środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 3

- No nie wierzę! Znowu ty?! - krzyknęłam w stronę nadbiegającego chłopaka.
- O ! Kurczę, nie chciałem. Przepraszam. Nic ci się nie stało? - spytał Marco Reus, od którego oto dostałam piłką w głowę.
- Żyję, ale jeśli ten dzień się szybko nie skończy to obawiam się, że wkrótce może być inaczej. - odparłam nie ukrywając złości.
- Może powinnaś pójść do lekarza? Zdrowo oberwałaś. - śmiał się Marco.
- To nie jest śmieszne. A lekarz to przydałby się tobie, najlepiej okulista abyś w końcu zobaczył innych ludzi.
-W końcu?-spytał zdziwiony Marco.-Aa..zaraz zaraz. To na ciebie dzisiaj wpadłem przed stadionem? Patrz jaki ten Dortmund jest jednak mały.
- Tak, niestety to ja dostąpiłam tego zaszczytu. - z nutką ironii odpowiedziałam Reusowi.
- Nie złość się. Jak to się mówi, złość piękności szkodzi. Tak w ogóle to jestem Marco Reus.
-"No przecież wiem kim jesteś.." - pomyślałam. - Jestem Iga Chlebicka.
- To może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę? - spytał blondyn.
- Jeżeli jej na mnie nie wylejesz ani nie będziesz rzucał filiżanką to dam się zaprosić. - odpowiedziałam już uśmiechając się.
- Myślę, że da się zrobić. - śmiał się. - To co, dzisiaj wieczorem?
- Może jutro? W zasadzie dopiero dzisiaj przyjechałam tu, więc chciałabym  trochę odpocząć.
- Jasne. To o 14 czekaj pod stadionem, przyjadę po ciebie. Muszę juz lecieć bo trener mnie zabije. Do jutra! - pożegnał się chłopak i pobiegł na boisko.
-Narazie...
Uff, dzień pełen wrażeń. Pierwsze godziny w tym miejscu a tu już tyle się dzieje. Chciałam 'tylko' zobaczyć Reusa a jutro idę z nim na kawę! Postanowiłam wrócić do hotelu. Byłam już mega zmęczona. W drodze uświadomiłam sobie, że przez ten incydent z piłką nawet nie zobaczyłam ich bazy treningowej ani piłkarzy, którzy przecież tam musieli być skoro trenował tam Reus. Po powrocie wzięłam tylko kapiel i poszłam spać mimo dość wczesnej pory.
Rano obudził mnie oczywiście hałas dzieci zza ściany. Zeszłam na śniadanie i musiałam ogarnąć się na to spotkanie z Marco. Była co prawda dopiero 10 , ale zawsze lepiej poczekać niż się spieszyć. Byłam mega podekscytowana. Czułam się jakbym szła z nim na randkę czy coś, jednak szybko przegoniłam myśli, że mógłby spojrzeć na mnie inaczej niż na dziewczynę, którą po prostu chce przeprosić.
Ubrana, skromnie pomalowana poszłam pod stadion chwilę przed czasem. Jednak Marco już tam czekał.
-Cześć. Już jestem. Długo czekasz? - podeszłam i przywitałam się.
-Właściwie to przed chwilą przyszedłem bo miałem trening. Idziemy? Za rogiem jest miła kawiarnia.
-Jasne, idziemy. - powiedziałam.
Czas mijał szybko i miło na rozmowie. Gadaliśmy prawie o wszystkim, o tym co robię w Dortmundzie, jego karierze piłkarza. Zanim spostrzegliśmy się była już 17 i Marco musiał wracać. Nie umówiliśmy się na kolejne spotkanie, nie wymieniliśmy się numerami. W moim odczuciu to faktycznie było spotkanie tylko i wyłącznie na przeprosiny.  A  ja głupia łudziłam się , że mu się spodobam i spotkamy się jeszcze. Ale czego ja się spodziewałam, on jest sławnym piłkarzem - ja zwykłą dziewczyną z Polski. Powinnam cieszyć się, że w ogóle go poznałam i ten jeden raz chciał ze mną wyjść. Wróciłam do hotelu.

* MARCO*

Całkiem miła dziewczyna. Mogłem w zasadzie wziąć od niej numer, nie sprawiała wrażenia jakiejś napalonej fanki. Wracam do kawiarni! Wszedłem, jednak jej tam już nie było.
- Przepraszam, czy widziała tu pani taka młodą, średniego wzrostu dziewczynę? Długie, brązowe włosy? Była tu ze mną niedawno. - spytałem kelnerki.
- Tak, jakieś 5 minut temu wyszła, zaraz za panem. - odpowiedziała.
No pięknie! Jak ja ją teraz znajdę? Nawet nie wiem w jakim hotelu się zatrzymała... No cóż, dzwonię do Roberta, będziemy mieli zajęcie na wieczór.
- Halo, Robert? Cholera, zmień przywitanie na poczcie!! Jak odsłuchasz tę wiadomość to zadzwoń do mnie, mam sprawę.- nagrałem się bo ten kretyn jak zwykle nie odbiera telefonu. Trzeba działać!

*IGA*

Dostałam smsa od Magdy, że jednak nie przyjedzie do mnie bo coś tam. Jestem skazana na siebie. Jak tak dalej pójdzie to chyba wracam wcześniej do domu. Póki co idę do parku, spacer dobrze mi zrobi.
Usiadłam na jednej z ławek, podziwiałam widoki. Nagle podbiegł do mnie jakiś pies i położył mi piłeczkę pod nogi. Tuz za soba usłyszałam męski smiejący sie głos:
- Wierzy pani w psią miłość od pierwszego wejrzenia? Bo mój pies chyba wobec pani jej doświadczył, mało komu daje się bawić swoją piłką...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie używać wulgaryzmów, szanujmy się nawzajem :)