, że mógłby spojrzeć na mnie inaczej niż na dziewczynę, którą po prostu chce przeprosić.
Ubrana, skromnie pomalowana poszłam pod stadion chwilę przed czasem. Jednak Marco już tam czekał.
-Cześć. Już jestem. Długo czekasz? - podeszłam i przywitałam się.
-Właściwie to przed chwilą przyszedłem bo miałem trening. Idziemy? Za rogiem jest miła kawiarnia.
-Jasne, idziemy. - powiedziałam.
Czas mijał szybko i miło na rozmowie. Gadaliśmy prawie o wszystkim, o tym co robię w Dortmundzie, jego karierze piłkarza. Zanim spostrzegliśmy się była już 17 i Marco musiał wracać. Nie umówiliśmy się na kolejne spotkanie, nie wymieniliśmy się numerami. W moim odczuciu to faktycznie było spotkanie tylko i wyłącznie na przeprosiny. A ja głupia łudziłam się , że mu się spodobam i spotkamy się jeszcze. Ale czego ja się spodziewałam, on jest sławnym piłkarzem - ja zwykłą dziewczyną z Polski. Powinnam cieszyć się, że w ogóle go poznałam i ten jeden raz chciał ze mną wyjść. Wróciłam do hotelu.
* MARCO*
Całkiem miła dziewczyna. Mogłem w zasadzie wziąć od niej numer, nie sprawiała wrażenia jakiejś napalonej fanki. Wracam do kawiarni! Wszedłem, jednak jej tam już nie było.
- Przepraszam, czy widziała tu pani taka młodą, średniego wzrostu dziewczynę? Długie, brązowe włosy? Była tu ze mną niedawno. - spytałem kelnerki.
- Tak, jakieś 5 minut temu wyszła, zaraz za panem. - odpowiedziała.
No pięknie! Jak ja ją teraz znajdę? Nawet nie wiem w jakim hotelu się zatrzymała... No cóż, dzwonię do Roberta, będziemy mieli zajęcie na wieczór.
- Halo, Robert? Cholera, zmień przywitanie na poczcie!! Jak odsłuchasz tę wiadomość to zadzwoń do mnie, mam sprawę.- nagrałem się bo ten kretyn jak zwykle nie odbiera telefonu. Trzeba działać!
*IGA*
Dostałam smsa od Magdy, że jednak nie przyjedzie do mnie bo coś tam. Jestem skazana na siebie. Jak tak dalej pójdzie to chyba wracam wcześniej do domu. Póki co idę do parku, spacer dobrze mi zrobi.
Usiadłam na jednej z ławek, podziwiałam widoki. Nagle podbiegł do mnie jakiś pies i położył mi piłeczkę pod nogi. Tuz za soba usłyszałam męski smiejący sie głos:
- Wierzy pani w psią miłość od pierwszego wejrzenia? Bo mój pies chyba wobec pani jej doświadczył, mało komu daje się bawić swoją piłką...
- O ! Kurczę, nie chciałem. Przepraszam. Nic ci się nie stało? - spytał Marco Reus, od którego oto dostałam piłką w głowę.
- Żyję, ale jeśli ten dzień się szybko nie skończy to obawiam się, że wkrótce może być inaczej. - odparłam nie ukrywając złości.
- Może powinnaś pójść do lekarza? Zdrowo oberwałaś. - śmiał się Marco.
- To nie jest śmieszne. A lekarz to przydałby się tobie, najlepiej okulista abyś w końcu zobaczył innych ludzi.
-W końcu?-spytał zdziwiony Marco.-Aa..zaraz zaraz. To na ciebie dzisiaj wpadłem przed stadionem? Patrz jaki ten Dortmund jest jednak mały.
- Tak, niestety to ja dostąpiłam tego zaszczytu. - z nutką ironii odpowiedziałam Reusowi.
- Nie złość się. Jak to się mówi, złość piękności szkodzi. Tak w ogóle to jestem Marco Reus.
-"No przecież wiem kim jesteś.." - pomyślałam. - Jestem Iga Chlebicka.
- To może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę? - spytał blondyn.
- Jeżeli jej na mnie nie wylejesz ani nie będziesz rzucał filiżanką to dam się zaprosić. - odpowiedziałam już uśmiechając się.
