W komitecie powitalnym oprócz moich rodziców był jeszcze... Kuba. Od razu spojrzałam na Magdę wściekłym a zarazem pytającym spojrzeniem, na co ona jedynie przepraszająco wzruszyła ramionami. Co do Kuby..to trochę skomplikowana historia. Byliśmy w jednej klasie w liceum. W ostatnim roku mojej edukacji bardzo się zbliżyliśmy do siebie; razem się uczyliśmy, pracowaliśmy po egzaminach. Tuż przed wakacjami, kiedy zrobiło się cieplej, Kuba zabierał mnie na wycieczki za miasto, gdzie fajnie spędzaliśmy czas. Jednak oficjalnie nigdy nie byliśmy razem, . Kochałam go, ale chyba nie tak jak dziewczyna kocha swojego chłopaka. Kochałam go bardziej jak przyjaciela, jak brata. Tak też go zresztą traktowałam, i wydawało mi się, że nigdy nie okazałam mu, że może liczyć na coś więcej niż przyjaźń. Niestety, wydawało mi się... dzień przed moim wyjazdem do Dortmundu Kuba wyznał mi, że coś do mnie czuje i że chciałby być kimś więcej niż moim przyjacielem. Byłam w szoku, nie chciałam podejmować żadnych pochopnych decyzji pod wpływem emocji. Powiedziałam, że się zastanowię nad tym i że dam mu odpowiedź po powrocie z Niemiec, bo muszę się oswoić z jego myślami i uczuciami. No i wróciłam... i niestety wrócił też ten niewygodny dla mnie problem...
- Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniliśmy! - powiedziała mama i od razu zaczęła mnie wyściskiwać.- Opowiadaj jak było!
- W porządku.
- Tylko tyle? Zwiedzałaś coś? No powiedz coś więcej. - drążył temat tata.
- Jestem zmęczona podróżą. Opowiem wam później, okej?
- A dla mnie znajdziesz czas? - spytał Kuba.
- Wiem, musimy porozmawiać. Ale jutro, zgoda?
- Zgoda. To odezwę się jutro, do zobaczenia.
- Pa. - pożegnałam go i ruszyłam w stronę swojego pokoju. - A ty Magda chodź ze mną, z tobą też muszę pogadać.
- Ech..to dla nas czasu nie miała a tu proszę.. Cóż za dzisiejsza młodzież. - zaczęła narzekać mama.
- Jaka młodzież, mamo.. jestem już dorosła. No chodź Magda!
- Oszalałaś?! Nie mogłaś mi powiedzieć, że on tu jest?! - ruszyłam na przyjaciółkę, kiedy tylko weszłyśmy do mojego pokoju.
- Spokojnie, nie wiedziałam, że tu będzie. No i co mu powiesz, zastanawiałaś się w ogóle nad tym?
- Nie wiem, ale wiem, że nic do niego nie czuję. Przez Marco kompletnie o nim zapomniałam...
- To przynajmniej jeden problem z głowy kiedy wiesz co czujesz. Ale jesteś pewna, że nawet nie chcesz spróbować dać mu szansy? Jeśli chodzi o tego Reusa to nie powinnaś ze względu na niego niszczyć przyjaźni z Kubą, bo przecież wy i tak razem nie będziecie.
- Wiem, ale ta sprawa jest zbyt świeża... Przecież jeszcze kilka godzin temu Marco mi mówił, że mu zależy na mnie a ja miałabym teraz lecieć do innego? Sorry Magda, ale ja tak nie potrafię.
- Dobra, przyjdę do ciebie jutro to jeszcze to obgadamy. Teraz muśże lecieć, pa. - pożegnała się a ja położyłam się wreszcie w swoim łóżku myśląc jak wybrnąć z tej sytuacji..
* MARCO *
- Gotowy? - spytał Kevin wchodząc do mojego mieszkania.
- Jasne. Kto pije, kto prowadzi? - spytałem.
- Zamówimy taksówkę, ty musisz się chyba napić a ja chętnie ci potowarzyszę.
Po 15 minutach podjechał samochód i pojechaliśmy do naszej ulubionej knajpy. Powoli sączyliśmy piwo, kiedy przypomniałem sobie, co powiedziała mi Iga.
- Masz może komórkę? Ja chyba zapomniałem ,a muszę skorzystać z neta. - spytałem kumpla.
- No mam. A co chcesz sprawdzić?
- Iga mi powiedziała, że piszą o nas w internecie, chce to zobaczyć.
Szybko wyszukałem stronkę o której mówiła Iga i zobaczyłem nasze zdjęcie i podpis pod nim. Pokazałem Kevinowi:
- Przeze mnie będą ją teraz nękać. W sumie może to i lepiej, że wyjechała. W Polsce chyba nikt nie wie, że miała do czynienia ze mną.
- Widzę Marco wraca do żywych. - z ironią odpowiedział Kevin. - W pełni się zgodzę, że dobrze, że wyjechała. Znajdziesz inną i tu na miejscu.
- Dobra, nie będę znowu gadał na ten temat. Jakoś mi ochota minęła na te piwo, wracam do domu.
- Ej no stary, nie wygłupiaj się.
- Pójdę pieszo, narazie. - nie odwracając się wyszedłem i ruszyłem w stronę domu.
Wszystko mnie zaczęło denerwować, najbardziej ta bezsilność, że nic nie mogę zrobić aby znowu tu była. Może to śmieszne, bo spędziliśmy ze sobą na prawdę mało czasu, ale tęsknie za nią. Jest jedną z nielicznych osób, które widzą we mnie normalnego chłopaka, nie znanego "Marco Reusa". Szkoda, że tak to się skończyło, mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy...
* IGA *
Zaczęłam przeglądać niemieckie stronki w internecie. Sama nie wiem po co, chyba żeby się torturować widokiem Marco, który był na co drugim zdjęciu. Heh, kolejna wzmianka o nas. Tym razem uchwycili mnie z walizkami i do tego ten podpis, że się chyba rozstaliśmy bo dużo mam bagażu i że od niego uciekam. Boże, że też ludzie nie mają co robić tylko grzebać w życiu innych.. Kiedy przeglądałam facebooka, napisała do mnie Cathy:
Cathy:"Szczęśliwie dotarłaś do domu?:)"
Ja: " Dotarłam, ale czy szczęśliwie?"
Cathy:"Widzieliśmy cię jak rozmawiałaś z Marco... nie przejmuj się, jeszcze będzie dobrze:)"
Ja: "Powiedzmy, że się pożegnaliśmy, na ponowne witanie się nie liczę."
Cathy: "Rozmawiałam z Kevinem. Mówił, że Marco zrobił się bardzo nerwowy odkąd wyjechałaś. Miałam ci tego nie mówić ale.. on uważa, że to twoja wina... "
Ja: " Wiem, nie lubimy się z Kevinem więc wcale mnie nie dziwi, że tak mówi. Ale dobra, nie chce już o nich rozmawiać. Ale wiesz.. piszą o mnie i Marco w internecie."
Cathy: " Wiem, widziałam to. Nie przejmuj się, popiszą i przestaną. Musze już lecieć, mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Papa:*"
Ja: "Pa. :* "
Wyłączyłam czat i położyłam się z nadzieją na szybki sen...
________________________________________________
Tym razem dno i lanie wody, ale co z tego, przecież i tak nikt tego nie czyta, prawda?
poniedziałek, 27 stycznia 2014
środa, 22 stycznia 2014
Rozdział 9
Przede mną ostatnia noc w Dortmundzie. Stałam przed hotelowym oknem wpatrzona w oświetlone dortmundzkie ulice.
- Już za kilkanaście godzin będę mogła zobaczyć 'mój' Lublin nocą.. - powiedziałam do siebie.
Kiedy tak patrzyłam ślepo w szybę, zaczęłam wspominać mój pobyt w tym miejscu. Przed oczami miałam pierwsze spotkanie z Marco przed sklepem, imprezy z udziałem piłkarzy; nawet myśl o próbie kradzieży mojej torebki wywołała u mnie mały uśmiech na twarzy. Kto by pomyślał, że jeszcze dwa tygodnie temu jechałam tu z zamiarem jedynie zdobycia pamiątkowych zdjęć i autografów piłkarzy Borussi Dortumnd, a teraz niektórzy z nich pierwsi witają się ze mną na ulicy, mam ich numery telefonów a jeden z nich.. no właśnie.. a o jednym z nich chce teraz zapomnieć...
Nie mogłam zasnąć, przewracałam się z boku na bok, w końcu postanowiłam się spakować. Miałam to zrobić jutro, ale bezczynność i leżenie w łóżku źle na mnie działały. Była godzina 2:00 kiedy skończyłam i w końcu zasnęłam.
Obudził mnie dzwoniący telefon, jak się okazało był to Marcel:
- Halo? - powiedziałam zaspanym głosem.
- Siema. Co ty jeszcze śpisz?
- No tak jakoś wyszło, położyłam się dosyć późno.
- Dobra, dzwonie żeby spytać , a raczej ci zakomunikować, że zawiozę cię na lotnisko. Cathy, Mats, Lisa i Ania też chcą jechać. Będę o 11 pod hotelem.
- Ale wiesz, że nie trzeba. Wzięłabym taxi czy coś..
- Nie masz wyjścia, już wszystko postanowione.
- W takim razie wielkie dzięki. To o 11 pod hotelem, tak? - spytałam.
- Tak. Dobra, muszę kończyć. A ty zbieraj się, bo już mało czasu ci zostało. Do zobaczenia!
- Ok, pa. - pożegnałam się i odłożyłam telefon.
Faktycznie, była godzina 9 więc pora się zbierać. Ogarnęłam się, zeszłam na śniadanie. Kiedy wróciłam do pokoju miałam jeszcze 20 minut do przyjazdu Marcela. Sprawdziłam czy wszystko wzięłam, po czym usiadłam na łóżku. Zaczęłam się zastanawiać, czy Marco przyjdzie, w zasadzie nawet nie wiem kiedy wraca. W sumie, nawet gdyby przyszedł to nie mielibyśmy czasu na rozmowę. Do tej pory się nie odezwał, nic nie wskazywało na to, aby miało się to zmienić.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącego smsa, Marcel napisał , że już czekają, więc wzięłam bagaż, dokonałam wszelkich formalności z recepcją hotelową i wyszłam. Serio, nie wiem jak wszyscy pomieściliśmy się w samochodzie. Było nas za dużo no i plus jeszcze moja walizka. Po drodze złamaliśmy pewnie szereg zakazów drogowych, ale cóż, raz się żyje jak to się mówi.
Do odlotu zostało 45 minut. Staliśmy wszyscy w ciszy, którą w końcu przerwałam:
- Wiecie co, będzie mi was brakowało. - powiedziałam rozczulając się.
- Przecież nie żegnamy się na całe życie. Jeszcze się zobaczymy, jak nie tu to my przyjedziemy do Polski. - powiedziała Cathy i mnie przytuliła.
- Zresztą, ja często jestem w Polsce, więc mam nadzieję, że umówimy się kiedyś na wspólny trening. - śmiejąc się rzekła Ania.
- Za kilka miesięcy zaczynam studia, muszę znaleźć pracę, więc pewnie nieprędko znowu tu zawitam. Ale Marcel, ty powinieneś teraz zbierać manatki i razem z psem jechać teraz ze mną. - powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać z Marcelem.
- No tak, pakiet ja plus pies. Zapomniałem.- śmiał się. - Opowiem wam później o co chodzi. - dodał zaraz widząc pytające spojrzenia naszych towarzyszy.
- Musisz koniecznie jeszcze raz tutaj przyjechać na mecz BVB. - niemal krzynkął Mats - Bo wydaje mi się, że chyba nie widziałaś jeszcze nas w akcji.
- Dobra, nie smęcić ludzie. Jesteśmy w kontakcie, tak Iga? Jest internet, także damy radę. - dodała jeszcze od siebie Lisa.
Czas na pożegnanie dobiegał końca. Stałam rozglądając się po sali mając nadzieję, że Marco jeszcze się tu zjawi. Chciałam go chociaż zobaczyć przed powrotem do Polski... W tej chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam Marcela, ze smutnym wyrazem twarzy.
- Przykro mi. - powiedział cicho. - Wiesz, że wam kibicowałem..
Domyślił się, że chodziło o Marco, znamy się krótko, ale, potrafił wyczytać z mojej twarzy, że ten blondas nie jest mi obojętny..
Pożegnałam się ze wszystkimi jeszcze raz i ruszyłam na odprawę. Chciałam się cieszyć z powrotu do domu, ale nie mogłam; w końcu przestałam się łudzić, że jeszcze go zobaczę i bardziej zdecydowanym krokiem ruszyłam do bramki. I właśnie w tej chwili usłyszałam, jak ktoś wykrzykuje moje imię. Nie musiałam się odwracać, aby zobaczyć kto to. Wiedziałam, to było jego głos. Ten głos, za którym tęskniłam, którego tak mi brakowało. Jednak na rozmowę było za późno, zostało mi jedynie 10 minut.
- Iga, poczekaj! - krzyczał Marco.
- Co ty tu robisz? Myślałam, że nie przyjdziesz.
- Przed chwilą wylądował mój samolot, myślałem, że nie zdążę.
- Nie mam czasu Marco, muszę iść. Zaraz mam lot.
- Rozumiem, nie będę cię zatrzymywał, ale powiedz mi jedno. Czy żałujesz? Wtedy mi nie odpowiedziałaś, a ja chce znać odpowiedź.
- Ja... sama nie wiem. To strasznie wszystko skomplikowało, byłoby mi teraz łatwiej i ...
- Och błagam cię Iga, tylko nie mów mi, że to nic dla ciebie nie znaczyło bo i tak ci nie uwierzę. - przerwał mi i niemalże krzyczał do mnie, aż ludzie stojący przede mną się odwracali.
