Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Leżałam na kanapie, przykryta jakimś kocem, w sukience, w której byłam wczoraj w klubie i co najdziwniejsze, w butach. Jednak bardziej dziwniejszy był dla mnie fakt, że właśnie stali nade mną Marco i Marcel. Aha, czyli to jednak wczoraj byli oni. Przetarłam oczy (wciąż pomalowane, bo na dłoniach został mi czarny ślad po tuszu do rzęs) i podniosłam głowę.
- Co wy tu robicie? - spytałam, kiedy wreszcie uświadomiłam sobie co tak na prawdę tu się dzieje.
- Jak to co? Nic nie pamiętasz? - spytał Marcel. Boże, czyżbym aż tak się schlała, że nic nie pamiętam?
- No nie bardzo. - odpowiedziałam.
- Wcale się nie dziwię. - zaśmiał się Marco, ale kiedy zobaczył moje wrogie spojrzenie skierowanie ku niemu, od razu uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Czy mógłby mi ktoś wreszcie łaskawie powiedzieć, co tu się do cholery dzieje? I dlaczego leże w ubraniu i co najlepsze, w szpilkach? - straciłam cierpliwość i się wkurzyłam, ale chyba głownie na samą siebie, za te luki w pamięci.
- Dobra, spokojnie Iga. - odpowiedział Marcel i zaczął opowiadać o wczorajszym wieczorze. - Byliśmy wczoraj z Marco w klubie i kiedy mieliśmy wracać zobaczyliśmy cię przy barze więc podeszliśmy. Dziękuj Bogu, że to byliśmy akurat my, bo jak wstałaś to, delikatnie mówiąc, straciłaś równowagę. Na ladzie stało kilka pustych szklanek po drinkach, więc się nie zdziwiłem, dlaczego musiałem cię łapać. Wsadziliśmy cię jakoś do samochodu, przywieźliśmy tu i położyliśmy. Wybacz, że w butach, ale strasznie się wyrywałaś no i nie dało rady ich zdjąć. No i to cała historia.
- Dobra, to już rozumiem. Ale pozostaje jeszcze jedna kwestia. Co WY tu robicie, teraz?
- A właśnie, zapomniałem dodać. Bo jak już cię jakoś położyliśmy i zasnęłaś, to woleliśmy zostać tu i cię przypilnować. W zasadzie to głownie Marco cię pilnował, bo ja chyba zasnąłem. Musieliśmy tu przenocować bo wiesz, nigdy nie wiadomo co pijanemu strzeli do głowy. - odpowiedział Marcel, przy okazji wyśmiewając się ze mnie.
- To nie jest śmieszne Marcel, ja serio nic nie pamiętam. Kurcze, tak mi wstyd... Ale głowa to mi chyba zaraz pęknie.
- Nie masz tu aspiryny bo już pozwoliłem sobie poszukać. Wiesz co, zaraz skoczę do siebie i przyniosę. Poczekaj tu z Marco. - odparł puszczając mi oczko. Wyszedł tak szybko, że nawet nie zdążyłam zaprotestować, bo nie chciałam być sam na sam z Reusem.
Nastała krepująca cisza, którą przerwał Marco. W sumie wiedziałam, że tak będzie.
- Iga, skoro mamy teraz chwilę to chciałbym cię jeszcze raz przeprosić. No wiesz, za tamto przed moim domem. - powiedział Marco tak przepełnionym skruchą głosem, że miałam ochotę rzucić mu się na szyję, nie zważając na boląca głowę i przeprosić za wyjazd i za wszystko. Na szczęście się powstrzymałam. - Nie wiem co wtedy na mnie napadło, miałem chyba zły dzień. Nie gniewaj się już na mnie..Wcale tak nie myślę, jak powiedziałem..
- Dobra. Myślę, że możemy już zakopać ten topór wojenny. W zasadzie ja się na ciebie nie gniewałam, po prostu miałeś rację, że nie mamy o czym już rozmawiać. Nie chciałam ci komplikować życia przez tamten.. hmm.. incydent, który miał miejsce podczas wakacji.
- Ja bym tego incydentem nie nazwał. Dla mnie to miało duże znaczenie. Pamiętasz co ci powiedziałem na lotnisku, zanim mnie pożegnałaś? - spytał patrząc mi prosto w oczy.
Oczywiście, że pamiętałam. Takich słów się nie zapomina...
- Tak. - odpowiedziałam spuszczając głowę w dół.
- To wciąż aktualne. Nie zapomniałem o tobie przez ten czas kiedy cię tu nie było. Dalej mi na tobie zależy...
- Marco, przecież masz dziewczynę... - bardziej stwierdziłam niż spytałam, nadal nie podnosząc na blondyna wzroku.
- Simone? Nie jest moją dziewczyną i w zasadzie nawet nie była. Spotykaliśmy bez żadnych zobowiązań, ale to już koniec.- odparł i ujął moją twarz w dłoń, podnosząc do góry. Ponownie patrzyliśmy sobie prosto w oczy, nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry i pewnie skończyłoby się to tak samo jak na plaży, czyli pocałunkiem, gdyby do domu nie wpadł Marcel.
- Już jestem, wszystko mam. Oj.. chyba przyszedłem nie w porę. - zakomunikował z głupim uśmieszkiem na twarzy, widząc nas tak blisko siebie. Od razu odsunęłam się od Marco.
- W porę, w porę. Dawaj co masz bo nie wytrzymam. - odparłam, lekko zmieszana.
- Masz, wypij to. - podał mi szklankę i dodał. - Skąd w ogóle pomysł iść samej do klubu i się napić. Przecież ktoś mógłby wykorzystać fakt, że jesteś zalana i nie daj boże coś ci zrobić.
- No na początku nie byłam sama. - czułam się poniekąd jakbym to mamie się tłumaczyła, gdzie byłam i co robiłam.
- A z kim? Bo jakoś nikogo obok ciebie nie widziałem.
- No i byś nie zobaczył. Na początku byłam z Cathy, Rhiannon, Lisą, Marią i Caro. Ale później one pojechały a ja zostałam. A dalej to już nie wiem jak było.
- Jaka Caro? - spytał Marco, wyraźnie ożywiony.
- Caro Böhs. Przedstawiła się jako twoja była dziewczyna. - odpowiedziałam, ale zauważyłam te iskierki w oczach Marco, kiedy usłyszał o kim mówię.
- Aha. Dobra Marcel, idziemy. Niech Iga się wyśpi, bo dalej niemrawo wygląda. To zobaczenia, pa. - odparł bardzo zniecierpliwiony i wyszedł nie czekając na moje pożegnanie ciągnąc za sobą Marcela.
- Ee to zobaczenia, odezwę się później. - powiedział Marcel, jednak jego mina wskazywała dosłownie to samo co moja, "o co chodzi Marco?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę nie używać wulgaryzmów, szanujmy się nawzajem :)