- Myślę, że da się zrobić. - śmiał się. - To co, dzisiaj wieczorem?
- Może jutro? W zasadzie dopiero dzisiaj przyjechałam tu, więc chciałabym trochę odpocząć.
- Jasne. To o 14 czekaj pod stadionem, przyjadę po ciebie. Muszę juz lecieć bo trener mnie zabije. Do jutra! - pożegnał się chłopak i pobiegł na boisko.
-Narazie...
Uff, dzień pełen wrażeń. Pierwsze godziny w tym miejscu a tu już tyle się dzieje. Chciałam 'tylko' zobaczyć Reusa a jutro idę z nim na kawę! Postanowiłam wrócić do hotelu. Byłam już mega zmęczona. W drodze uświadomiłam sobie, że przez ten incydent z piłką nawet nie zobaczyłam ich bazy treningowej ani piłkarzy, którzy przecież tam musieli być skoro trenował tam Reus. Po powrocie wzięłam tylko kapiel i poszłam spać mimo dość wczesnej pory.
Rano obudził mnie oczywiście hałas dzieci zza ściany. Zeszłam na śniadanie i musiałam ogarnąć się na to spotkanie z Marco. Była co prawda dopiero 10 , ale zawsze lepiej poczekać niż się spieszyć. Byłam mega podekscytowana. Czułam się jakbym szła z nim na randkę czy coś, jednak szybko przegoniłam myśli, że mógłby spojrzeć na mnie inaczej niż na dziewczynę, którą po prostu chce przeprosić.
Ubrana, skromnie pomalowana poszłam pod stadion chwilę przed czasem. Jednak Marco już tam czekał.
-Cześć. Już jestem. Długo czekasz? - podeszłam i przywitałam się.
-Właściwie to przed chwilą przyszedłem bo miałem trening. Idziemy? Za rogiem jest miła kawiarnia.
-Jasne, idziemy. - powiedziałam.
Czas mijał szybko i miło na rozmowie. Gadaliśmy prawie o wszystkim, o tym co robię w Dortmundzie, jego karierze piłkarza. Zanim spostrzegliśmy się była już 17 i Marco musiał wracać. Nie umówiliśmy się na kolejne spotkanie, nie wymieniliśmy się numerami. W moim odczuciu to faktycznie było spotkanie tylko i wyłącznie na przeprosiny. A ja głupia łudziłam się , że mu się spodobam i spotkamy się jeszcze. Ale czego ja się spodziewałam, on jest sławnym piłkarzem - ja zwykłą dziewczyną z Polski. Powinnam cieszyć się, że w ogóle go poznałam i ten jeden raz chciał ze mną wyjść. Wróciłam do hotelu.
* MARCO*
Całkiem miła dziewczyna. Mogłem w zasadzie wziąć od niej numer, nie sprawiała wrażenia jakiejś napalonej fanki. Wracam do kawiarni! Wszedłem, jednak jej tam już nie było.
- Przepraszam, czy widziała tu pani taka młodą, średniego wzrostu dziewczynę? Długie, brązowe włosy? Była tu ze mną niedawno. - spytałem kelnerki.
- Tak, jakieś 5 minut temu wyszła, zaraz za panem. - odpowiedziała.
No pięknie! Jak ja ją teraz znajdę? Nawet nie wiem w jakim hotelu się zatrzymała... No cóż, dzwonię do Roberta, będziemy mieli zajęcie na wieczór.
- Halo, Robert? Cholera, zmień przywitanie na poczcie!! Jak odsłuchasz tę wiadomość to zadzwoń do mnie, mam sprawę.- nagrałem się bo ten kretyn jak zwykle nie odbiera telefonu. Trzeba działać!
*IGA*
Dostałam smsa od Magdy, że jednak nie przyjedzie do mnie bo coś tam. Jestem skazana na siebie. Jak tak dalej pójdzie to chyba wracam wcześniej do domu. Póki co idę do parku, spacer dobrze mi zrobi.