- Marco, piszą o nas w internecie, rozumiesz? Nie chce tobie ani sobie bardziej komplikować życia i przysparzać problemów. Tamten pocałunek dużo dla mnie znaczył, wszystkie nasze rozmowy i spotkania, ale co z tego? Ja wracam do Polski a ty zostajesz tu. Kontynuowanie tej relacji nie miałoby żadnego sensu. - odpowiedziałam w podobnym tonie, jak wcześniej Marco.
- Przez cały pobyt w Francji myślałem o nas. Ja wiem, że to szaleństwo bo znamy się tak krótko, ale zależy mi na tobie...
Te słowa mnie ujęły, a nogi zrobiły się jak z waty.
- Żegnaj. - powiedziałam cicho, odwróciłam się i odeszłam. Spojrzałam jeszcze raz do tyłu, zobaczyłam smutek w jego oczach, nie chciałam tego widzieć więc niemalże biegiem udałam się do samolotu.
Samolot wystartował, a ja ciągle miałam w myślach słowa " zależy mi na tobie" . Łzy same napłynęły mi do oczu, kiedy uświadomiłam sobie, że go straciłam i być może zobaczę go jeszcze jedynie na zdjęciach gazet.
*MARCO*
Zdążyłem, ale co z tego. Nie tak wyobrażałem sobie nasze pożegnanie. Kiedy jej samolot wystartował ruszyłem do samochodu, w którym czekał na mnie Kevin.
- No i? - spytał.
- No i nic. Poleciała.
- To dobrze. - odpowiedział i kiedy zobaczył moje pytające a zarazem zdziwione spojrzenie dodał: - Uważam, że lepiej się stało, że już jej nie ma. Przynajmniej wrócisz do świata żywych i przestaniesz snuć się jak duch. Nie wiem, co ty sobie wyobrażałeś, ale i tak by wam nie wyszło, ty tu a ona tam.
- Zabawne, powiedziała mi dokładnie to samo. - odpowiedziałem komentując jego ostatnie zdanie.
- No i tu się z nią zgodzę. Przynajmniej ona przejrzała na oczy, teraz pora na ciebie.
- Co ty do niej masz, że jej tak nie lubisz? - spytałem wkurzony.
- Po prostu coś mi w niej nie pasuje. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że chodziło jej tylko i wyłącznie o ciebie a nie o twoją sławę czy pieniądze. Teraz trzeba uważać na takie laski, tym bardziej, że sama ci powiedziała, że jest tu w celach turystycznych i że interesuje się BVB. To znaczy, że ciebie zna i chce w sobie rozkochać. Co chyba jej się udało.
- Co ty bredzisz, nie znasz jej więc nie oceniaj.
- O taak, bo ty ją tak dobrze znasz. Odpuść sobie, chcesz powtórkę z rozrywki? Już zapomniałeś jak cię w Hiszpanii Caro wystawiła? Ty do niej z sercem na dłoni a ona z facetem u boku. - ironizował Kevin.
- Dobra Kevin, teraz to ty sobie odpuść. To, że kilka miesięcy temu jedna mnie zdradziła, nie znaczy, że do końca życia mam być sam. A po za tym, z Caroline mam wszystko wyjaśnione i nie jesteśmy sobie wrogami więc nie poruszaj już więcej tego tematu.
- A zresztą, rób sobie co chcesz. Moje zdanie na ten temat już znasz.
- No i dzięki. - odpowiedziałem i wysiadłem z samochodu, gdyż już byliśmy pod moim domem.
- Marco! - krzyknął na odchodne.- Ale nie kłóćmy się o kogoś, kogo już nie ma. Idziemy wieczorem na piwo?
Pokazałem tylko kciuk skierowany w górę i ruszyłem zmęczony do swojej sypialni.
*IGA*
Lot przebiegł bez żadnych zakłóceń. Na lotnisku już czekała na mnie Magda, która na mój widok przybiegła i zaczęła mnie wyściskiwać. Udawałam, że się cieszę, ale cóż, nie bez powodu nazywam ją swoją przyjaciółką, wszystko wyczyta z mojej twarzy.
- Nie udawaj, że się cieszysz. To przez niego, tak? - spytała.
- Tak. - nie miałam zamiaru kłamać, więc powiedziałam szczerze.
- Nie przyszedł?
- Przyszedł.
- No to już nie rozumiem o co chodzi.
Opowiedziałam jej o mojej rozmowie z Marco, która miała miejsce przed odlotem.
- Dobrze zrobiłaś. W ogóle żałuję, że nie pojechałam z tobą do tego Dortmundu. Bym ci go od razu z głowy wybiła. - powiedziała śmiejąc się.
- Przestań. Nie mam ochoty na żarty.
- Dobra Iga. - powiedziała bardziej poważniej. - Nie musisz mi tu skakać z radości, ale radziłabym ci się trochę pozbierać w drodze do domu. Twoja mama od razu wyczuje, że coś jest nie tak a wątpię, że chciałabyś jej teraz to wszystko opowiadać.
- Masz rację... Jeju, przepraszam cię Madziu. Dzięki, że mogę na ciebie liczyć. - uściskałam ją na co ona się serdecznie usmiechnęła.
W trakcie powrotu do domu panowała cisza, układałam sobie w głowie co powiedzieć rodzicom, gdy będą pytać jak było. W końcu dotarłyśmy na miejsce, rodzice już na mnie czekali. Jednak nie byli sami... Boże! kompletnie o nim zapomniałam...
- Już za kilkanaście godzin będę mogła zobaczyć 'mój' Lublin nocą.. - powiedziałam do siebie.
Kiedy tak patrzyłam ślepo w szybę, zaczęłam wspominać mój pobyt w tym miejscu. Przed oczami miałam pierwsze spotkanie z Marco przed sklepem, imprezy z udziałem piłkarzy; nawet myśl o próbie kradzieży mojej torebki wywołała u mnie mały uśmiech na twarzy. Kto by pomyślał, że jeszcze dwa tygodnie temu jechałam tu z zamiarem jedynie zdobycia pamiątkowych zdjęć i autografów piłkarzy Borussi Dortumnd, a teraz niektórzy z nich pierwsi witają się ze mną na ulicy, mam ich numery telefonów a jeden z nich.. no właśnie.. a o jednym z nich chce teraz zapomnieć...
Nie mogłam zasnąć, przewracałam się z boku na bok, w końcu postanowiłam się spakować. Miałam to zrobić jutro, ale bezczynność i leżenie w łóżku źle na mnie działały. Była godzina 2:00 kiedy skończyłam i w końcu zasnęłam.
Obudził mnie dzwoniący telefon, jak się okazało był to Marcel:
- Halo? - powiedziałam zaspanym głosem.
- Siema. Co ty jeszcze śpisz?
- No tak jakoś wyszło, położyłam się dosyć późno.
- Dobra, dzwonie żeby spytać , a raczej ci zakomunikować, że zawiozę cię na lotnisko. Cathy, Mats, Lisa i Ania też chcą jechać. Będę o 11 pod hotelem.
- Ale wiesz, że nie trzeba. Wzięłabym taxi czy coś..
- Nie masz wyjścia, już wszystko postanowione.
- W takim razie wielkie dzięki. To o 11 pod hotelem, tak? - spytałam.
- Tak. Dobra, muszę kończyć. A ty zbieraj się, bo już mało czasu ci zostało. Do zobaczenia!
- Ok, pa. - pożegnałam się i odłożyłam telefon.
Faktycznie, była godzina 9 więc pora się zbierać. Ogarnęłam się, zeszłam na śniadanie. Kiedy wróciłam do pokoju miałam jeszcze 20 minut do przyjazdu Marcela. Sprawdziłam czy wszystko wzięłam, po czym usiadłam na łóżku. Zaczęłam się zastanawiać, czy Marco przyjdzie, w zasadzie nawet nie wiem kiedy wraca. W sumie, nawet gdyby przyszedł to nie mielibyśmy czasu na rozmowę. Do tej pory się nie odezwał, nic nie wskazywało na to, aby miało się to zmienić.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącego smsa, Marcel napisał , że już czekają, więc wzięłam bagaż, dokonałam wszelkich formalności z recepcją hotelową i wyszłam. Serio, nie wiem jak wszyscy pomieściliśmy się w samochodzie. Było nas za dużo no i plus jeszcze moja walizka. Po drodze złamaliśmy pewnie szereg zakazów drogowych, ale cóż, raz się żyje jak to się mówi.
Do odlotu zostało 45 minut. Staliśmy wszyscy w ciszy, którą w końcu przerwałam:
- Wiecie co, będzie mi was brakowało. - powiedziałam rozczulając się.
- Przecież nie żegnamy się na całe życie. Jeszcze się zobaczymy, jak nie tu to my przyjedziemy do Polski. - powiedziała Cathy i mnie przytuliła.
- Zresztą, ja często jestem w Polsce, więc mam nadzieję, że umówimy się kiedyś na wspólny trening. - śmiejąc się rzekła Ania.
- Za kilka miesięcy zaczynam studia, muszę znaleźć pracę, więc pewnie nieprędko znowu tu zawitam. Ale Marcel, ty powinieneś teraz zbierać manatki i razem z psem jechać teraz ze mną. - powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać z Marcelem.
- No tak, pakiet ja plus pies. Zapomniałem.- śmiał się. - Opowiem wam później o co chodzi. - dodał zaraz widząc pytające spojrzenia naszych towarzyszy.
- Musisz koniecznie jeszcze raz tutaj przyjechać na mecz BVB. - niemal krzynkął Mats - Bo wydaje mi się, że chyba nie widziałaś jeszcze nas w akcji.
- Dobra, nie smęcić ludzie. Jesteśmy w kontakcie, tak Iga? Jest internet, także damy radę. - dodała jeszcze od siebie Lisa.
Czas na pożegnanie dobiegał końca. Stałam rozglądając się po sali mając nadzieję, że Marco jeszcze się tu zjawi. Chciałam go chociaż zobaczyć przed powrotem do Polski... W tej chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam Marcela, ze smutnym wyrazem twarzy.
- Przykro mi. - powiedział cicho. - Wiesz, że wam kibicowałem..
Domyślił się, że chodziło o Marco, znamy się krótko, ale, potrafił wyczytać z mojej twarzy, że ten blondas nie jest mi obojętny..
Pożegnałam się ze wszystkimi jeszcze raz i ruszyłam na odprawę. Chciałam się cieszyć z powrotu do domu, ale nie mogłam; w końcu przestałam się łudzić, że jeszcze go zobaczę i bardziej zdecydowanym krokiem ruszyłam do bramki. I właśnie w tej chwili usłyszałam, jak ktoś wykrzykuje moje imię. Nie musiałam się odwracać, aby zobaczyć kto to. Wiedziałam, to było jego głos. Ten głos, za którym tęskniłam, którego tak mi brakowało. Jednak na rozmowę było za późno, zostało mi jedynie 10 minut.
- Iga, poczekaj! - krzyczał Marco.
- Co ty tu robisz? Myślałam, że nie przyjdziesz.
- Przed chwilą wylądował mój samolot, myślałem, że nie zdążę.
- Nie mam czasu Marco, muszę iść. Zaraz mam lot.
- Rozumiem, nie będę cię zatrzymywał, ale powiedz mi jedno. Czy żałujesz? Wtedy mi nie odpowiedziałaś, a ja chce znać odpowiedź.
- Ja... sama nie wiem. To strasznie wszystko skomplikowało, byłoby mi teraz łatwiej i ...
- Och błagam cię Iga, tylko nie mów mi, że to nic dla ciebie nie znaczyło bo i tak ci nie uwierzę. - przerwał mi i niemalże krzyczał do mnie, aż ludzie stojący przede mną się odwracali.
- Marco, piszą o nas w internecie, rozumiesz? Nie chce tobie ani sobie bardziej komplikować życia i przysparzać problemów. Tamten pocałunek dużo dla mnie znaczył, wszystkie nasze rozmowy i spotkania, ale co z tego? Ja wracam do Polski a ty zostajesz tu. Kontynuowanie tej relacji nie miałoby żadnego sensu. - odpowiedziałam w podobnym tonie, jak wcześniej Marco.
- Przez cały pobyt w Francji myślałem o nas. Ja wiem, że to szaleństwo bo znamy się tak krótko, ale zależy mi na tobie...
Te słowa mnie ujęły, a nogi zrobiły się jak z waty.
- Żegnaj. - powiedziałam cicho, odwróciłam się i odeszłam. Spojrzałam jeszcze raz do tyłu, zobaczyłam smutek w jego oczach, nie chciałam tego widzieć więc niemalże biegiem udałam się do samolotu.
Samolot wystartował, a ja ciągle miałam w myślach słowa " zależy mi na tobie" . Łzy same napłynęły mi do oczu, kiedy uświadomiłam sobie, że go straciłam i być może zobaczę go jeszcze jedynie na zdjęciach gazet.
*MARCO*
Zdążyłem, ale co z tego. Nie tak wyobrażałem sobie nasze pożegnanie. Kiedy jej samolot wystartował ruszyłem do samochodu, w którym czekał na mnie Kevin.
- No i? - spytał.
- No i nic. Poleciała.
- To dobrze. - odpowiedział i kiedy zobaczył moje pytające a zarazem zdziwione spojrzenie dodał: - Uważam, że lepiej się stało, że już jej nie ma. Przynajmniej wrócisz do świata żywych i przestaniesz snuć się jak duch. Nie wiem, co ty sobie wyobrażałeś, ale i tak by wam nie wyszło, ty tu a ona tam.
- Zabawne, powiedziała mi dokładnie to samo. - odpowiedziałem komentując jego ostatnie zdanie.
- No i tu się z nią zgodzę. Przynajmniej ona przejrzała na oczy, teraz pora na ciebie.
- Co ty do niej masz, że jej tak nie lubisz? - spytałem wkurzony.
- Po prostu coś mi w niej nie pasuje. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że chodziło jej tylko i wyłącznie o ciebie a nie o twoją sławę czy pieniądze. Teraz trzeba uważać na takie laski, tym bardziej, że sama ci powiedziała, że jest tu w celach turystycznych i że interesuje się BVB. To znaczy, że ciebie zna i chce w sobie rozkochać. Co chyba jej się udało.
