środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 9

Przede mną ostatnia noc w Dortmundzie. Stałam przed hotelowym oknem wpatrzona w oświetlone dortmundzkie ulice.
- Już za kilkanaście godzin będę mogła zobaczyć 'mój' Lublin nocą.. - powiedziałam do siebie.
Kiedy tak patrzyłam ślepo w szybę, zaczęłam wspominać mój pobyt w tym miejscu. Przed oczami miałam pierwsze spotkanie z Marco przed sklepem, imprezy z udziałem piłkarzy; nawet myśl o próbie kradzieży mojej torebki wywołała u mnie mały uśmiech na twarzy. Kto by pomyślał, że jeszcze dwa tygodnie temu jechałam tu z zamiarem jedynie zdobycia pamiątkowych zdjęć i autografów piłkarzy Borussi Dortumnd, a teraz niektórzy z nich pierwsi witają się ze mną na ulicy, mam ich numery telefonów a jeden z nich.. no właśnie.. a o jednym z nich chce teraz zapomnieć...
Nie mogłam zasnąć, przewracałam się z boku na bok, w końcu postanowiłam się spakować. Miałam to zrobić jutro, ale bezczynność i leżenie w łóżku źle na mnie działały. Była  godzina 2:00 kiedy skończyłam i w końcu zasnęłam.

Obudził mnie dzwoniący telefon, jak się okazało był to Marcel:
- Halo? - powiedziałam zaspanym głosem.
- Siema. Co ty jeszcze śpisz?
- No tak jakoś wyszło, położyłam się dosyć późno.
- Dobra, dzwonie żeby spytać , a raczej ci zakomunikować, że zawiozę cię na lotnisko. Cathy, Mats, Lisa i Ania też chcą jechać. Będę o 11 pod hotelem.
- Ale wiesz, że nie trzeba. Wzięłabym taxi czy coś..
- Nie masz wyjścia, już wszystko postanowione.
- W takim razie wielkie dzięki. To o 11 pod hotelem, tak? - spytałam.
- Tak. Dobra, muszę kończyć. A ty zbieraj się, bo już mało czasu ci zostało. Do zobaczenia!
- Ok, pa. - pożegnałam się i odłożyłam telefon.
Faktycznie, była godzina 9 więc pora się zbierać. Ogarnęłam się, zeszłam na śniadanie. Kiedy wróciłam do pokoju miałam jeszcze 20 minut do przyjazdu Marcela. Sprawdziłam czy wszystko wzięłam, po czym usiadłam na łóżku. Zaczęłam się zastanawiać, czy Marco przyjdzie, w zasadzie nawet nie wiem kiedy wraca. W sumie, nawet gdyby przyszedł to nie mielibyśmy czasu na rozmowę. Do tej pory się nie odezwał, nic nie wskazywało na to, aby miało się to zmienić.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącego smsa, Marcel napisał , że już czekają, więc wzięłam bagaż, dokonałam wszelkich formalności z recepcją hotelową i wyszłam. Serio, nie wiem jak wszyscy pomieściliśmy się w samochodzie. Było nas za dużo no i plus jeszcze moja walizka. Po drodze złamaliśmy pewnie szereg zakazów drogowych, ale cóż, raz się żyje jak to się mówi.