Usiadłam na jednej z ławek, podziwiałam widoki. Nagle podbiegł do mnie jakiś pies i położył mi piłeczkę pod nogi. Tuz za soba usłyszałam męski smiejący sie głos:
- Wierzy pani w psią miłość od pierwszego wejrzenia? Bo mój pies chyba wobec pani jej doświadczył, mało komu daje się bawić swoją piłką...
poniedziałek, 23 grudnia 2013
Rozdział 2
Lot nie trwał długo, a mimo tego byłam zmęczona. Było południe a jedyne o czym myślałam, to wziąć gorącą kąpiel i położyć się spać. Odebrałam bagaż i pojechałam do hotelu. Jednak chwila ciszy i spokoju nie była mi dana, bo w pokoju obok zameldowała się jakaś rodzinka z dziećmi, które niemiłosiernie hałasowały. Dlatego postanowiłam wziąć jedynie kąpiel i ruszyć w miasto.
- Od czego by tu zacząć?- zastanawiałam się. Miasto było spore, zwiedzania również. Ale wiadomo gdzie kibic piłki nożnej zamelduje się jako pierwszy. Signal Iduna Park i sklep dla kibica. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Mój hotel był bardzo blisko stadionu, więc spacer był najlepszym rozwiązaniem. Po chwili dotarłam na miejsce.
- No no...w rzeczywistości jest jeszcze większy - mówiłam sama do siebie.
- A owszem, mieści się tu całe 80 tysięcy osób - usłyszałam czyjś głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam starszego pana z szalikiem Biało-Czerwonych.
- Turystka z Polski?-spytał.
-Tak jest, ale widzę nie jedyna - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Mieszkam tu na stałe, mój wnuk gra w juniorach Borussi Dortmund. Ale tęsknie za Polską i Polakami. Nie byłem tam już dobre 10 lat. - odpowiedział starszy pan.
- Są wakacje, najlepszy moment na odwiedziny. A co do wnuka, to z pewnością będzie tak dobry w przyszłości jak nasza trójka Polaków. - odparłam.
-A wiem pan może gdzie jest sklep dla kibiców? - spytałam na odchodne.
- Oczywiście, musi panienka iść teraz prosto a później skręcic w lewo. Życzę udanego pobytu! - uśmiechął się starszy pan i odszedł.
-Zapowiada się ciekawie. Mili ludzie, pomocni. I czego się tak mamo bałaś?- myślałam.
Właśnie! Miałam zadzwonić do mamy jak dolecę. No cóż, zrobie to później.
Poszłam do sklepu. Po wejściu moim oczom ukazały wszelkie możliwe rzeczy z logiem BVB i w czarno-żółtych barwach. Nawet żelazko, cóż to sklep. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chciałam kupić sobie szalik i koszulkę, ale niestety moje zakupy skończyły sie jeszcze na kubkach, poduszkach i innych drobiazgach. Cała obładowana (serio, nie wiem jak ja to wszystko pomieściłam w rękach) wyszłam ze sklepu do taksówki. Wtem poczułam jak ktoś wpada na mnie a moje wszystkie cudem poupychane rzeczy lądują na ziemi.
-No cholera jasna! Patrz jak chodzisz! - zaklęłam po polsku.
- Przepraszam, nie rozumiem po polsku - odparła obecnie najbardziej znienawidzona osoba przeze mnie na ziemi.
Podniosłam głowę i sama nie wierzyłam własnym oczom. Właśnie oto przede mną stał i zbierał moje rzeczy sam Marco Reus! Byłam jego największą fanką, ale nie mogłam tego po sobie dać poznać, byłam na niego mega wkurzona.
- Słuchaj, serio przepraszam. Nie zauważyłem cię. - próbował przeprosić mnie Reus.
-Jasne, na przyszłość patrz trochę niżej a nie tylko na czubek własnego nosa. - nie mogłam powstrzymać się od złośliwości, zasłużył sobie na to.
- Dobra, jak uważasz. Przepraszam jeszcze raz, muszę lecieć. - odparł oschle nie próbując mnie już przekonać do swoich przeprosin i poszedł dalej swoją drogą.
Nie wiedzieć czemu zabolał mnie jego zimny ton. Zawsze chciałam go poznać, zobaczyć ale już na pewno nie w takich okolicznościach. No cóż, mówi się trudno, jest jeszcze wielu innych piłkarzy których chcę zobaczyć. Ogarnęłam się ze wszystkim i udałam się do hotelu.
Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad samotną wycieczką. Nie mam się do kogo odezwać, z kim podzielić wrażeniami. Przez telefon to jednak nie to samo. Postanowiłam zadzwonić do mojej najlepszej przyjaciółki, Magdy.
- Cześć Magda, jak leci? Masz jakieś plany na wakacje? - spytałam kiedy odebrała telefon.
-No siemka Iga, póki co nie mam. A co kombinujesz? Nie podoba mi się twój ton - odparła śmiejąc się.
- Co powiesz na wycieczkę do Dortmundu?
- No no, ciekawa propozycja, tylko kiedy?-spytała Magda.
-No w zasadzie to dzisiaj,jutro, teraz? - zaproponowałam pełna nadziei, że się zgodzi.
- Szalona jesteś! Trzeba kupić bilety, zarezerwować hotel. To trochę potrwa.
- Bo wiesz, ja już tu jestem. Dzisiaj przyleciałam no i niestety samotna wycieczka nie była dobrym pomysłem.Nie mam do kogo się odezwać. Więc liczyłam na to, że do mnie dołączysz. - powiedziałam.
-Oj Iga,Iga. Ty i te twoje pomysły. Trochę mnie zaskoczyłaś, muszę się zastanowić. Wieczorem dam ci znać. Buźka, pa! - odparła się rozłączyła.
-Pa... - powiedziałam już bardziej do siebie i odłożyłam telefon. Co tu robić? Myślałam, aż w końcu pomyślałam, że podjadę na miejsce gdzie trenuje drużyna Borusii. Powinno ich nie być, w końcu wakacje i chyba mają wolne. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jak pomyślałam, tak zrobiłam i juz po 20 minutach byłam na miejscu. Przechadzałam się w pobliżu boiska jak poczułam silny ból głowy. Dostałam piłką prosto w głowę. Odwróciłam się aby zrugać mojego niedoszłego zabójcę. Spojrzałam i ...
- No nie wierzę, po prostu w to nie wierzę!!
_____________________________________________________
Mam prośbę. Jeżeli ktoś to w ogóle czyta niech zostawi coś po sobie. Komentarz czy coś. Z góry dzięki :):)
- Od czego by tu zacząć?- zastanawiałam się. Miasto było spore, zwiedzania również. Ale wiadomo gdzie kibic piłki nożnej zamelduje się jako pierwszy. Signal Iduna Park i sklep dla kibica. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Mój hotel był bardzo blisko stadionu, więc spacer był najlepszym rozwiązaniem. Po chwili dotarłam na miejsce.
- No no...w rzeczywistości jest jeszcze większy - mówiłam sama do siebie.
- A owszem, mieści się tu całe 80 tysięcy osób - usłyszałam czyjś głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam starszego pana z szalikiem Biało-Czerwonych.
- Turystka z Polski?-spytał.
-Tak jest, ale widzę nie jedyna - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Mieszkam tu na stałe, mój wnuk gra w juniorach Borussi Dortmund. Ale tęsknie za Polską i Polakami. Nie byłem tam już dobre 10 lat. - odpowiedział starszy pan.
- Są wakacje, najlepszy moment na odwiedziny. A co do wnuka, to z pewnością będzie tak dobry w przyszłości jak nasza trójka Polaków. - odparłam.
-A wiem pan może gdzie jest sklep dla kibiców? - spytałam na odchodne.
- Oczywiście, musi panienka iść teraz prosto a później skręcic w lewo. Życzę udanego pobytu! - uśmiechął się starszy pan i odszedł.
-Zapowiada się ciekawie. Mili ludzie, pomocni. I czego się tak mamo bałaś?- myślałam.
Właśnie! Miałam zadzwonić do mamy jak dolecę. No cóż, zrobie to później.
Poszłam do sklepu. Po wejściu moim oczom ukazały wszelkie możliwe rzeczy z logiem BVB i w czarno-żółtych barwach. Nawet żelazko, cóż to sklep. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chciałam kupić sobie szalik i koszulkę, ale niestety moje zakupy skończyły sie jeszcze na kubkach, poduszkach i innych drobiazgach. Cała obładowana (serio, nie wiem jak ja to wszystko pomieściłam w rękach) wyszłam ze sklepu do taksówki. Wtem poczułam jak ktoś wpada na mnie a moje wszystkie cudem poupychane rzeczy lądują na ziemi.