- Co ty bredzisz, nie znasz jej więc nie oceniaj.
- O taak, bo ty ją tak dobrze znasz. Odpuść sobie, chcesz powtórkę z rozrywki? Już zapomniałeś jak cię w Hiszpanii Caro wystawiła? Ty do niej z sercem na dłoni a ona z facetem u boku. - ironizował Kevin.
- Dobra Kevin, teraz to ty sobie odpuść. To, że kilka miesięcy temu jedna mnie zdradziła, nie znaczy, że do końca życia mam być sam. A po za tym, z Caroline mam wszystko wyjaśnione i nie jesteśmy sobie wrogami więc nie poruszaj już więcej tego tematu.
- A zresztą, rób sobie co chcesz. Moje zdanie na ten temat już znasz.
- No i dzięki. - odpowiedziałem i wysiadłem z samochodu, gdyż już byliśmy pod moim domem.
- Marco! - krzyknął na odchodne.- Ale nie kłóćmy się o kogoś, kogo już nie ma. Idziemy wieczorem na piwo?
Pokazałem tylko kciuk skierowany w górę i ruszyłem zmęczony do swojej sypialni.
*IGA*
Lot przebiegł bez żadnych zakłóceń. Na lotnisku już czekała na mnie Magda, która na mój widok przybiegła i zaczęła mnie wyściskiwać. Udawałam, że się cieszę, ale cóż, nie bez powodu nazywam ją swoją przyjaciółką, wszystko wyczyta z mojej twarzy.
- Nie udawaj, że się cieszysz. To przez niego, tak? - spytała.
- Tak. - nie miałam zamiaru kłamać, więc powiedziałam szczerze.
- Nie przyszedł?
- Przyszedł.
- No to już nie rozumiem o co chodzi.
Opowiedziałam jej o mojej rozmowie z Marco, która miała miejsce przed odlotem.
- Dobrze zrobiłaś. W ogóle żałuję, że nie pojechałam z tobą do tego Dortmundu. Bym ci go od razu z głowy wybiła. - powiedziała śmiejąc się.
- Przestań. Nie mam ochoty na żarty.
- Dobra Iga. - powiedziała bardziej poważniej. - Nie musisz mi tu skakać z radości, ale radziłabym ci się trochę pozbierać w drodze do domu. Twoja mama od razu wyczuje, że coś jest nie tak a wątpię, że chciałabyś jej teraz to wszystko opowiadać.
- Masz rację... Jeju, przepraszam cię Madziu. Dzięki, że mogę na ciebie liczyć. - uściskałam ją na co ona się serdecznie usmiechnęła.
W trakcie powrotu do domu panowała cisza, układałam sobie w głowie co powiedzieć rodzicom, gdy będą pytać jak było. W końcu dotarłyśmy na miejsce, rodzice już na mnie czekali. Jednak nie byli sami... Boże! kompletnie o nim zapomniałam...
niedziela, 19 stycznia 2014
Rozdział 8
- Marco... - szepnęłam odrywając się w końcu od jego ust. - Nie mogłeś po prostu poprosić mnie o spotkanie, tylko musiałeś robić takie podchody?
- Serio? Przerwałaś tylko po to, aby mnie o to spytać? - spytał udając urażonego i ponownie mnie pocałował, jednak po chwili przerwał i powiedział. - Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy... Nie odbierałaś telefonu, myślałem, że jesteś zła więc innego sposobu moja droga nie było, i ten temat uważam juz na zakończony.
- Niech ci będzie. Ale myślę, że powinniśmy już wrócić do reszty, będą się zastanawiać gdzie jesteśmy. Swoją drogą, trzeba było powiedzieć Mario, że nie ma czapki niewidki i był całkiem widoczny w tym samochodzie. - powiedziałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- To stąd wiesz, że nie pojechaliśmy do Monachium?
- Tak. - odpowiedziałam po chwili namysłu, postanowiłam, że nie wsypię Matsa, niech Marco myśli, że wina leży po ich stronie.
Wróciliśmy do reszty ekipy wywołując niemałe zaskoczenie, w końcu wychodziliśmy razem po jakimś czasie z bardziej odludnego miejsca. Mimo, że nie wiedzieli co się działo, pewnie z wyjątkiem Marcela, który z uśmieszkiem pod nosem nas przywitał, resztę historii dopisali sobie sami i można powiedzieć, że uniknęliśmy pytających spojrzeń.W sumie nawet nie wiedziałabym co odpowiedzieć, gdyby ktoś spytał gdzie byliśmy i co robiliśmy, bo opowiedzenie prawdy nawet nie wchodziło w grę. Na szczęście sytuacja nie miała miejsca i mogliśmy dalej się bawić ze wszystkimi. Muszę powiedzieć, że była to najlepsza impreza na plaży na jakiej kiedykolwiek byłam. Z Cathy, Anią Lewandowską i Ewką Piszczek wybawiłam się za wszystkie czasy i mimo, że dzieli nas różnica wieku, złapałyśmy świetny kontakt, który mam nadzieję nie urwie się po moim powrocie do domu. Jedynie Kevin Grosskreutz posyłał mi dosyć często wrogie spojrzenia, jakby moja obecność mu przeszkadzała, ale postanowiłam się tym nie przejmować, gdyż ja też nie pałam do niego zbyt wielka sympatią. Widać pierwsze wrażenie należało do nieudanych i nie złapaliśmy kontaktu, ale cóż, nie wszystkich trzeba kochać.
Zanim spostrzegliśmy słońce zaczęło wschodzić, więc trzeba było zakończyć spotkanie. Kiedy pomagałam Matsowi i Marcelowi ogarnąć trochę nasze pozostałości po imprezie usłyszałam za plecami czyjś głos:
- Odprowadzę cię do hotelu. - powiedział Marco, gdyż to właśnie on skierował owe słowa do mnie.
- Nie trzeba, Mats powiedział, że mnie podwiezie jak będzie wracał z Cathy.
- O Igę się nie martw, odwiozę ją! - krzyknął Mats, który chyba usłyszał propozycję Marco.
- Nalegam. - upierał się blondyn.
- No dobra, już skończyliśmy więc wezmę torbę i możemy iść. -zgodziłam się, lecz nie bez obaw, gdyż byłam niemal pewna, że poruszy temat dzisiejszego 'zajścia', a ja sama nie wiedziałam co o tym myśleć, bo gdy emocje już opadły a my wróciliśmy do naszych znajomych po tajemnym spotkaniu zaczęłam się zastanawiać, czy to nie był błąd.
Szliśmy z Marco chodnikiem nad ranem, miasto budziło się do życia a my milczeliśmy. Chyba żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. W końcu Marco przerwał tę ciszę i powiedział:
- Chyba nieźle się dzisiaj bawiłaś, cały czas tańczyłaś i mieliśmy kiedy pogadać nawet.
- Przyznam, że było świetnie. Ale Marco, masz rację, musimy porozmawiać o tym co zaszło. - zaczęłam ten trudny temat, postanowiłam, że jednak musimy to sobie wyjaśnić i i czym prędzej tym lepiej.
- Żałujesz? - zaskoczył mnie tym pytaniem i przez chwilę zastawiałam się, co mu odpowiedzieć.
- Bo ja nie, i chce żebyś wiedziała, że wczoraj też chciałem to zrobić. Iga, wiem, że znamy się krótko ale nie jesteś mi obojętna... - ciągnął Marco zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć.
- Marco, ja nie... - nie skończyłam mówić kiedy do Marco zadzwonił telefon. "Nie wiem co o tym myśleć, ale też nie jesteś mi obojętny" - dokończyłam już w myślach.
- Obierz. - powiedziałam na głos i z tego co dało się wywnioskować to Marcelowi popsuł się samochód i Marco musi wrócić na plażę.
- Muszę wrócić do Marcela. Idziesz ze mną? Odwieziemy cię samochodem jak go uruchomimy. - spytał.
- Nie, pójdę dalej sama. To już niedaleko.
- Dokończymy rozmowę później?
- Tak...chyba tak. - odpowiedziałam Marco i ruszyłam przed siebie.
Mijały dni, a ani ja ani Marco nie odzywaliśmy się do siebie.Myślałam, że przemyślał całą sytuację i po prostu wszystkiego żałuje. Sama również miałam mętlik w głowie, którego niestety nie pomógł mi się pozbyć Marcel, mówiąc, że jego przyjaciel wyjechać w jakiejś ważnej sprawie za granicę.Dla mnie to oznaczało jedno, chciał po prostu uciec, ale żeby od razu za granicę? Spotkałam Marcela przypadkiem na mieście, pogadaliśmy trochę, ale nie wypytywał o blondyna i nasze relacje. Jak sam powiedział, to nasza sprawa a on nie będzie się do tego mieszał, chyba ,że ktoś go poprosi o pomoc. Również Cathy była wyrozumiała, bo o nic nie pytała a ja nie musiałam kłamać, bo prawdy nikt nie zna i nie pozna.
Mój pobyt w Dortmundzie dobiega końca. Mam już bilet na jutro, poniekąd jestem spakowana, jedyne co pozostaje to pożegnać się ze wszystkimi. Kiedy tak siedziałam w hotelu i zastanawiałam się od kogo zacząć pożegnania, zadzwonił mój telefon. Była to moja przyjaciółka Magda.
- No hej Magda, dawno sie nie odzywałaś do mnie. - powiedziałam uradowana bo odebraniu telefonu.
- Bo wyobraź sobie kochana, że rozmowy międzynarodowe trochę kosztują a na Facebooka nie raczysz zaglądać. Swoją drogą, nie pochwaliłaś się, że tak dobrze się bawiłaś.
- Dobrze się bawiłam? Nie rozumiem, o czym ty mówisz? - spytałam zaskoczona.
- Jak to o czym? O Marco Reusie. - odpowiedziała najzupełniej spokojnym głosem.
- Magda, skąd ty wiesz o Marco?
- Nie wierzę, że nie widziałaś. Wejdź na fejsa, wysłałam ci link.
Od razu włączyłam laptopa i weszłam na stonę, którą wysłała mi przyjaciółka. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Była to niemiecka strona plotkarska, a na niej moje i Marco zdjęcie kiedy wracaliśmy nad ranem do hotelu. Pech chciał, że paparazzi wychwycił ten moment, kiedy Marco stał przede mną i patrzył prosto w oczy. Domyślam się, że to był TEN moment naszej rozmowy. Jednym słowem, wyglądaliśmy tu jak para zakochanych ludzi. Nad zdjęciem widniał dużymi literami napis "MARCO REUS MA NOWĄ DZIEWCZYNĘ! KIM JEST OWA PIĘKNOŚĆ I CZY ZAWŁADNIE SERCEM FANÓW JAK JEGO BYŁA MIŁOŚĆ, CAROLIN BÖHS? "
- Hallo, Iga! Jesteś tam? - spytała Magda. Na śmierć zapomniałam, że rozmawiam z nią mimo, że ciągle trzymam telefon przy uchu.
- Boże Magda.. mam nadzieję, że nikt oprócz ciebie tego nie widział..
- Spokojnie, nikt z naszych znajomych nie buszuje na takich stronach. Gorzej z Niemcami. Wiesz co, wejdź na Skype, pogadamy.
Zrobiłam jak poprosiła przyjaciółka i już po chwili widziałam ją po drugiej stronie.
- A teraz moja droga opowiadaj, co tak na prawdę działo się w ciągu tych dwóch tygodni.
Opowiedziałam jej o wszystkim, jak poznałam Marco, o imprezach z udziałem piłkarzy, o pocałunku... Magda siedziała i słuchała w milczeniu. Kiedy skończyłam, wypaliła prosto z mostu:
- Iga, czy ty się w nim zakochałaś?
- Oszalałaś?! - niemal krzyknęłam, ale od razu zmieniłam ton. - To za duże słowo, znam go przecież ledwie dwa tygodnie, a i tak dawno się nie widzieliśmy. Boże Magda, ja nie wiem co mam robić, czuję, że nie jest mi obojętny. Im dłużej tu jestem i o nim myślę, tym bardziej mi zaczyna zależeć...
- Dlatego powinnaś już wracać do Polski. - odparła stanowczo moja przyjaciółka, co mnie lekko zdziwiło.
- Co? A nie powinnam walczyć? Odezwać się do niego i wyjaśnić to wszystko?
- Posłuchaj Iga, rozumiem, że zauroczyłaś się nim. Jest sławny, ma to czego pragnie każda dziewczyna w facecie, jest bogaty. Ale sama powiedziałaś, że wyjechał bez słowa. I jak ty sobie wyobrażasz waszą dalszą znajomość, nawet gdyby nie wyjechał i wszystko było ładnie, pięknie?
- Sama nie wiem...
- No właśnie, ty tam a on tu. Masz przecież swoje plany, idziesz na studia. Nie możesz podporządkowywać swojego życia dla jakiegoś faceta, nawet jeżeli jest to TEN Marco Reus. Musiałabyś być w Niemczech na stałe, bo przecież on drużyny by nie zostawił i nie przyjechał za tobą do Polski, nie oszukujmy się Iga. A po za tym, skąd masz pewność, że on czuje do ciebie to samo co ty?
- Przecież mi powiedział... mówiłam ci. - odpowiedziałam Magdzie.
- Owszem, a później wyjechał bez słowa. Pewnie, tez byłabym pewna co do szczerości tych słów. - zadrwiła. - A co jeśli to tylko zwykłe zauroczenie, które już mu przeszło? Odpuść sobie kochana, wiesz, że życzę ci jak najlepiej ale tym razem to nie wyjdzie. Wrócisz jutro, a ja pomogę ci zapomnieć. - skończyła i uśmiechnęła się.
- To wszystko nie jest takie proste... Muszę tę sprawę doprowadzić do końca, po prostu muszę..
