piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 5

... nie bez powodu czułam wewnętrzny niepokój. Świadomość, że ktoś mnie obserwuje nasilała się z każdym krokiem. Nie myliłam się. W pewnym momencie ktoś podbiegł do mnie i zaczął szarpać za torebkę. Takiego strachu nie czułam nigdy, ale postanowiłam nie poddać się tak łatwo. W tej szarpaninie spostrzegłam, że napastnik nie jest jakimś tęgim mężczyzną a młodym chłopakiem, co dodało mi pewności siebie. Nie był też specjalnie silny, jednak, jak to chłopak, silniejszy ode mnie i poczułam, że nie mam dość siły aby mocowac się o moją torbę. Kiedy pogodziłam się już ze stratą mojej własności, z domu obok wybiegł starszy mężczyzna i zaczął krzyczeć, że wezwie policje jeśli ów chłopak nie zostawi mnie w spokoju. Po tych słowach od razu uciekł. Odwróciłam się aby podziękować mojemu wybawcy, ale zauważyłam, że twarz tego człowieka jest mi znajoma..
- Czy ja pana już gdzieś nie spotkałam? - spytałam po niemiecku. Głupia, trzeba było najpierw podziękować!
- Ależ tak ! Panienka spod stadionu. Co tu robisz sama o tej porze? - usłyszałam odpowiedź już w języku polskim. No tak, to już wiem skąd go znam, spotkaliśmy się przecież pod stadionem BVB, pytałam go o drogę do sklepu.
- Chciałam się przejść, nie sądziłam, że może być tu tak niebezpiecznie... Tak w ogóle to bardzo panu dziękuję, w torbie miałam wszystko, pieniądze, dokumenty... Nie wiem, co bym zrobiła gdybym to straciła.. - pod wpływem emocji łzy same napłynęły mi do oczu.
- Nie płacz, wejdź do domu, zrobię ci herbaty. Juz po wszystkim. - odpowiedział straszy pan próbując mnie pocieszyć. Podczas gdy piliśmy herbatę pan Edmund, bo tak się nazywa, opowiedział mi o tym złodziejaszku słynnym juz na tym osiedlu. Swoich sąsiadów się boi, ale obcych już nie koniecznie. Nie dawno wyszedł z  poprawczaka, ale z takim zachowaniem pewnie znów tam zawita. Zrobiło się już na prawde późno, więc postanowiłam już wracać.
- Bardzo miło mi się  z panem rozmawia, ale chyba powinnam juz wracać do hotelu. - odpowiedziałam i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Nie ma mowy! Sama nie będziesz wracała. - niemalże krzyknął pan Edmund. - Po sąsiedzku mieszka młody chłopak, pomaga mi kiedy potrzebuje pomocy, poprosze go aby cię odwiózł. Zaczekaj chwilę, zadzwonię do niego.
Zgodziłam się, bo szczerze to bałam się sama wracać. Pod domem czekał już samochód, więc podziękowałam jeszcze raz i ruszyłam do auta. Gdy wsiadłam, czekała mnie kolejna niespodzianka, tym razem już miła.
- O, Marco? - spytałam, gdyż tym pomocnym chłopakiem okazał się Marco Reus.
- Iga! Wiedziałem, że w końcu na siebie znowu wpadniemy i proszę ! Szukałem cię, nie wiedziałem gdzie się zatrzymałaś  a chciałem cię jeszcze raz przeprosić za te niemiłe incydenty.
- Ale ja na prawdę się nie gniewam. Myślałam, że wyjście na kawę było formą przeprosin. - uśmiechnęłam się do Marco. Radość na jego widok rozpierała mnie od wewnątrz ale hamowałam wszystkie emocje żeby nie pomyślał, że jestem wariatką.
- Uważam, że to za mało. Nie chce, abyś myślała o mnie źle. Ale dobra, mów gdzie mam jechać bo troche późno już.
Wskazałam mu drogę i pojechaliśmy pod hotel. Kiedy chciałam wysiadać, zatrzymał mnie.
-Iga, poczekaj! Nie chce znowu cię szukać więc jakbyś mogła ułatwić mi to zadanie i dać swój numer telefonu, byłbym wdzięczny.
Oczywiście dałam swój numer i udałam się do pokoju. Byłam mega szczęśliwa i wniebowzięta, no bo w końcu kto by nie był mając za znajomego samego Marco Reusa. Przez moment zapomniałam już nawet o niemiłym wydarzeniu sprzed kilku godzin. Wszystko działo się w tym Dortmundzie tak szybko...
Byłam już bardzo śpiąca więc położyłam się. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości sms:
"Zapomniałem Cię spytać, czy masz plany na jutrzejszy wieczór? Robię z kumplem Marcelem, którego już znasz, imprezę. Może zechciałabyś wpaść? :) Marco. "  Nad odpowiedzią nie musiałam się długo zastanawiać. Odpisałam : "Nie mam planów, więc chętnie skorzystam z zaproszenia :) " Po minucie juz otrzymałam odpowiedź : "Super. O 19 wpadnę po ciebie pod twój hotel. Dobranoc ".
Mega szczęśliwa zasnęłam.

*MARCO*

Jednak los płata różne figle. Dziwne, że akurat z nią spotykam się wtedy, kiedy coś złego się dzieje. Zresztą nie ważne, ważne, że mam numer do Igi. Nagle zaczął dzwonic mój telefon wyrywając mnie z rozmyslań. No tak, Robert, któż by inny.
Ja: No siema stary.
Robert:Hej, sory, nie mogłem wcześniej oddzwonić. Ania chora, telefon gdzieś się zagubił. Co to za sprawa?
Ja:Spoko. Już wszystko załatwione. Chciałem, żebyś mogół mi z jedną dziewczyną.
R: Dziewczyną? Jaką?
Ja: Opowiem ci jutro, w sumie nawet ją poznasz. Robię z Marcelem impreze i ją zaprosiłem więc wpadaj.
R: No jak tak to spoko. To narazie.

Iga nie jest jak wszystkie inne dziewczyny, ma w sobie coś co mnie do niej ciągnie, mimo, że nawet się nie znamy. Kurczę, muszę powiedzieć Marcelowi, że robimy imprezę!

*IGA*

"Przesympatyczna" rodzinka z pokoju obok już się wyniosła, więc mogłam się wreszcie wyspać. Jednak podświadomie czułam stres związany ze zbliżającą się imprezą u Marco. Przecież jego kumple to sławni piłkarze, w co ja się ubiorę? A co jeśli zrobię z siebie pośmiewisko , w końcu jestem prostą i zwykłą dziewczyną bez tak gigantycznej kasy, o czym my w ogóle będziemy rozmawiać? Dzień spędziłam na poszukiwaniu godnej kreacji na wieczór. W końcu znalazłam fajną i nawet nie drogą sukienkę. Miałam jeszcze 3 godziny do umówionej pory z Marco, zaczęłam się szykować. Stres jeszcze bardziej się nasilił, nurtujące mnie pytania wróciły, jednak już nic nie mogłam zrobić, bo dostałam wiadomość od Marco, że czeka przed hotelem. No to idę się skompromitować. - pomyślałam i zeszłam na dół.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie używać wulgaryzmów, szanujmy się nawzajem :)