-No cholera jasna! Patrz jak chodzisz! - zaklęłam po polsku.
- Przepraszam, nie rozumiem po polsku - odparła obecnie najbardziej znienawidzona osoba przeze mnie na ziemi.
Podniosłam głowę i sama nie wierzyłam własnym oczom. Właśnie oto przede mną stał i zbierał moje rzeczy sam Marco Reus! Byłam jego największą fanką, ale nie mogłam tego po sobie dać poznać, byłam na niego mega wkurzona.
- Słuchaj, serio przepraszam. Nie zauważyłem cię. - próbował przeprosić mnie Reus.
-Jasne, na przyszłość patrz trochę niżej a nie tylko na czubek własnego nosa. - nie mogłam powstrzymać się od złośliwości, zasłużył sobie na to.
- Dobra, jak uważasz. Przepraszam jeszcze raz, muszę lecieć. - odparł oschle nie próbując mnie już przekonać do swoich przeprosin i poszedł dalej swoją drogą.
Nie wiedzieć czemu zabolał mnie jego zimny ton. Zawsze chciałam go poznać, zobaczyć ale już na pewno nie w takich okolicznościach. No cóż, mówi się trudno, jest jeszcze wielu innych piłkarzy których chcę zobaczyć. Ogarnęłam się ze wszystkim i udałam się do hotelu.
Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad samotną wycieczką. Nie mam się do kogo odezwać, z kim podzielić wrażeniami. Przez telefon to jednak nie to samo. Postanowiłam zadzwonić do mojej najlepszej przyjaciółki, Magdy.
- Cześć Magda, jak leci? Masz jakieś plany na wakacje? - spytałam kiedy odebrała telefon.
-No siemka Iga, póki co nie mam. A co kombinujesz? Nie podoba mi się twój ton - odparła śmiejąc się.
- Co powiesz na wycieczkę do Dortmundu?
- No no, ciekawa propozycja, tylko kiedy?-spytała Magda.
-No w zasadzie to dzisiaj,jutro, teraz? - zaproponowałam pełna nadziei, że się zgodzi.
- Szalona jesteś! Trzeba kupić bilety, zarezerwować hotel. To trochę potrwa.
- Bo wiesz, ja już tu jestem. Dzisiaj przyleciałam no i niestety samotna wycieczka nie była dobrym pomysłem.Nie mam do kogo się odezwać. Więc liczyłam na to, że do mnie dołączysz. - powiedziałam.
-Oj Iga,Iga. Ty i te twoje pomysły. Trochę mnie zaskoczyłaś, muszę się zastanowić. Wieczorem dam ci znać. Buźka, pa! - odparła się rozłączyła.
-Pa... - powiedziałam już bardziej do siebie i odłożyłam telefon. Co tu robić? Myślałam, aż w końcu pomyślałam, że podjadę na miejsce gdzie trenuje drużyna Borusii. Powinno ich nie być, w końcu wakacje i chyba mają wolne. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jak pomyślałam, tak zrobiłam i juz po 20 minutach byłam na miejscu. Przechadzałam się w pobliżu boiska jak poczułam silny ból głowy. Dostałam piłką prosto w głowę. Odwróciłam się aby zrugać mojego niedoszłego zabójcę. Spojrzałam i ...
- No nie wierzę, po prostu w to nie wierzę!!