- Dobra, zrobisz jak uważasz, ale pamiętaj, że jutro wracasz. Nie chce słyszeć, że zostajesz dłużej tylko ze względu na niego, bo załatwiłam nam pracę. O szczegółach opowiem ci jutro. Ale muszę już kończyć, więc spotkamy się jutro. Odbiorę cię z lotniska. Papa, do zobaczenia. - powiedziała Magda i rozmowa została przerwana.
Nie wiedziałam co mam myśleć, w sumie Magda miała rację. Po długich namysłach postanowiłam, że napiszę do Marco smsa. Jęsli będzie chciał, to w końcu dokończymy naszą rozmowę, jeśli nie - trudno. Długo zastanawiałam się co napisać, ale w końcu udało się skelic kilka słów :
- Serio? Przerwałaś tylko po to, aby mnie o to spytać? - spytał udając urażonego i ponownie mnie pocałował, jednak po chwili przerwał i powiedział. - Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy... Nie odbierałaś telefonu, myślałem, że jesteś zła więc innego sposobu moja droga nie było, i ten temat uważam juz na zakończony.
- Niech ci będzie. Ale myślę, że powinniśmy już wrócić do reszty, będą się zastanawiać gdzie jesteśmy. Swoją drogą, trzeba było powiedzieć Mario, że nie ma czapki niewidki i był całkiem widoczny w tym samochodzie. - powiedziałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- To stąd wiesz, że nie pojechaliśmy do Monachium?
- Tak. - odpowiedziałam po chwili namysłu, postanowiłam, że nie wsypię Matsa, niech Marco myśli, że wina leży po ich stronie.
Wróciliśmy do reszty ekipy wywołując niemałe zaskoczenie, w końcu wychodziliśmy razem po jakimś czasie z bardziej odludnego miejsca. Mimo, że nie wiedzieli co się działo, pewnie z wyjątkiem Marcela, który z uśmieszkiem pod nosem nas przywitał, resztę historii dopisali sobie sami i można powiedzieć, że uniknęliśmy pytających spojrzeń.W sumie nawet nie wiedziałabym co odpowiedzieć, gdyby ktoś spytał gdzie byliśmy i co robiliśmy, bo opowiedzenie prawdy nawet nie wchodziło w grę. Na szczęście sytuacja nie miała miejsca i mogliśmy dalej się bawić ze wszystkimi. Muszę powiedzieć, że była to najlepsza impreza na plaży na jakiej kiedykolwiek byłam. Z Cathy, Anią Lewandowską i Ewką Piszczek wybawiłam się za wszystkie czasy i mimo, że dzieli nas różnica wieku, złapałyśmy świetny kontakt, który mam nadzieję nie urwie się po moim powrocie do domu. Jedynie Kevin Grosskreutz posyłał mi dosyć często wrogie spojrzenia, jakby moja obecność mu przeszkadzała, ale postanowiłam się tym nie przejmować, gdyż ja też nie pałam do niego zbyt wielka sympatią. Widać pierwsze wrażenie należało do nieudanych i nie złapaliśmy kontaktu, ale cóż, nie wszystkich trzeba kochać.
Zanim spostrzegliśmy słońce zaczęło wschodzić, więc trzeba było zakończyć spotkanie. Kiedy pomagałam Matsowi i Marcelowi ogarnąć trochę nasze pozostałości po imprezie usłyszałam za plecami czyjś głos:
- Odprowadzę cię do hotelu. - powiedział Marco, gdyż to właśnie on skierował owe słowa do mnie.
- Nie trzeba, Mats powiedział, że mnie podwiezie jak będzie wracał z Cathy.
- O Igę się nie martw, odwiozę ją! - krzyknął Mats, który chyba usłyszał propozycję Marco.
- Nalegam. - upierał się blondyn.
- No dobra, już skończyliśmy więc wezmę torbę i możemy iść. -zgodziłam się, lecz nie bez obaw, gdyż byłam niemal pewna, że poruszy temat dzisiejszego 'zajścia', a ja sama nie wiedziałam co o tym myśleć, bo gdy emocje już opadły a my wróciliśmy do naszych znajomych po tajemnym spotkaniu zaczęłam się zastanawiać, czy to nie był błąd.
Szliśmy z Marco chodnikiem nad ranem, miasto budziło się do życia a my milczeliśmy. Chyba żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. W końcu Marco przerwał tę ciszę i powiedział:
- Chyba nieźle się dzisiaj bawiłaś, cały czas tańczyłaś i mieliśmy kiedy pogadać nawet.
- Przyznam, że było świetnie. Ale Marco, masz rację, musimy porozmawiać o tym co zaszło. - zaczęłam ten trudny temat, postanowiłam, że jednak musimy to sobie wyjaśnić i i czym prędzej tym lepiej.
- Żałujesz? - zaskoczył mnie tym pytaniem i przez chwilę zastawiałam się, co mu odpowiedzieć.
- Bo ja nie, i chce żebyś wiedziała, że wczoraj też chciałem to zrobić. Iga, wiem, że znamy się krótko ale nie jesteś mi obojętna... - ciągnął Marco zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć.
- Marco, ja nie... - nie skończyłam mówić kiedy do Marco zadzwonił telefon. "Nie wiem co o tym myśleć, ale też nie jesteś mi obojętny" - dokończyłam już w myślach.
- Obierz. - powiedziałam na głos i z tego co dało się wywnioskować to Marcelowi popsuł się samochód i Marco musi wrócić na plażę.
- Muszę wrócić do Marcela. Idziesz ze mną? Odwieziemy cię samochodem jak go uruchomimy. - spytał.
- Nie, pójdę dalej sama. To już niedaleko.
- Dokończymy rozmowę później?
- Tak...chyba tak. - odpowiedziałam Marco i ruszyłam przed siebie.
Mijały dni, a ani ja ani Marco nie odzywaliśmy się do siebie.Myślałam, że przemyślał całą sytuację i po prostu wszystkiego żałuje. Sama również miałam mętlik w głowie, którego niestety nie pomógł mi się pozbyć Marcel, mówiąc, że jego przyjaciel wyjechać w jakiejś ważnej sprawie za granicę.Dla mnie to oznaczało jedno, chciał po prostu uciec, ale żeby od razu za granicę? Spotkałam Marcela przypadkiem na mieście, pogadaliśmy trochę, ale nie wypytywał o blondyna i nasze relacje. Jak sam powiedział, to nasza sprawa a on nie będzie się do tego mieszał, chyba ,że ktoś go poprosi o pomoc. Również Cathy była wyrozumiała, bo o nic nie pytała a ja nie musiałam kłamać, bo prawdy nikt nie zna i nie pozna.
Mój pobyt w Dortmundzie dobiega końca. Mam już bilet na jutro, poniekąd jestem spakowana, jedyne co pozostaje to pożegnać się ze wszystkimi. Kiedy tak siedziałam w hotelu i zastanawiałam się od kogo zacząć pożegnania, zadzwonił mój telefon. Była to moja przyjaciółka Magda.
- No hej Magda, dawno sie nie odzywałaś do mnie. - powiedziałam uradowana bo odebraniu telefonu.
- Bo wyobraź sobie kochana, że rozmowy międzynarodowe trochę kosztują a na Facebooka nie raczysz zaglądać. Swoją drogą, nie pochwaliłaś się, że tak dobrze się bawiłaś.
- Dobrze się bawiłam? Nie rozumiem, o czym ty mówisz? - spytałam zaskoczona.
- Jak to o czym? O Marco Reusie. - odpowiedziała najzupełniej spokojnym głosem.
- Magda, skąd ty wiesz o Marco?
- Nie wierzę, że nie widziałaś. Wejdź na fejsa, wysłałam ci link.
Od razu włączyłam laptopa i weszłam na stonę, którą wysłała mi przyjaciółka. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Była to niemiecka strona plotkarska, a na niej moje i Marco zdjęcie kiedy wracaliśmy nad ranem do hotelu. Pech chciał, że paparazzi wychwycił ten moment, kiedy Marco stał przede mną i patrzył prosto w oczy. Domyślam się, że to był TEN moment naszej rozmowy. Jednym słowem, wyglądaliśmy tu jak para zakochanych ludzi. Nad zdjęciem widniał dużymi literami napis "MARCO REUS MA NOWĄ DZIEWCZYNĘ! KIM JEST OWA PIĘKNOŚĆ I CZY ZAWŁADNIE SERCEM FANÓW JAK JEGO BYŁA MIŁOŚĆ, CAROLIN BÖHS? "
- Hallo, Iga! Jesteś tam? - spytała Magda. Na śmierć zapomniałam, że rozmawiam z nią mimo, że ciągle trzymam telefon przy uchu.
- Boże Magda.. mam nadzieję, że nikt oprócz ciebie tego nie widział..
- Spokojnie, nikt z naszych znajomych nie buszuje na takich stronach. Gorzej z Niemcami. Wiesz co, wejdź na Skype, pogadamy.
Zrobiłam jak poprosiła przyjaciółka i już po chwili widziałam ją po drugiej stronie.
- A teraz moja droga opowiadaj, co tak na prawdę działo się w ciągu tych dwóch tygodni.
Opowiedziałam jej o wszystkim, jak poznałam Marco, o imprezach z udziałem piłkarzy, o pocałunku... Magda siedziała i słuchała w milczeniu. Kiedy skończyłam, wypaliła prosto z mostu:
- Iga, czy ty się w nim zakochałaś?
- Oszalałaś?! - niemal krzyknęłam, ale od razu zmieniłam ton. - To za duże słowo, znam go przecież ledwie dwa tygodnie, a i tak dawno się nie widzieliśmy. Boże Magda, ja nie wiem co mam robić, czuję, że nie jest mi obojętny. Im dłużej tu jestem i o nim myślę, tym bardziej mi zaczyna zależeć...
- Dlatego powinnaś już wracać do Polski. - odparła stanowczo moja przyjaciółka, co mnie lekko zdziwiło.
- Co? A nie powinnam walczyć? Odezwać się do niego i wyjaśnić to wszystko?
- Posłuchaj Iga, rozumiem, że zauroczyłaś się nim. Jest sławny, ma to czego pragnie każda dziewczyna w facecie, jest bogaty. Ale sama powiedziałaś, że wyjechał bez słowa. I jak ty sobie wyobrażasz waszą dalszą znajomość, nawet gdyby nie wyjechał i wszystko było ładnie, pięknie?
- Sama nie wiem...
- No właśnie, ty tam a on tu. Masz przecież swoje plany, idziesz na studia. Nie możesz podporządkowywać swojego życia dla jakiegoś faceta, nawet jeżeli jest to TEN Marco Reus. Musiałabyś być w Niemczech na stałe, bo przecież on drużyny by nie zostawił i nie przyjechał za tobą do Polski, nie oszukujmy się Iga. A po za tym, skąd masz pewność, że on czuje do ciebie to samo co ty?
- Przecież mi powiedział... mówiłam ci. - odpowiedziałam Magdzie.
- Owszem, a później wyjechał bez słowa. Pewnie, tez byłabym pewna co do szczerości tych słów. - zadrwiła. - A co jeśli to tylko zwykłe zauroczenie, które już mu przeszło? Odpuść sobie kochana, wiesz, że życzę ci jak najlepiej ale tym razem to nie wyjdzie. Wrócisz jutro, a ja pomogę ci zapomnieć. - skończyła i uśmiechnęła się.
- To wszystko nie jest takie proste... Muszę tę sprawę doprowadzić do końca, po prostu muszę..
- Dobra, zrobisz jak uważasz, ale pamiętaj, że jutro wracasz. Nie chce słyszeć, że zostajesz dłużej tylko ze względu na niego, bo załatwiłam nam pracę. O szczegółach opowiem ci jutro. Ale muszę już kończyć, więc spotkamy się jutro. Odbiorę cię z lotniska. Papa, do zobaczenia. - powiedziała Magda i rozmowa została przerwana.
Nie wiedziałam co mam myśleć, w sumie Magda miała rację. Po długich namysłach postanowiłam, że napiszę do Marco smsa. Jęsli będzie chciał, to w końcu dokończymy naszą rozmowę, jeśli nie - trudno. Długo zastanawiałam się co napisać, ale w końcu udało się skelic kilka słów :
"Jutro wyjeżdżam. Uważam, że powinniśmy
wyjasnić sobie kilka rzeczy przed moim powrotem,
więc jeśli wrócisz i będziesz chciał się spotkać,
daj znać. Lot mam o 12. Iga"
Wysłałam. Na odpowiedź nawet nie liczę. A teraz idę do Cathy na pożegnalne popołudnie, ma być też Ania, Ewa, Mats i Marcel. Mam nadzieję, że miło spędzimy ten czas i, że jeszcze nie widzieli nowych newsów o "dziewczynie Marco Reusa"...
*MARCO*
Czuję się podle, że nawet bez uprzedzenia wyjechałem, ale musiałem. Umarła jakaś kuzynka mojej mamy i musieliśmy polecieć wszyscy do Francji. Rodzina to rodzina, nie mogłem się wykręcić. Cały czas myślę o Idze, o tym, że chcę w końcu jej powiedzieć co czuję. Niestety, moje plany pokrzyżował sms od niej. Cholera, na śmierć zapomniałem, że jutro wraca po Polski! Przecież ja mam lot dopiero jutro o 10. Obym tylko doleciał na czas... muszę ją jeszcze zobaczyć! Ale jak pech to pech, nie mogę jej nawet odpisać bo przeklęta sieć francuska ma jakieś zakłócenia na linii międzynarodowej. Czyli teraz wszystko w rękach losu... Który i tak już mi namotał w życiu.
piątek, 10 stycznia 2014
Rozdział 7
Mam moralniaka. Totalny kac moralny. Dopiero rano dotarło do mnie co tak na prawdę się stało.A raczej... co mogło się stać. Na tej imprezie byłam na prawdę zła na Marco, ale przemyślałam sobie to wszystko i w zasadzie nie wiem za co tak na prawdę byłam zła. Bo to również moja wina. Boje się, że Marco wziął mnie za panikarę, niedotyczkę i mogę już sobie pogratulować zaprzepaszczenia tak fajnie rozwijającej się znajomości. Tym bardziej, że nie odbierałam jego telefonów po powrocie do hotelu. Zadzwonić do Marco? - myślałam i kalkulowałam co będzie bardziej korzystne dla tej całej sytuacji.