Do odlotu zostało 45 minut. Staliśmy wszyscy w ciszy, którą w końcu przerwałam:
- Wiecie co, będzie mi was brakowało. - powiedziałam rozczulając się.
- Przecież nie żegnamy się na całe życie. Jeszcze się zobaczymy, jak nie tu to my przyjedziemy do Polski. - powiedziała Cathy i mnie przytuliła.
- Zresztą, ja często jestem w Polsce, więc mam nadzieję, że umówimy się kiedyś na wspólny trening. - śmiejąc się rzekła Ania.
- Za kilka miesięcy zaczynam studia, muszę znaleźć pracę, więc pewnie nieprędko znowu tu zawitam. Ale Marcel, ty powinieneś teraz zbierać manatki i razem z psem jechać teraz ze mną. - powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać z Marcelem.
- No tak, pakiet ja plus pies. Zapomniałem.- śmiał się. - Opowiem wam później o co chodzi. - dodał zaraz widząc pytające spojrzenia naszych towarzyszy.
- Musisz koniecznie jeszcze raz tutaj przyjechać na mecz BVB. - niemal krzynkął Mats - Bo wydaje mi się, że chyba nie widziałaś jeszcze nas w akcji.
- Dobra, nie smęcić ludzie. Jesteśmy w kontakcie, tak Iga? Jest internet, także damy radę. - dodała jeszcze od siebie Lisa.
Czas na pożegnanie dobiegał końca. Stałam rozglądając się po sali mając nadzieję, że Marco jeszcze się tu zjawi. Chciałam go chociaż zobaczyć przed powrotem do Polski... W tej chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam Marcela, ze smutnym wyrazem twarzy.
- Przykro mi. - powiedział cicho. - Wiesz, że wam kibicowałem..
Domyślił się, że chodziło o Marco, znamy się krótko, ale, potrafił wyczytać z mojej twarzy, że ten blondas nie jest mi obojętny..
Pożegnałam się ze wszystkimi jeszcze raz i ruszyłam na odprawę. Chciałam się cieszyć z powrotu do domu, ale nie mogłam; w końcu przestałam się łudzić, że jeszcze go zobaczę i bardziej zdecydowanym krokiem ruszyłam do bramki. I właśnie w tej chwili usłyszałam, jak ktoś wykrzykuje moje imię. Nie musiałam się odwracać, aby zobaczyć kto to. Wiedziałam, to było jego głos. Ten głos, za którym tęskniłam, którego tak mi brakowało. Jednak na rozmowę było za późno, zostało mi jedynie 10 minut.
- Iga, poczekaj! - krzyczał Marco.
- Co ty tu robisz? Myślałam, że nie przyjdziesz.
- Przed chwilą wylądował mój samolot, myślałem, że nie zdążę.
- Nie mam czasu Marco, muszę iść. Zaraz mam lot.
- Rozumiem, nie będę cię zatrzymywał, ale powiedz mi jedno. Czy żałujesz? Wtedy mi nie odpowiedziałaś, a ja chce znać odpowiedź.
- Ja... sama nie wiem. To strasznie wszystko skomplikowało, byłoby mi teraz łatwiej i ...
- Och błagam cię Iga, tylko nie mów mi, że to nic dla ciebie nie znaczyło bo i tak ci nie uwierzę. - przerwał mi i niemalże krzyczał do mnie, aż ludzie stojący przede mną się odwracali.
- Marco, piszą o nas w internecie, rozumiesz? Nie chce tobie ani sobie bardziej komplikować życia i przysparzać problemów. Tamten pocałunek dużo dla mnie znaczył, wszystkie nasze rozmowy i spotkania, ale co z tego? Ja wracam do Polski a ty zostajesz tu. Kontynuowanie tej relacji nie miałoby żadnego sensu. - odpowiedziałam w podobnym tonie, jak wcześniej Marco.
- Przez cały pobyt w Francji myślałem o nas. Ja wiem, że to szaleństwo bo znamy się tak krótko, ale zależy mi na tobie...
Te słowa mnie ujęły, a nogi zrobiły się jak z waty.
- Żegnaj. - powiedziałam cicho, odwróciłam się i odeszłam. Spojrzałam jeszcze raz do tyłu, zobaczyłam smutek w jego oczach, nie chciałam tego widzieć więc niemalże biegiem udałam się do samolotu.
Samolot wystartował, a ja ciągle miałam w myślach  słowa " zależy mi na tobie" . Łzy same napłynęły mi do oczu, kiedy uświadomiłam sobie, że go straciłam i być może zobaczę go jeszcze jedynie na zdjęciach gazet.