_____________________________________________________
Mam prośbę. Jeżeli ktoś to w ogóle czyta niech zostawi coś po sobie. Komentarz czy coś. Z góry dzięki :):)
środa, 18 grudnia 2013
Rozdział 1
Matura
zdana, plany na wakacje też są, więc nie pozostało mi nic innego jak cieszyć
się rozpoczętymi wakacjami. Otóż postanowiłam odwiedzić Dortmund, piłkarski raj
dla kibiców. Jako, że jestem wielką fanką Borusii Dortmund po prostu musiałam się
tam wybrać. Wiadomo jaki panuje nastrój w tym mieście, wszystko kręci się wokół
piłki nożnej i mi absolutnie to nie przeszkadza. Może to wydawać się dziwne ale
mimo tego, że jestem dziewczyną bardzo lubię ten sport, który uważany jest za
typowo męski. Ale cóż, są na świecie wyjątki. Szkołę skończyłam w kwietniu ,
jako że byłam w klasie maturalnej, więc miałam dwa miesiące na jakieś
ogarnięcie pieniędzy. Zarobiłam co nieco, także moje marzenie dotyczące podróży
do Niemiec w końcu się ziści. Jadę sama, wszystko załatwiłam, hotel i tego typu
sprawy. Zaczęłam pakowanie.
-Kochanie,
wzięłaś wszystko? – spytała moja mama.
-Tak,
tak mi się przynajmniej wydaje. Sprawdzę wszystko jeszcze raz dla pewności-
odparłam.
-Ale na
prawdę nie boisz się jechać sama? Mam obawy czy puścić cię tam samą –
zatroskała się moja mama.
-Słuchaj
mamo, mam już 19 lat więc wiem co robię. – trochę się już zdenerwowałam, tyle
razy tołkowałyśmy ten temat…
-Ja to w
pełni rozumiem, ale nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to jest niebezpieczne.
Nie wiesz co może cie spotkać, a może ktoś cie okradnie, napadnie? Co wtedy
zrobisz? Sama nie wiele zdziałasz. – ciągnęła temat mama.
- Nie
jadę przecież na pustynię. Zawsze ktoś będzie w pobliżu, aby móc mi
ewentualnie, zaznaczam, ewentualnie pomóc. Bo to tylko gdybanie. Poza tym, już
się zgodziłaś więc zdania zmienić nie możesz. Mam bilet, zarezerwowany hotel,
nie mogę się już wycofać a pieniędzy i tak by mi nie zwrócili, więc moja
dwumiesięczna praca poszłaby na marne. A tego bardzo nie chcę. – powiedziałam i
postanowiłam nie ciągnąć już tego tematu.
-Ale…-
chciała kontynuować mama ale przerwałam jej natychmiast.
-Żadnego
ale. Koniec tematu, jak postanowiłam tak zrobię.
-No
dobrze. Rób jak uważasz, po prostu się o Ciebie boję. – zrezygnowana odpowiedziała
mama.
-Wiem,
ale całkiem niepotrzebnie. To moja podróż i dobrze wiesz, że zawsze chciałam
tam pojechać. A teraz wybacz, idę się wykąpać i spać, bo jutro muszę wcześnie
wstać.
Obudziły
mnie poranne promienie słońca. Był lipiec, więc i poranki były już ciepłe.
Wstałam, ogarnęłam się i zadzwoniłam po taksówkę. Pożegnałam się z mamą, która specjalnie
została w domu dłużej, aby mnie jeszcze zobaczyć przed odlotem. Tata niestety
musiał jechać do pracy. Mama oczywiście mnie jeszcze pouczała o mam robić, a czego
robić nie powinnam jednak puściłam to mimo uszu, ile można słuchać tego samego. Wsiadłam do
taksówki i tak oto opuszczałam na całe dwa tygodnie moje wschodnie kresy na
rzecz niesamowitej, jak się spodziewałam, przygody w Dortmundzie.
Początek
A więc postanowiłam napisać to opowiadanie, aby przekazać coś od siebie. Przeczytałam wiele już opowiadań o tematyce "Marco Reus+ja=Wielka miłość" i zawsze coś mi nie pasowało. Dlatego nie oceniam innych, a chce pokazać jak ja bym chciała aby to wyglądało. Nie mam wprawy w pisaniu tego typu opowiadań, jednak moja bujna wyobraźnia mam nadzieję mi pomoże. Dlatego mam nadzieję, że wam, drogie czytelniczki jeżeli takie się w ogóle znajdą, spodobają się moje wypociny.
Nie będzie żadnego prologu, bo nie ma o czym w nim pisać. Wszystkiego dowiecie się w czasie, sukcesywnie czytając :) Powiem tylko, że główna bohaterka ma na imię Iga.
Subskrybuj:
Posty (Atom)