*MARCO*
-Hej, jak samopoczucie? - spytałem Marcela siedzącego w kuchni i popijającego zsiadłe mleko.
-Świetnie. Nie mam kaca, jeśli o to ci chodzi. - odpowiedział z nutką złości w głosie.
-Spoko spoko. Mam pytanie. Wczoraj mówiłeś, że masz jakiś pomysł co do Igi?
-A no tak, coś tam sobie wczoraj umyśliłem jak sprzątaliśmy, ale nie wiem czy wypali.. - powiedział Marcel tajemniczo.
-Co ty kombinujesz?
-Słuchaj mnie i daj dokończyć. Tak sobie pomyślałem, że może spotkamy was w jakimś neutralnym miejscu, pogadacie wyjaśnicie sobie wszystko. Skoro nie chciała odbierać telefonów, to nie będzie miała wyjścia i będzie musiała cię wysłuchać jeśli bęziesz stał tuż na przeciw niej. Przecież nie ucieknie. - tłumaczył mój przyjaciel.
-To żeś wymyślił. A jakim cudem ją namówisz na spotkanie ze mną, skoro nie chciała nawet rozmawiać przez telefon? - powiedziałem sarkastycznie.
-No to właśnie o to chodzi, że ma nie wiedzieć że ty tam będziesz. Pogadam z nią, powiem żeby wyskoczyła gdzieś ze mną, gdzieś do knajpy czy coś w tym stylu, gdzie ty będziesz już czekał.
- W sumie to nie takie głupie. Ale to nie możesz być ty, przecież na pewno się domyśli, że ja też mam coś z tym wspólnego. Jestem pewien, że wie , że powiedziałem ci o wszystkim, to musi być ktoś inny. Wiem! Poprosimy Cathy, żeby ją gdzieś wyrwała, jej na pewno uwierzy. - z nutką nadziei na powodzenie powiedziałem Marcelowi.
- A może zrobimy imprezę nad jeziorem? Cathy powie Idze, że ciebie nie ma bo... pojechałeś z Mario do Monachium. Treningów już nie masz więc nie ma co czekać do weekendu. Zwołamy ekipę i przy okazji ty załatwisz swoje sprawy a my się pobawimy. Tylko nie mówmy nikomu o tym planie, żeby się nikt przypadkiem nie wygadał. - wyraźnie z własnego pomysłu ucieszył się Marcel, co i mi również pasowało. Zadzwoniłem od razu do Cathy, która zgodziła się nam pomóc, mówiąc że jesteśmy dziwni bo nie potrafimy normalnie pogadać z dziewczyną tylko kręcimy na około. Ze zwołaniem ekipy też problemu nie ma, bo oni zawsze chętni na party na plaży. Tak więc teraz wszystko w rękach Cathy.. i Igi.
*IGA*
Niedawno zadzwoniła do mnie Cathy i zaprosiła na imprezę na plaży dzisiaj. Podobno ma nie być Marco i Mario bo ich nie ma, czyli moje przypuszczenia, że Marco już nie chce mnie znać były prawdą. Chociaż mogłaby to być dobra okazja do pogadania...ale trudno się mówi. Swoją drogą kolejny dzień, kolejna impreza - ciekawie. Miałam dosyć ciągłych problemów i rozmyślania więc postanowiłam połazić po sklepach. Poszłam do galerii handlowej i wstąpiłam do Empika. Myślałam, że ten sklep tylko w Polsce jest. Chciałam znaleźć jakieś ładne pocztówki, wysłałabym rodzinie. Chodząc między półkami zauważyłam Matsa Hummelsa. Nadal miękną mi kolana na widok piłkarzy BVB, ale teraz mogę normalnie z nimi pogadać bo to moi znajomi. I tak było też tym razem, Mats podszedł do mnie i powiedział:
-O hej. Jak tam żyjesz?
-Dobrze. Szukam właśnie jakiegoś wdzianka na dzisiejszy wypad na plażę.
- A no, Marco imprez ciągle mało. Nad dortmundzkim jeziorkiem to chyba jeszcze nie byłaś? - spytał.
-Nie, nie byłam. Ale... Marco imprez ciągle mało? - odpowiedziałam zaskoczona, bo z tego wiem to Marco nie ma..
- No jemu jemu, w końcu to on coś z Marcelem kmini.
- A nie pojechał czasem z Mario do Monachium dzisiaj? - byłam na prawdę zaskoczona, ktoś tu chyba próbuje mnie zrobić w bambuko.
-Co? Nie no co ty, dzisiaj przecież dzwonił do mnie żebym wbijał wieczorem więc skoro to jego impreza to musi być. Ale co, coś nie tak, skąd w ogóle pomysł o Monachium?
-Nie, wszystko okej. Coś mi się obiło o oczy w gazecie, chyba coś źle przeczytałam. - uśmiechnęłam się sztucznie, nie chciałam mu mówić o mojej wersji bo w zasadzie sama nic z tego nie rozumiem.
-Widzisz, tak to jest z mediami. Nie warto tego czytać. Dobra, muszę już lecieć, do zobaczyska wieczorem! - pożegnał się i wyszedł ze sklepu. Ja uczyniłam to samo, cały czas myśląc o tym co mi powiedział Mats. Dziwne, że nawet nie spytał mnie o transport, który zaproponowała mi Cathy, nic nie wiedział, że z nimi jadę? Chodziłam po sklepach aż znalazłam sukienkę, cały czas myśląc o tym samym. Czyli wychodzi na to, że Marco tam będzie i wcale się ode mnie nie odwrócił. Tylko dlaczego Cathy powiedziała co innego? No tak, wszystko jasne... Marco chyba jednak też chce się ze mną spotkać, aż zrobiło mi się cieplej na sercu :) Nie powiem nikomu, że Mats ich wsypał, niech myślą że nie wiem. A teraz idę do hotelu się szykować, bo mało czasu zostało...
2 godziny później...
Dobra, jestem gotowa, Cathy z Matsem czekają na dole więc idę. Wsiadłam do samochodu, przywitałam się z Cathy i pojechaliśmy, oczywiście nie puściłam pary z ust, że wiem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce wszyscy już byli, czyli Łukasz i Ewa, Robert i Ania, Marcel, Moritz i Lisa i inni piłkarze z partnerkami. Przywitałam się ze wszystkimi i wzrokiem szukałam Marco. Wtedy podszedł do mnie Marcel i spytał:
-Czemu tak się rozglądasz? Szukasz kogoś?
-Ja? Nie, po prostu podziwiam te piękne miejsce. - odpowiedziałam uśmiechając się.
-Ee..pomogłabys mi może yyy... przynieśc napoje? - spytał Marcel jąkając się, wiedziałam że już coś kręci, normalnie by się nie denerwował.
-Jasne, chodźmy.
Jednak moje przeczucia nie były bezpodstawne. Poszliśmy za górkę tuż obok, gdzie stał Marco.
-To może ja was zostawię. - powiedział Marcel jak małe dziecko, które chce uniknąć kary za stłuczony wazon.
-Cześć Marco. Nie musiałeś tu się chować. Wiedziałam, że będziesz.
-Ale..skąd wiedziałaś? Cathy ci powiedziała? - spytał zaskoczony.
- Nikt mi nie powiedział. - skłamałam. - Po prostu nie dopracowaliście swojego planu. Dlaczego tak usilnie chciałeś się ze mną spotkać?
-Hmm.. chce z tobą porozmawiać o tym co się wczoraj stało. Chce cię przeprosić..
-Przeprosić? Niby za co? Słuchaj Marco, to ja przepraszam, że nie odbierałam wczoraj telefonów od ciebie. Byłam trochę..no wiesz, speszona? Przemyślałam sobie to wszystko i nie potrzebnie tak szybko wyszłam. W zasadzie nic się nie stało, zapomnijmy o tym, dobrze? - spytałam.
- Nie. Nie mogę o tym zapomnieć. - odpowiedział Marco i podszedł do mnie tak blisko, że czułam jego przeboski zapach, który czułam wczoraj, gdy stał tak blisko mnie. - Nie mogę i nie chce.
I wtedy chwycił dłońmi moją twarz i pocałował. Gdy nasze usta się złączyły, poczułam, że cały świat dla mnie nie istnieje oprócz nas, oprócz tej chwili. Nagle odsunął twarz od mojej i spojrzał mi w oczy. Tym razem nie chciałam uciekać, chwilo trwaj! Ponownie odwzajemniłam pocałunek a Marco przysunął mnie mocniej do swojej piersi. To chyba był najpiękniejszy moment całego mojego pobytu w Dortmundzie i chciałam, aby nigdy się nie skończył...
*MARCO*
-Hej, jak samopoczucie? - spytałem Marcela siedzącego w kuchni i popijającego zsiadłe mleko.
-Świetnie. Nie mam kaca, jeśli o to ci chodzi. - odpowiedział z nutką złości w głosie.
-Spoko spoko. Mam pytanie. Wczoraj mówiłeś, że masz jakiś pomysł co do Igi?
-A no tak, coś tam sobie wczoraj umyśliłem jak sprzątaliśmy, ale nie wiem czy wypali.. - powiedział Marcel tajemniczo.
-Co ty kombinujesz?
-Słuchaj mnie i daj dokończyć. Tak sobie pomyślałem, że może spotkamy was w jakimś neutralnym miejscu, pogadacie wyjaśnicie sobie wszystko. Skoro nie chciała odbierać telefonów, to nie będzie miała wyjścia i będzie musiała cię wysłuchać jeśli bęziesz stał tuż na przeciw niej. Przecież nie ucieknie. - tłumaczył mój przyjaciel.
-To żeś wymyślił. A jakim cudem ją namówisz na spotkanie ze mną, skoro nie chciała nawet rozmawiać przez telefon? - powiedziałem sarkastycznie.
-No to właśnie o to chodzi, że ma nie wiedzieć że ty tam będziesz. Pogadam z nią, powiem żeby wyskoczyła gdzieś ze mną, gdzieś do knajpy czy coś w tym stylu, gdzie ty będziesz już czekał.
- W sumie to nie takie głupie. Ale to nie możesz być ty, przecież na pewno się domyśli, że ja też mam coś z tym wspólnego. Jestem pewien, że wie , że powiedziałem ci o wszystkim, to musi być ktoś inny. Wiem! Poprosimy Cathy, żeby ją gdzieś wyrwała, jej na pewno uwierzy. - z nutką nadziei na powodzenie powiedziałem Marcelowi.
- A może zrobimy imprezę nad jeziorem? Cathy powie Idze, że ciebie nie ma bo... pojechałeś z Mario do Monachium. Treningów już nie masz więc nie ma co czekać do weekendu. Zwołamy ekipę i przy okazji ty załatwisz swoje sprawy a my się pobawimy. Tylko nie mówmy nikomu o tym planie, żeby się nikt przypadkiem nie wygadał. - wyraźnie z własnego pomysłu ucieszył się Marcel, co i mi również pasowało. Zadzwoniłem od razu do Cathy, która zgodziła się nam pomóc, mówiąc że jesteśmy dziwni bo nie potrafimy normalnie pogadać z dziewczyną tylko kręcimy na około. Ze zwołaniem ekipy też problemu nie ma, bo oni zawsze chętni na party na plaży. Tak więc teraz wszystko w rękach Cathy.. i Igi.
*IGA*
Niedawno zadzwoniła do mnie Cathy i zaprosiła na imprezę na plaży dzisiaj. Podobno ma nie być Marco i Mario bo ich nie ma, czyli moje przypuszczenia, że Marco już nie chce mnie znać były prawdą. Chociaż mogłaby to być dobra okazja do pogadania...ale trudno się mówi. Swoją drogą kolejny dzień, kolejna impreza - ciekawie. Miałam dosyć ciągłych problemów i rozmyślania więc postanowiłam połazić po sklepach. Poszłam do galerii handlowej i wstąpiłam do Empika. Myślałam, że ten sklep tylko w Polsce jest. Chciałam znaleźć jakieś ładne pocztówki, wysłałabym rodzinie. Chodząc między półkami zauważyłam Matsa Hummelsa. Nadal miękną mi kolana na widok piłkarzy BVB, ale teraz mogę normalnie z nimi pogadać bo to moi znajomi. I tak było też tym razem, Mats podszedł do mnie i powiedział:
-O hej. Jak tam żyjesz?
-Dobrze. Szukam właśnie jakiegoś wdzianka na dzisiejszy wypad na plażę.
- A no, Marco imprez ciągle mało. Nad dortmundzkim jeziorkiem to chyba jeszcze nie byłaś? - spytał.
-Nie, nie byłam. Ale... Marco imprez ciągle mało? - odpowiedziałam zaskoczona, bo z tego wiem to Marco nie ma..
- No jemu jemu, w końcu to on coś z Marcelem kmini.
- A nie pojechał czasem z Mario do Monachium dzisiaj? - byłam na prawdę zaskoczona, ktoś tu chyba próbuje mnie zrobić w bambuko.
-Co? Nie no co ty, dzisiaj przecież dzwonił do mnie żebym wbijał wieczorem więc skoro to jego impreza to musi być. Ale co, coś nie tak, skąd w ogóle pomysł o Monachium?
-Nie, wszystko okej. Coś mi się obiło o oczy w gazecie, chyba coś źle przeczytałam. - uśmiechnęłam się sztucznie, nie chciałam mu mówić o mojej wersji bo w zasadzie sama nic z tego nie rozumiem.