*MARCO*

Zdążyłem, ale co z tego. Nie tak wyobrażałem sobie nasze pożegnanie. Kiedy jej samolot wystartował ruszyłem do samochodu, w którym czekał na mnie Kevin.
- No i? - spytał.
- No i nic. Poleciała.
- To dobrze. - odpowiedział i kiedy zobaczył moje pytające a zarazem zdziwione spojrzenie dodał: - Uważam, że lepiej się stało, że już jej nie ma. Przynajmniej wrócisz do świata żywych i przestaniesz snuć się jak duch. Nie wiem, co ty sobie wyobrażałeś, ale i tak by wam nie wyszło, ty tu a ona tam.
- Zabawne, powiedziała mi dokładnie to samo. - odpowiedziałem komentując jego ostatnie zdanie.
- No i tu się z nią zgodzę. Przynajmniej ona przejrzała na oczy, teraz pora na ciebie.
- Co ty do niej masz, że jej tak nie lubisz? - spytałem wkurzony.
- Po prostu coś mi w niej nie pasuje. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że chodziło jej tylko i wyłącznie o ciebie a nie o twoją sławę czy pieniądze. Teraz trzeba uważać na takie laski, tym bardziej, że sama ci powiedziała, że jest tu w celach turystycznych i że interesuje się BVB. To znaczy, że ciebie zna i chce w sobie rozkochać. Co chyba jej się udało.
- Co ty bredzisz, nie znasz jej więc nie oceniaj.
- O taak, bo ty ją tak dobrze znasz. Odpuść sobie, chcesz powtórkę z rozrywki? Już zapomniałeś jak cię w Hiszpanii Caro wystawiła? Ty do niej z sercem na dłoni a ona z facetem u boku. - ironizował Kevin.
- Dobra Kevin, teraz to ty sobie odpuść. To, że kilka miesięcy temu jedna mnie zdradziła, nie znaczy, że do końca życia mam być sam. A po za tym, z Caroline mam wszystko wyjaśnione i nie jesteśmy sobie wrogami więc nie poruszaj już więcej tego tematu. 
- A zresztą, rób sobie co chcesz. Moje zdanie na ten temat już znasz.
- No i dzięki. - odpowiedziałem i wysiadłem z samochodu, gdyż już byliśmy pod moim domem.
- Marco! - krzyknął na odchodne.- Ale nie kłóćmy się o kogoś, kogo już nie ma. Idziemy wieczorem na piwo?
Pokazałem tylko kciuk skierowany w górę i ruszyłem zmęczony do swojej sypialni.


*IGA*

Lot przebiegł bez żadnych zakłóceń. Na lotnisku już czekała na mnie Magda, która na mój widok przybiegła i zaczęła mnie wyściskiwać. Udawałam, że się cieszę, ale cóż, nie bez powodu nazywam ją swoją przyjaciółką, wszystko wyczyta z mojej twarzy.
- Nie udawaj, że się cieszysz. To przez niego, tak? - spytała.
- Tak. - nie miałam zamiaru kłamać, więc powiedziałam szczerze.
- Nie przyszedł?
- Przyszedł.
- No to już nie rozumiem o co chodzi.
Opowiedziałam jej o mojej rozmowie z Marco, która miała miejsce przed odlotem.
- Dobrze zrobiłaś. W ogóle żałuję, że nie pojechałam z tobą do tego Dortmundu. Bym ci go od razu z głowy wybiła. - powiedziała śmiejąc się.
- Przestań. Nie mam ochoty na żarty.
- Dobra Iga. - powiedziała bardziej poważniej. - Nie musisz mi tu skakać z radości, ale radziłabym ci się trochę pozbierać w drodze do domu. Twoja mama od razu wyczuje, że coś jest nie tak a wątpię, że chciałabyś jej teraz to wszystko opowiadać.
- Masz rację... Jeju, przepraszam cię Madziu. Dzięki, że mogę na ciebie liczyć. - uściskałam ją na co ona się serdecznie usmiechnęła.
W trakcie powrotu do domu panowała cisza, układałam sobie w głowie co powiedzieć rodzicom, gdy będą pytać jak było. W końcu dotarłyśmy na miejsce, rodzice już na mnie czekali. Jednak nie byli sami... Boże! kompletnie o nim zapomniałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie używać wulgaryzmów, szanujmy się nawzajem :)