Niestety nie było mi dane tak szybko zapomnieć o Reusie. Był moją jedyną deską ratunku. Następnego dnia musiałam odebrać pana Edmunda z sanatorium. Osobiście, jako że jestem jego "opiekunką", muszą mieć pewność, że trafi prosto do domu i takie tam. Samochodu nie mam, Marcela nie było, autobusem przecież nie pojadę, na taksówkę miałabym czekać godzinę bo wolnych nie było no i niestety, chcąc nie chcąc, musiałam poprosić Marco aby mnie zawiózł, bo tylko on był wolny.
Mijaliśmy kolejne ulice Dortmundu, aby znaleźć się w oddalonej o 20 km miejscowości, gdzie znajdował się ośrodek. Jakoś do rozmowy się nie kwapiłam mając na uwadze wczorajsze wydarzenia i moje postanowienie. O dziwo on też siedział cicho, jednak do czasu.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze. - odpowiedziałam oschle.
- Kacyk przeszedł? - zaśmiał się.
- Tak. - nie zmieniłam tonu, co chyba wyczuł, gdyż zapytał:
- Jesteś na mnie zła czy co?
- No co ty. Pewnie, że nie. - sarkazm przemawiał przeze mnie. Nie mogąc się powstrzymać dodałam - Za co miałabym być na ciebie zła? Za to, że mieszasz mi w głowie? Mówisz mi jedno a za chwile robisz drugie? Skąd w ogóle pomysł, że mogę być zła...
- O co ci chodzi? - spytał, chyba w ogóle niczego nie rozumiejąc Ale to już nie mój problem.
- O nic. Błagam cię, nie kontaktujmy się, unikajmy się, nie wiem co jeszcze, po prostu daj mi spokój. O twoich wczorajszych słowach już zapomniałam, więc masz drogę wolną. Możesz spokojnie być z Caro.
- O to ci chodzi. Iga, ja... - nie dokończył, bo natychmiast mu przerwałam.
- Nic nie mów. Dzisiaj poprosiłam cię o pomoc z konieczności, ale więcej to się nie powtórzy, obiecuję. Nie chce już na ten temat rozmawiać. Dałam się wykorzystać, miałam być tylko pocieszeniem po niej? Zresztą, nie odpowiadaj, nie chce tego wiedzieć. Boże, mieliśmy nie rozmawiać już. Masz się do mnie nie odzywać! - krzyknęłam, jednak mój stanowczy ton nie zrobił na nim żadnego wrażenia a wręcz przeciwnie, widziałam uśmiech na jego twarzy. A niech cię szlag! Nawet teraz jego uśmiech sprawia, że miękną mi kolana...
Po dojechaniu na miejsce, załatwieniu wszystkich administracyjnych spraw wracaliśmy do domu. Tym razem ani ja, ani Marco nie wypowiedzieliśmy nawet słowa. Mówił głównie pan Edmund, jak było itp. a ja tylko uśmiechałam się, udając, że słucham.
- Dzieci, ja tylko mówię i mówię a wy ciągle siedzicie cicho. To teraz wy opowiadajcie jak wam minął ten czas? Poradziłaś sobie Iga sama?
- Dałam sobie radę. A jak się pan czuje? - spytałam.
- O lepiej, stawy już tak nie bolą. No ale, starość nie radość. - pan Edmund tryskał humorem.
Kilka minut później byliśmy już w domu. Marco pomógł mi zanieść bagaż pana Edmunda, jednak musiałam wrócić do jego samochodu po torebkę. Kiedy zamykałam drzwi Reus przytrzymał je i powiedział:
- Iga, posłuchaj mnie...
- Nie, to ty mnie posłuchaj - przerwałam mu po raz kolejny - możesz się śmiać ale ja nie żartowałam. Dziękuję ci bardzo za pomoc, ale na prawdę daj mi święty spokój. Aha, i oddaje pięniądze za paliwo, mam nadzieję, że 20 Euro wystarczy bo nie mam więcej. Cześć. - odwróciłam się i skierowałam w stronę domu, zostawiając go ze zdziwionym wyrazem twarzy. Trudno, może kiedyś zrozumie o co mi chodzi.
Po dniu pełnym wrażeń, dość szybko położyłam się spać, podobnie pan Edmund. Kiedy już zasypiałam, rozdzwonił się mój telefon. "Niezłe wyczucie czasu, nie ma co" - pomyślałam.
- Słucham? - spytałam, nie spoglądając nawet na wyświetlacz telefonu.
- No cześć. Co tam u ciebie słychać? Zapomniałaś już, że masz jeszcze przyjaciół w Polsce?
- Ojej, cześć Magda. Oczywiście, że nie zapomniałam. U mnie w porządku, ale co u was?
Przyjaciółka szczegółowo opowiedziała mi, jak żyje i co się okazało, jest z Kubą! Tak, tym samym, z którym się przyjaźnię i który to mnie jakiś czas temu wyznał miłość, która się okazała po prostu pomyłką. Cieszyłam się oczywiście, że kogoś w końcu ma i, że jest szczęśliwa. Ale może odezwała się we mnie nutka zazdrości, że to ja nadal jestem sama i nic nie wskazywało na to, aby mój status miał się zmienić... W końcu niestety temat zszedł na Reusa. Chcąc nie chcąc opowiedziałam jej dosłownie wszystko, o Caro również. Byłam pewna, że zaraz zacznie mi współczuć, pocieszac itp, jednak byłam w ogromnym błędzie...
- Wiesz co, ty to jednak faktycznie czasem przerażasz mnie swoją głupotą! - niemal krzyknęła i dodała - obraziłaś się na niego za swoje domysły?
- Jakie domysły. Widziałam Caro, to chyba świadczy o jednym... A po za tym myślałam, że jakos mnie pocieszysz... - byłam zdziwiona jej reakcją, to musze przyznać.
- Nie ma powodu, bo to akurat twoja wina. Skąd wiesz po co ona tam była, nawet nie dałaś mu dojść do słowa. Teraz na pewno pomyśli , że jesteś zakompleksioną gówniarą i stracisz jakąkolwiek szansę, żeby mieć takiego super faceta! Może się jedynie spotkali po latach? Nie możesz tego wiedzieć. Powinnaś go przeprosić.
- Skończyłaś już swój wykład? - powiedziałam, kiedy wreszcie zamilkła. - Nie mogę iść do niego i go przeprosić. W ciągu tych kilku tygodni tylko się kłócimy i przepraszamy i nic dobrego z tego nie wynika.
- No pod tym względem to pasujecie do siebie idealnie. Jedno bardziej uparte od drugiego. Jak ci tak na nim zależy to go przeproś i to jak najszybciej!
- Nie zależy mi na nim! - zaprzeczyłam jak najszybciej.
- Dobra, już ja cię już znam. Swoją drogą, kiedy wracasz?
- Na święta pewnie, kończy mi się wtedy umowa.
- To fajnie, czyli już niedługo. Dobra kończe, bo idziemy z Kubą na imprezę. Trzymaj się i odzywaj częściej. I może jeszcze zmądrzej trochę. - powiedziała i oboje zaczełyśmy się śmiać.
- Pa pa. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Magda faktycznie miała rację, nie wzięłam pod uwagę tego, co o mnie może pomyśleć teraz Reus. Nie znamy się jakoś super, więc w dalszym ciągu kształtujemy zdanie o sobie. Po dzisiejszym napadzie na Marco, w jego oczach jestem pewnie skończona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę nie używać wulgaryzmów, szanujmy się nawzajem :)