-Widzisz, tak to jest z mediami. Nie warto tego czytać. Dobra, muszę już lecieć, do zobaczyska wieczorem! - pożegnał się i wyszedł ze sklepu. Ja uczyniłam to samo, cały czas myśląc o tym co mi powiedział Mats. Dziwne, że nawet nie spytał mnie o transport, który zaproponowała mi Cathy, nic nie wiedział, że z nimi jadę? Chodziłam po sklepach aż znalazłam sukienkę, cały czas myśląc o tym samym. Czyli wychodzi na to, że Marco tam będzie i wcale się ode mnie nie odwrócił. Tylko dlaczego Cathy powiedziała co innego? No tak, wszystko jasne... Marco chyba jednak też chce się ze mną spotkać, aż zrobiło mi się cieplej na sercu :) Nie powiem nikomu, że Mats ich wsypał, niech myślą że nie wiem. A teraz idę do hotelu się szykować, bo mało czasu zostało...
2 godziny później...
Dobra, jestem gotowa, Cathy z Matsem czekają na dole więc idę. Wsiadłam do samochodu, przywitałam się z Cathy i pojechaliśmy, oczywiście nie puściłam pary z ust, że wiem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce wszyscy już byli, czyli Łukasz i Ewa, Robert i Ania, Marcel, Moritz i Lisa i inni piłkarze z partnerkami. Przywitałam się ze wszystkimi i wzrokiem szukałam Marco. Wtedy podszedł do mnie Marcel i spytał:
-Czemu tak się rozglądasz? Szukasz kogoś?
-Ja? Nie, po prostu podziwiam te piękne miejsce. - odpowiedziałam uśmiechając się.
-Ee..pomogłabys mi może yyy... przynieśc napoje? - spytał Marcel jąkając się, wiedziałam że już coś kręci, normalnie by się nie denerwował.
-Jasne, chodźmy.
Jednak moje przeczucia nie były bezpodstawne. Poszliśmy za górkę tuż obok, gdzie stał Marco.
-To może ja was zostawię. - powiedział Marcel jak małe dziecko, które chce uniknąć kary za stłuczony wazon.
-Cześć Marco. Nie musiałeś tu się chować. Wiedziałam, że będziesz.
-Ale..skąd wiedziałaś? Cathy ci powiedziała? - spytał zaskoczony.
- Nikt mi nie powiedział. - skłamałam. - Po prostu nie dopracowaliście swojego planu. Dlaczego tak usilnie chciałeś się ze mną spotkać?
-Hmm.. chce z tobą porozmawiać o tym co się wczoraj stało. Chce cię przeprosić..
-Przeprosić? Niby za co? Słuchaj Marco, to ja przepraszam, że nie odbierałam wczoraj telefonów od ciebie. Byłam trochę..no wiesz, speszona? Przemyślałam sobie to wszystko i nie potrzebnie tak szybko wyszłam. W zasadzie nic się nie stało, zapomnijmy o tym, dobrze? - spytałam.
- Nie. Nie mogę o tym zapomnieć. - odpowiedział Marco i podszedł do mnie tak blisko, że czułam jego przeboski zapach, który czułam wczoraj, gdy stał tak blisko mnie. - Nie mogę i nie chce.
I wtedy chwycił dłońmi moją twarz i pocałował. Gdy nasze usta się złączyły, poczułam, że cały świat dla mnie nie istnieje oprócz nas, oprócz tej chwili. Nagle odsunął twarz od mojej i spojrzał mi w oczy. Tym razem nie chciałam uciekać, chwilo trwaj! Ponownie odwzajemniłam pocałunek a Marco przysunął mnie mocniej do swojej piersi. To chyba był najpiękniejszy moment całego mojego pobytu w Dortmundzie i chciałam, aby nigdy się nie skończył...
środa, 8 stycznia 2014
Info + prośba
Bardzo proszę o komentarz z opinią. Spoko, nie bójcie się - nie gryzę :D Za wszystkie dziękuję, za złe również, ta opinia jest mi niezbędna do dalszego pisania :)
niedziela, 5 stycznia 2014
Rozdział 6
Zestresowana zeszłam na dół. Marco już czekał stojąc oparty o samochód.
- No no, super wyglądasz. - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Podziękowałam i wsiadłam do samochodu. Mniej więcej wiedziałam gdzie mieszka, w końcu jego sąsiadem jest pan Edmund, u którego już byłam. Całą drogę milczałam. Nie wiem dlaczego, ale bałam się nawet odwrócić głowę i spojrzeć na Marco. Nie wiedziałam, że zwykła impreza może wywołać we mnie taki stres, który niestety chyba wyczuł też mój towarzysz, bo spytał:
- Iga, cała drogę milczysz. Stało się coś, źle się czujesz?
- Nie, wszystko jest ok. Po prostu... no wiesz, troche się boję, że mogę zrobić z siebie pośmiewisko. Nikogo tam nie będę znała.
- Spoko, nie przejmuj się. Będą tam kumple z drużyny ze swoimi dziewczynami, oni są na prawdę w porządku więc jestem pewny że znajdziecie wspólny język.
ŻE CO?! Kumple z drużyny?! Czyli będzie tam pół Borusii Dortmund, których piłkarzy chciałam zawsze spotkać. Tylko spotkać. A nie od razu być z nimi na imprezie!
- No to pięknie, to będzie katastrofa... - mruknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś? - na moje nieszczęście usłyszał to Marco, ale nie ciągnął tematu bo dotarliśmy na miejsce.
Weszliśmy do domu, który nie należał do małych. W środku było sporo ludzi, trzymałam się więc Marco żeby czuć się jakoś pewniej. Podeszliśmy do grupki ludzi, którym Marco zaczął mnie przedstawiać:
- Hej, słuchajcie. To jest Iga, ta którą znokautowałem ostatnio na treningu, pamiętacie. Iga, to jest Robert , Moritz, Leo, Kevin i Mario. - wyliczał po kolei a mnie miękły kolana.
Robert Lewandowski, Moritz Leitner, Leo Bittencourt Kevin Großkreutz, Mario Götze. Oczywiście, że ich wszystkich znałam ale z telewizji, internetu. A teraz stoję na przeciw nich. To chyba jest jednak sen...
- Miło mi was poznać. - uśmiechnęłam się i stwarzałam pozory wyluzowanej.
- Nam również. Marco nie pochwalił się, że jesteś Polką. - powiedział Robert wymownie spoglądając na Reusa.
- A czy to ważne jakiej jest narodowości? Ważne, że ponownie się spotkaliśmy. - odparł Reus i poszliśmy dalej. Poznałam jeszcze Nuriego Sahina, Łukasza Piszczka, Matsa Hummelsa i innych kolegów Marco, którzy nie zajmują się piłką. Marco poszedł do chłopaków a ja postanowiłam napić się czegoś, więc podeszłam do stołu przy którym stała jakaś dziewczyna.
- Polecam ci ten sok, jest bardzo dobry. Podobno Marco sam go zrobił. - nagle powiedziała do mnie owa dziewczyna śmiejąc się.
- Skoro sam go zrobił to chyba muszę spróbować. - odwzajemniłam uśmiech.
- Mam na imię Cathy, Cathy Fischer. - przedstawiła się a ja uczyniłam to samo.
- Jesteś dziewczyną Marco? - spytała, na co ja aż zakrztusiłam się sokiem.
- Nie, nie jestem jego dziewczyną. Poznaliśmy się w zasadzie nie dawno, bo kilka dni temu.
- Przepraszam za bezpośredniość, po prostu od czasu rozstania Caro nie widziałam go z żadną dziewczyną.
Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, więc tylko się uśmiechnęłam. Cathy chyba zrozumiała, że czuje się trochę zagubiona w tej całej sytuacji i zażenowana jej pytaniem, więc postanowiła zapoznać mnie z resztą obecnych dziewczyn.
W kuchni siedziały przy dużym stole inne partnerki chłopaków. Była tam Ania Lewandowska, Lisa Kapser, Tugba Sahin, Ewa Piszczek i Maria Singermann - dziewczyna jednego z kolegów "nie-piłkarzy" Marco oraz Ria Woods, dziewczyna Mitchela Langeraka, którego nie było na imprezie. Jeżeli jeszcze nie wspomniałam, to Cathy jest dziewczyną Matsa Hummelsa. Wszystkie dziewczyny były bardzo miłe, ciepło przyjęły mnie do swojego grona. Jednak najlepszy kontakt złapałam chyba z Cathy, która ciągle starała się, abym nie czuła się odizolowana. Po ploteczkach poszłam poszukać Marco, w końcu to on mnie tu zaprosił a nawet z nim jeszcze nie rozmawiałam. Po drodze spotkałam Marcela.
- O hej Marcel. - przywitałam się.
- O Iga ! Co ty tu robisz? Marco nie wspominał, że będziesz, ani nawet że cię znalazł. Swoją drogą mogłaś wspomnieć, że go znasz. Bołoby nam łatwiej cię odnaleźć. - śmiał się.
- No wiesz, gdybym tylko wiedziała że się znacie to bym powiedziała. Nie sądziłam, że będziecie mnie szukać. Nawet nie poprosiłeś o numer. - udałam obrażoną minę i oboje zaczęliśmy się śmiać. Marcel opowiedział mi o kłamstwie Marco z "mamą" kiedy poznaliśmy się w parku i wytłumaczył, dlaczego tak szybko uciekł. Niby nic w tym śmiesznego, jednak my śmialiśmy się jakby ktoś rozpylił gaz rozśmieszający w pokoju. W końcu znalazłam Marco, jednak nie było nam dane porozmawiać bo Moritz porwał mnie do tańca. Impreza rozkręciła się na dobre, wszyscy tańczyli, w przerwach popijali piwo i drinki. Po dwóch godzinach tańczenia wyszłam na taras przewietrzyć się trochę. Noc była chłodna, na niebie rozcierały się gwiazdy. Stałam podziwiając ogród i okolicę, gdy za plecami usłyszałam czyjś głos:
- Noc dzisiaj zimna, nie jest ci chłodno? Zresztą, masz. - powiedział Marco, gdyż to właśnie on do mnie dołączył i nałożył mi na plecy jego bluzę. Miał takie piękne perfumy...
- Impreza trwa już jakiś czas my nawet nie zdążyliśmy ze sobą nawet porozmawiać. - z zamyślenia wyrwał mnie Reus.
- Szukałam cię, ale ciągle ktoś mnie zagadywał albo prosił do tańca. - odpowiedziałam.
- No to teraz mamy chwilę. Jak się bawisz?
- Super, nie sądziłam że tak miło i ciepło mnie tu wszyscy przyjmą.
- A widzisz, a tak się przejmowałaś. - uśmiechnął się Marco.
- No racja. Słuchaj, mam pytanie do ciebie. Dlaczego mnie szukałeś? Wydawało mi się, że tamto spotkanie w kawiarni było wystarczające jako forma przeprosin. - spytałam i czułam lekki stresik przed tym, co mi odpowie.
- Ale ja stwierdziłem, że wystarczające nie jest. - uśmiechnął się - W sumie nie wiem, czemu cię szukałem. Wydałaś mi się fajną dziewczyną, a nie jakąś pokręconą fanką. Nie to żebym coś miał do moich fanek, ale niektóre przesadzają aby tylko mnie zobaczyć.
- Skąd wiesz, że w ogóle jestem twoją fanką. - uśmiechnęłam się zalotnie.
- No tak, trafne spostrzeżenie.Wybacz, jeśli cie tym uraziłem. Tak w ogóle to nic o tobie nie wiem, powiedz mi coś o sobie.
- Hmm.. no to mieszkam w Polsce, na wschodzie. W tym roku skończyłam liceum i zdałam maturę, a za zarobione pieniądze przyjechałam tu. Lubię piłkę nożną - i tu spojrzałam na Marco - Ciebie tez znałam wcześniej ale tylko z internetu. - uśmiechałam się.
- Nie bój się, nie jestem twoją żadną psychofanką i nie będę przysyłała ci staników - dodałam i zaczęliśmy się śmiać.
Coraz lepiej czułam się w towarzystwie Marco i chyba ze wzajemnością. Rozmawialiśmy jeszcze o mnie i o nim, pośmialiśmy się z Roberta, który chyba trochę za dużo wypił i postanowił pośpiewać po polsku "Hej sokoły" . Ania siłą zaciągnęła go do samochodu i pojechali do domu.
Postanowiliśmy z Marco wrócić do środka i sprawdzić co się dzieje, gdyż dłuższy czas nas nie było. Marco podszedł do mnie aby zabrać bluzę, czego ja nie zauważyłam i w tym samym momencie odwróciłam się w jego stronę. Nasze twarze momentalnie znalazły się blisko siebie, zdecydowanie za blisko... Odległość zdawała się być coraz mniejsza i mniejsza, i kiedy wydawało się, że nasze usta zaraz się złączą, oprzytomniałam i powiedziałam:
- Jest już zimno. Trzeba wracać do środka. - oddałam mu bluzę i nie patrząc nawet na Marco weszłam do domu.
Boże... co to było... Chciałam całować się z ledwo co poznanym facetem. Nie ważne, że był to Marco Reus, nie jestem "łatwa" i to się dla mnie liczy. A co jeśli to była tylko próba, chciał mnie sprawdzić?
Głupio mi było ponownie spojrzeć na Reusa po tej sytuacji, dlatego postanowiłam wrócić do hotelu.
- Stało się coś? Wyglądasz jakoś tak..inaczej. - spytała mnie Cathy gdy do niej podeszłam.
- Nie, po prostu jestem zmęczona. Nie będziesz może jakoś w pobliżu hotelu "Citizen" w drodze powrotnej?
- Przejeżdżamy obok. W zasadzie to my też już z Matsem wracamy więc jak chcesz to możemy cię podrzucić. - zaproponowała mi Cathy. Oczywiście się zgodziłam i niedługo odjechaliśmy. Nie pożegnałam się z Marco, jedynie Marcelowi rzuciłam przelotne 'cześć' i wyszłam nie zważając na jego zaskoczony wyraz twarzy moim zachowaniem. Po powrocie od razu położyłam się i zasnęłam.
*MARCO*
-Ty, a co z Igą? Wyszła jakby ją kto gonił, nawet sie ze wszystkimi nie pożegnała. - spytał mnie Marcel gdy wróciłem do środka.
- Nie ważne. Trzeba tu troche ogarnąć, ale syf. - zmieniłem temat.
- Mnie nie okłamiesz, wiesz o tym. Więc gadaj, co tym razem zrobiłeś.
- Dlaczego zakładasz od razu, że to moja wina? Chociaż... może trochę za bardzo ją naciskałem. Oj była taka sytuacja, że mogliśmy się pocałować, nie przerwałem tego a wręcz przeciwnie, chciałem ją pocałować. Iga się speszyła i wróciła do środka i pojechała z Matsem i Cathy do hotelu.Pewnie nie będzie już chciała ze mną gadać... - opowiedziałem kumplowi.
- Marco, czy ty coś czujesz do niej? - zaskoczył mnie tym pytaniem Marcel.
- Sam nie wiem... Znamy się zaledwie kilka dni a czuję, że nie jest mi obojętna. Fajnie mi się z nią gada i w ogóle. No i trzeba przyznać, że jest totalnie w moim typie. Ale na siłę niczego robił nie będę. Żeby się tylko na mnie za to nie obraziła...
- . Mam pewien pomysł, ale powiem ci później. Uszy do góry, będzie dobrze! - powiedział Marcel i zaczęliśmy sprzątać kiedy już wszyscy wyszli.
Oj Iga, Iga... co ty ze mną robisz...
___________________________________________________________
Do wszystkich którzy tu zaglądają mam małą prośbę : otóż bardzo bym chciała wiedzieć co sądzicie na temat tego bloga. Było by mi bardzo miło gdybyście zostawili jakiś komentarz z własną opinią. Jeżeli wam się nie podoba, coś wam nie pasuję - okej, napiszcie to, możecie zmieszać bloga z błotem, przyjmuję to na klatę :) Chcę po prostu wiedzieć, czy jest jakikolwiek sens abym tu coś pisała i znaleźć trochę motywacji. Nie musicie wszystkich postów komentować, wystarczy mi kilka opinii a później to zależy od was, czy zechcecie podzielić się ze mną własnym zdaniem czy też nie. Licznik wyświetleń pokazuje mi, że jednak ktoś tu czasem zagląda więc mi to wystarczy :) Także, mam nadzieję, ktoś mi powie co i jak z tym blogiem. Z góry serdeczne dzięki, pozdrawiam was wszystkich :)
- No no, super wyglądasz. - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Podziękowałam i wsiadłam do samochodu. Mniej więcej wiedziałam gdzie mieszka, w końcu jego sąsiadem jest pan Edmund, u którego już byłam. Całą drogę milczałam. Nie wiem dlaczego, ale bałam się nawet odwrócić głowę i spojrzeć na Marco. Nie wiedziałam, że zwykła impreza może wywołać we mnie taki stres, który niestety chyba wyczuł też mój towarzysz, bo spytał:
- Iga, cała drogę milczysz. Stało się coś, źle się czujesz?
- Nie, wszystko jest ok. Po prostu... no wiesz, troche się boję, że mogę zrobić z siebie pośmiewisko. Nikogo tam nie będę znała.
- Spoko, nie przejmuj się. Będą tam kumple z drużyny ze swoimi dziewczynami, oni są na prawdę w porządku więc jestem pewny że znajdziecie wspólny język.
ŻE CO?! Kumple z drużyny?! Czyli będzie tam pół Borusii Dortmund, których piłkarzy chciałam zawsze spotkać. Tylko spotkać. A nie od razu być z nimi na imprezie!
- No to pięknie, to będzie katastrofa... - mruknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś? - na moje nieszczęście usłyszał to Marco, ale nie ciągnął tematu bo dotarliśmy na miejsce.
Weszliśmy do domu, który nie należał do małych. W środku było sporo ludzi, trzymałam się więc Marco żeby czuć się jakoś pewniej. Podeszliśmy do grupki ludzi, którym Marco zaczął mnie przedstawiać:
- Hej, słuchajcie. To jest Iga, ta którą znokautowałem ostatnio na treningu, pamiętacie. Iga, to jest Robert , Moritz, Leo, Kevin i Mario. - wyliczał po kolei a mnie miękły kolana.
Robert Lewandowski, Moritz Leitner, Leo Bittencourt Kevin Großkreutz, Mario Götze. Oczywiście, że ich wszystkich znałam ale z telewizji, internetu. A teraz stoję na przeciw nich. To chyba jest jednak sen...
- Miło mi was poznać. - uśmiechnęłam się i stwarzałam pozory wyluzowanej.
- Nam również. Marco nie pochwalił się, że jesteś Polką. - powiedział Robert wymownie spoglądając na Reusa.
- A czy to ważne jakiej jest narodowości? Ważne, że ponownie się spotkaliśmy. - odparł Reus i poszliśmy dalej. Poznałam jeszcze Nuriego Sahina, Łukasza Piszczka, Matsa Hummelsa i innych kolegów Marco, którzy nie zajmują się piłką. Marco poszedł do chłopaków a ja postanowiłam napić się czegoś, więc podeszłam do stołu przy którym stała jakaś dziewczyna.
- Polecam ci ten sok, jest bardzo dobry. Podobno Marco sam go zrobił. - nagle powiedziała do mnie owa dziewczyna śmiejąc się.
- Skoro sam go zrobił to chyba muszę spróbować. - odwzajemniłam uśmiech.
- Mam na imię Cathy, Cathy Fischer. - przedstawiła się a ja uczyniłam to samo.
- Jesteś dziewczyną Marco? - spytała, na co ja aż zakrztusiłam się sokiem.
- Nie, nie jestem jego dziewczyną. Poznaliśmy się w zasadzie nie dawno, bo kilka dni temu.
- Przepraszam za bezpośredniość, po prostu od czasu rozstania Caro nie widziałam go z żadną dziewczyną.
Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, więc tylko się uśmiechnęłam. Cathy chyba zrozumiała, że czuje się trochę zagubiona w tej całej sytuacji i zażenowana jej pytaniem, więc postanowiła zapoznać mnie z resztą obecnych dziewczyn.
W kuchni siedziały przy dużym stole inne partnerki chłopaków. Była tam Ania Lewandowska, Lisa Kapser, Tugba Sahin, Ewa Piszczek i Maria Singermann - dziewczyna jednego z kolegów "nie-piłkarzy" Marco oraz Ria Woods, dziewczyna Mitchela Langeraka, którego nie było na imprezie. Jeżeli jeszcze nie wspomniałam, to Cathy jest dziewczyną Matsa Hummelsa. Wszystkie dziewczyny były bardzo miłe, ciepło przyjęły mnie do swojego grona. Jednak najlepszy kontakt złapałam chyba z Cathy, która ciągle starała się, abym nie czuła się odizolowana. Po ploteczkach poszłam poszukać Marco, w końcu to on mnie tu zaprosił a nawet z nim jeszcze nie rozmawiałam. Po drodze spotkałam Marcela.
- O hej Marcel. - przywitałam się.
- O Iga ! Co ty tu robisz? Marco nie wspominał, że będziesz, ani nawet że cię znalazł. Swoją drogą mogłaś wspomnieć, że go znasz. Bołoby nam łatwiej cię odnaleźć. - śmiał się.
- No wiesz, gdybym tylko wiedziała że się znacie to bym powiedziała. Nie sądziłam, że będziecie mnie szukać. Nawet nie poprosiłeś o numer. - udałam obrażoną minę i oboje zaczęliśmy się śmiać. Marcel opowiedział mi o kłamstwie Marco z "mamą" kiedy poznaliśmy się w parku i wytłumaczył, dlaczego tak szybko uciekł. Niby nic w tym śmiesznego, jednak my śmialiśmy się jakby ktoś rozpylił gaz rozśmieszający w pokoju. W końcu znalazłam Marco, jednak nie było nam dane porozmawiać bo Moritz porwał mnie do tańca. Impreza rozkręciła się na dobre, wszyscy tańczyli, w przerwach popijali piwo i drinki. Po dwóch godzinach tańczenia wyszłam na taras przewietrzyć się trochę. Noc była chłodna, na niebie rozcierały się gwiazdy. Stałam podziwiając ogród i okolicę, gdy za plecami usłyszałam czyjś głos:
- Noc dzisiaj zimna, nie jest ci chłodno? Zresztą, masz. - powiedział Marco, gdyż to właśnie on do mnie dołączył i nałożył mi na plecy jego bluzę. Miał takie piękne perfumy...
- Impreza trwa już jakiś czas my nawet nie zdążyliśmy ze sobą nawet porozmawiać. - z zamyślenia wyrwał mnie Reus.
- Szukałam cię, ale ciągle ktoś mnie zagadywał albo prosił do tańca. - odpowiedziałam.
- No to teraz mamy chwilę. Jak się bawisz?
- Super, nie sądziłam że tak miło i ciepło mnie tu wszyscy przyjmą.
- A widzisz, a tak się przejmowałaś. - uśmiechnął się Marco.
- No racja. Słuchaj, mam pytanie do ciebie. Dlaczego mnie szukałeś? Wydawało mi się, że tamto spotkanie w kawiarni było wystarczające jako forma przeprosin. - spytałam i czułam lekki stresik przed tym, co mi odpowie.
- Ale ja stwierdziłem, że wystarczające nie jest. - uśmiechnął się - W sumie nie wiem, czemu cię szukałem. Wydałaś mi się fajną dziewczyną, a nie jakąś pokręconą fanką. Nie to żebym coś miał do moich fanek, ale niektóre przesadzają aby tylko mnie zobaczyć.
- Skąd wiesz, że w ogóle jestem twoją fanką. - uśmiechnęłam się zalotnie.
- No tak, trafne spostrzeżenie.Wybacz, jeśli cie tym uraziłem. Tak w ogóle to nic o tobie nie wiem, powiedz mi coś o sobie.
- Hmm.. no to mieszkam w Polsce, na wschodzie. W tym roku skończyłam liceum i zdałam maturę, a za zarobione pieniądze przyjechałam tu. Lubię piłkę nożną - i tu spojrzałam na Marco - Ciebie tez znałam wcześniej ale tylko z internetu. - uśmiechałam się.
- Nie bój się, nie jestem twoją żadną psychofanką i nie będę przysyłała ci staników - dodałam i zaczęliśmy się śmiać.
Coraz lepiej czułam się w towarzystwie Marco i chyba ze wzajemnością. Rozmawialiśmy jeszcze o mnie i o nim, pośmialiśmy się z Roberta, który chyba trochę za dużo wypił i postanowił pośpiewać po polsku "Hej sokoły" . Ania siłą zaciągnęła go do samochodu i pojechali do domu.
Postanowiliśmy z Marco wrócić do środka i sprawdzić co się dzieje, gdyż dłuższy czas nas nie było. Marco podszedł do mnie aby zabrać bluzę, czego ja nie zauważyłam i w tym samym momencie odwróciłam się w jego stronę. Nasze twarze momentalnie znalazły się blisko siebie, zdecydowanie za blisko... Odległość zdawała się być coraz mniejsza i mniejsza, i kiedy wydawało się, że nasze usta zaraz się złączą, oprzytomniałam i powiedziałam:
- Jest już zimno. Trzeba wracać do środka. - oddałam mu bluzę i nie patrząc nawet na Marco weszłam do domu.
Boże... co to było... Chciałam całować się z ledwo co poznanym facetem. Nie ważne, że był to Marco Reus, nie jestem "łatwa" i to się dla mnie liczy. A co jeśli to była tylko próba, chciał mnie sprawdzić?
Głupio mi było ponownie spojrzeć na Reusa po tej sytuacji, dlatego postanowiłam wrócić do hotelu.
- Stało się coś? Wyglądasz jakoś tak..inaczej. - spytała mnie Cathy gdy do niej podeszłam.
- Nie, po prostu jestem zmęczona. Nie będziesz może jakoś w pobliżu hotelu "Citizen" w drodze powrotnej?
- Przejeżdżamy obok. W zasadzie to my też już z Matsem wracamy więc jak chcesz to możemy cię podrzucić. - zaproponowała mi Cathy. Oczywiście się zgodziłam i niedługo odjechaliśmy. Nie pożegnałam się z Marco, jedynie Marcelowi rzuciłam przelotne 'cześć' i wyszłam nie zważając na jego zaskoczony wyraz twarzy moim zachowaniem. Po powrocie od razu położyłam się i zasnęłam.
*MARCO*
-Ty, a co z Igą? Wyszła jakby ją kto gonił, nawet sie ze wszystkimi nie pożegnała. - spytał mnie Marcel gdy wróciłem do środka.
- Nie ważne. Trzeba tu troche ogarnąć, ale syf. - zmieniłem temat.
- Mnie nie okłamiesz, wiesz o tym. Więc gadaj, co tym razem zrobiłeś.
- Dlaczego zakładasz od razu, że to moja wina? Chociaż... może trochę za bardzo ją naciskałem. Oj była taka sytuacja, że mogliśmy się pocałować, nie przerwałem tego a wręcz przeciwnie, chciałem ją pocałować. Iga się speszyła i wróciła do środka i pojechała z Matsem i Cathy do hotelu.Pewnie nie będzie już chciała ze mną gadać... - opowiedziałem kumplowi.
- Marco, czy ty coś czujesz do niej? - zaskoczył mnie tym pytaniem Marcel.
- Sam nie wiem... Znamy się zaledwie kilka dni a czuję, że nie jest mi obojętna. Fajnie mi się z nią gada i w ogóle. No i trzeba przyznać, że jest totalnie w moim typie. Ale na siłę niczego robił nie będę. Żeby się tylko na mnie za to nie obraziła...
- . Mam pewien pomysł, ale powiem ci później. Uszy do góry, będzie dobrze! - powiedział Marcel i zaczęliśmy sprzątać kiedy już wszyscy wyszli.
Oj Iga, Iga... co ty ze mną robisz...
___________________________________________________________
Do wszystkich którzy tu zaglądają mam małą prośbę : otóż bardzo bym chciała wiedzieć co sądzicie na temat tego bloga. Było by mi bardzo miło gdybyście zostawili jakiś komentarz z własną opinią. Jeżeli wam się nie podoba, coś wam nie pasuję - okej, napiszcie to, możecie zmieszać bloga z błotem, przyjmuję to na klatę :) Chcę po prostu wiedzieć, czy jest jakikolwiek sens abym tu coś pisała i znaleźć trochę motywacji. Nie musicie wszystkich postów komentować, wystarczy mi kilka opinii a później to zależy od was, czy zechcecie podzielić się ze mną własnym zdaniem czy też nie. Licznik wyświetleń pokazuje mi, że jednak ktoś tu czasem zagląda więc mi to wystarczy :) Także, mam nadzieję, ktoś mi powie co i jak z tym blogiem. Z góry serdeczne dzięki, pozdrawiam was wszystkich :)
piątek, 3 stycznia 2014
Rozdział 5
... nie bez powodu czułam wewnętrzny niepokój. Świadomość, że ktoś mnie obserwuje nasilała się z każdym krokiem. Nie myliłam się. W pewnym momencie ktoś podbiegł do mnie i zaczął szarpać za torebkę. Takiego strachu nie czułam nigdy, ale postanowiłam nie poddać się tak łatwo. W tej szarpaninie spostrzegłam, że napastnik nie jest jakimś tęgim mężczyzną a młodym chłopakiem, co dodało mi pewności siebie. Nie był też specjalnie silny, jednak, jak to chłopak, silniejszy ode mnie i poczułam, że nie mam dość siły aby mocowac się o moją torbę. Kiedy pogodziłam się już ze stratą mojej własności, z domu obok wybiegł starszy mężczyzna i zaczął krzyczeć, że wezwie policje jeśli ów chłopak nie zostawi mnie w spokoju. Po tych słowach od razu uciekł. Odwróciłam się aby podziękować mojemu wybawcy, ale zauważyłam, że twarz tego człowieka jest mi znajoma..
- Czy ja pana już gdzieś nie spotkałam? - spytałam po niemiecku. Głupia, trzeba było najpierw podziękować!
- Ależ tak ! Panienka spod stadionu. Co tu robisz sama o tej porze? - usłyszałam odpowiedź już w języku polskim. No tak, to już wiem skąd go znam, spotkaliśmy się przecież pod stadionem BVB, pytałam go o drogę do sklepu.
- Chciałam się przejść, nie sądziłam, że może być tu tak niebezpiecznie... Tak w ogóle to bardzo panu dziękuję, w torbie miałam wszystko, pieniądze, dokumenty... Nie wiem, co bym zrobiła gdybym to straciła.. - pod wpływem emocji łzy same napłynęły mi do oczu.
- Nie płacz, wejdź do domu, zrobię ci herbaty. Juz po wszystkim. - odpowiedział straszy pan próbując mnie pocieszyć. Podczas gdy piliśmy herbatę pan Edmund, bo tak się nazywa, opowiedział mi o tym złodziejaszku słynnym juz na tym osiedlu. Swoich sąsiadów się boi, ale obcych już nie koniecznie. Nie dawno wyszedł z poprawczaka, ale z takim zachowaniem pewnie znów tam zawita. Zrobiło się już na prawde późno, więc postanowiłam już wracać.
- Bardzo miło mi się z panem rozmawia, ale chyba powinnam juz wracać do hotelu. - odpowiedziałam i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Nie ma mowy! Sama nie będziesz wracała. - niemalże krzyknął pan Edmund. - Po sąsiedzku mieszka młody chłopak, pomaga mi kiedy potrzebuje pomocy, poprosze go aby cię odwiózł. Zaczekaj chwilę, zadzwonię do niego.
Zgodziłam się, bo szczerze to bałam się sama wracać. Pod domem czekał już samochód, więc podziękowałam jeszcze raz i ruszyłam do auta. Gdy wsiadłam, czekała mnie kolejna niespodzianka, tym razem już miła.
- O, Marco? - spytałam, gdyż tym pomocnym chłopakiem okazał się Marco Reus.
- Iga! Wiedziałem, że w końcu na siebie znowu wpadniemy i proszę ! Szukałem cię, nie wiedziałem gdzie się zatrzymałaś a chciałem cię jeszcze raz przeprosić za te niemiłe incydenty.
- Ale ja na prawdę się nie gniewam. Myślałam, że wyjście na kawę było formą przeprosin. - uśmiechnęłam się do Marco. Radość na jego widok rozpierała mnie od wewnątrz ale hamowałam wszystkie emocje żeby nie pomyślał, że jestem wariatką.
- Uważam, że to za mało. Nie chce, abyś myślała o mnie źle. Ale dobra, mów gdzie mam jechać bo troche późno już.
Wskazałam mu drogę i pojechaliśmy pod hotel. Kiedy chciałam wysiadać, zatrzymał mnie.
-Iga, poczekaj! Nie chce znowu cię szukać więc jakbyś mogła ułatwić mi to zadanie i dać swój numer telefonu, byłbym wdzięczny.
Oczywiście dałam swój numer i udałam się do pokoju. Byłam mega szczęśliwa i wniebowzięta, no bo w końcu kto by nie był mając za znajomego samego Marco Reusa. Przez moment zapomniałam już nawet o niemiłym wydarzeniu sprzed kilku godzin. Wszystko działo się w tym Dortmundzie tak szybko...
Byłam już bardzo śpiąca więc położyłam się. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości sms:
"Zapomniałem Cię spytać, czy masz plany na jutrzejszy wieczór? Robię z kumplem Marcelem, którego już znasz, imprezę. Może zechciałabyś wpaść? :) Marco. " Nad odpowiedzią nie musiałam się długo zastanawiać. Odpisałam : "Nie mam planów, więc chętnie skorzystam z zaproszenia :) " Po minucie juz otrzymałam odpowiedź : "Super. O 19 wpadnę po ciebie pod twój hotel. Dobranoc ".
Mega szczęśliwa zasnęłam.
*MARCO*
Jednak los płata różne figle. Dziwne, że akurat z nią spotykam się wtedy, kiedy coś złego się dzieje. Zresztą nie ważne, ważne, że mam numer do Igi. Nagle zaczął dzwonic mój telefon wyrywając mnie z rozmyslań. No tak, Robert, któż by inny.
Ja: No siema stary.
Robert:Hej, sory, nie mogłem wcześniej oddzwonić. Ania chora, telefon gdzieś się zagubił. Co to za sprawa?
Ja:Spoko. Już wszystko załatwione. Chciałem, żebyś mogół mi z jedną dziewczyną.
R: Dziewczyną? Jaką?
Ja: Opowiem ci jutro, w sumie nawet ją poznasz. Robię z Marcelem impreze i ją zaprosiłem więc wpadaj.
R: No jak tak to spoko. To narazie.
Iga nie jest jak wszystkie inne dziewczyny, ma w sobie coś co mnie do niej ciągnie, mimo, że nawet się nie znamy. Kurczę, muszę powiedzieć Marcelowi, że robimy imprezę!
*IGA*
"Przesympatyczna" rodzinka z pokoju obok już się wyniosła, więc mogłam się wreszcie wyspać. Jednak podświadomie czułam stres związany ze zbliżającą się imprezą u Marco. Przecież jego kumple to sławni piłkarze, w co ja się ubiorę? A co jeśli zrobię z siebie pośmiewisko , w końcu jestem prostą i zwykłą dziewczyną bez tak gigantycznej kasy, o czym my w ogóle będziemy rozmawiać? Dzień spędziłam na poszukiwaniu godnej kreacji na wieczór. W końcu znalazłam fajną i nawet nie drogą sukienkę. Miałam jeszcze 3 godziny do umówionej pory z Marco, zaczęłam się szykować. Stres jeszcze bardziej się nasilił, nurtujące mnie pytania wróciły, jednak już nic nie mogłam zrobić, bo dostałam wiadomość od Marco, że czeka przed hotelem. No to idę się skompromitować. - pomyślałam i zeszłam na dół.
- Czy ja pana już gdzieś nie spotkałam? - spytałam po niemiecku. Głupia, trzeba było najpierw podziękować!
- Ależ tak ! Panienka spod stadionu. Co tu robisz sama o tej porze? - usłyszałam odpowiedź już w języku polskim. No tak, to już wiem skąd go znam, spotkaliśmy się przecież pod stadionem BVB, pytałam go o drogę do sklepu.
- Chciałam się przejść, nie sądziłam, że może być tu tak niebezpiecznie... Tak w ogóle to bardzo panu dziękuję, w torbie miałam wszystko, pieniądze, dokumenty... Nie wiem, co bym zrobiła gdybym to straciła.. - pod wpływem emocji łzy same napłynęły mi do oczu.
- Nie płacz, wejdź do domu, zrobię ci herbaty. Juz po wszystkim. - odpowiedział straszy pan próbując mnie pocieszyć. Podczas gdy piliśmy herbatę pan Edmund, bo tak się nazywa, opowiedział mi o tym złodziejaszku słynnym juz na tym osiedlu. Swoich sąsiadów się boi, ale obcych już nie koniecznie. Nie dawno wyszedł z poprawczaka, ale z takim zachowaniem pewnie znów tam zawita. Zrobiło się już na prawde późno, więc postanowiłam już wracać.
- Bardzo miło mi się z panem rozmawia, ale chyba powinnam juz wracać do hotelu. - odpowiedziałam i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Nie ma mowy! Sama nie będziesz wracała. - niemalże krzyknął pan Edmund. - Po sąsiedzku mieszka młody chłopak, pomaga mi kiedy potrzebuje pomocy, poprosze go aby cię odwiózł. Zaczekaj chwilę, zadzwonię do niego.
Zgodziłam się, bo szczerze to bałam się sama wracać. Pod domem czekał już samochód, więc podziękowałam jeszcze raz i ruszyłam do auta. Gdy wsiadłam, czekała mnie kolejna niespodzianka, tym razem już miła.
- O, Marco? - spytałam, gdyż tym pomocnym chłopakiem okazał się Marco Reus.
- Iga! Wiedziałem, że w końcu na siebie znowu wpadniemy i proszę ! Szukałem cię, nie wiedziałem gdzie się zatrzymałaś a chciałem cię jeszcze raz przeprosić za te niemiłe incydenty.
- Ale ja na prawdę się nie gniewam. Myślałam, że wyjście na kawę było formą przeprosin. - uśmiechnęłam się do Marco. Radość na jego widok rozpierała mnie od wewnątrz ale hamowałam wszystkie emocje żeby nie pomyślał, że jestem wariatką.
- Uważam, że to za mało. Nie chce, abyś myślała o mnie źle. Ale dobra, mów gdzie mam jechać bo troche późno już.
Wskazałam mu drogę i pojechaliśmy pod hotel. Kiedy chciałam wysiadać, zatrzymał mnie.
-Iga, poczekaj! Nie chce znowu cię szukać więc jakbyś mogła ułatwić mi to zadanie i dać swój numer telefonu, byłbym wdzięczny.
Oczywiście dałam swój numer i udałam się do pokoju. Byłam mega szczęśliwa i wniebowzięta, no bo w końcu kto by nie był mając za znajomego samego Marco Reusa. Przez moment zapomniałam już nawet o niemiłym wydarzeniu sprzed kilku godzin. Wszystko działo się w tym Dortmundzie tak szybko...
Byłam już bardzo śpiąca więc położyłam się. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości sms:
"Zapomniałem Cię spytać, czy masz plany na jutrzejszy wieczór? Robię z kumplem Marcelem, którego już znasz, imprezę. Może zechciałabyś wpaść? :) Marco. " Nad odpowiedzią nie musiałam się długo zastanawiać. Odpisałam : "Nie mam planów, więc chętnie skorzystam z zaproszenia :) " Po minucie juz otrzymałam odpowiedź : "Super. O 19 wpadnę po ciebie pod twój hotel. Dobranoc ".
Mega szczęśliwa zasnęłam.
*MARCO*
Jednak los płata różne figle. Dziwne, że akurat z nią spotykam się wtedy, kiedy coś złego się dzieje. Zresztą nie ważne, ważne, że mam numer do Igi. Nagle zaczął dzwonic mój telefon wyrywając mnie z rozmyslań. No tak, Robert, któż by inny.
Ja: No siema stary.
Robert:Hej, sory, nie mogłem wcześniej oddzwonić. Ania chora, telefon gdzieś się zagubił. Co to za sprawa?
Ja:Spoko. Już wszystko załatwione. Chciałem, żebyś mogół mi z jedną dziewczyną.
R: Dziewczyną? Jaką?
Ja: Opowiem ci jutro, w sumie nawet ją poznasz. Robię z Marcelem impreze i ją zaprosiłem więc wpadaj.
R: No jak tak to spoko. To narazie.
Iga nie jest jak wszystkie inne dziewczyny, ma w sobie coś co mnie do niej ciągnie, mimo, że nawet się nie znamy. Kurczę, muszę powiedzieć Marcelowi, że robimy imprezę!
*IGA*
"Przesympatyczna" rodzinka z pokoju obok już się wyniosła, więc mogłam się wreszcie wyspać. Jednak podświadomie czułam stres związany ze zbliżającą się imprezą u Marco. Przecież jego kumple to sławni piłkarze, w co ja się ubiorę? A co jeśli zrobię z siebie pośmiewisko , w końcu jestem prostą i zwykłą dziewczyną bez tak gigantycznej kasy, o czym my w ogóle będziemy rozmawiać? Dzień spędziłam na poszukiwaniu godnej kreacji na wieczór. W końcu znalazłam fajną i nawet nie drogą sukienkę. Miałam jeszcze 3 godziny do umówionej pory z Marco, zaczęłam się szykować. Stres jeszcze bardziej się nasilił, nurtujące mnie pytania wróciły, jednak już nic nie mogłam zrobić, bo dostałam wiadomość od Marco, że czeka przed hotelem. No to idę się skompromitować. - pomyślałam i zeszłam na dół.
Subskrybuj:
Posty (Atom)