środa, 22 października 2014

Rozdział 24

* MARCO *


Stałem pod drzwiami własnego domu lekko poddenerwowany. Widziałem palące się lampy w oknach, więc nie spodziewałem się tam nikogo innego od Caro. Nie byłem jednak chyba gotowy na rozmowę z nią, która była niestety nieunikniona mając na uwadze naszą kłótnię w Dubaju. Co miałbym jej powiedzieć, skoro sam jeszcze nie wiem co myślę i czuję? Mam na prawdę wielki mętlik w głowie. Postanowiłem w końcu wejść do środka, na zewnątrz było na prawdę zimno. Nieśmiało otworzyłem drzwi puszczając walizkę przed sobą. W tej samej chwili usłyszałem głos mojej dziewczyny:
- Jesteś. Chyba musimy porozmawiać. 
Pięknie, pomyślałem. 
- Jasne, pozwól mi najpierw wejść do środka. - odparłem dość arogancko, choć sam nie wiem dlaczego, nie chciałem aby tak to zabrzmiało.
- Powiedz mi wreszcie, co tak na prawdę jest między tobą a Igą? - spytała Caro, kiedy usiadłem na kanapie w oczekiwaniu na lawinę pytań.
- Po raz kolejny ci mówię, że między nami nic nie ma, po prostu się przyjaźnimy. 
- Wyraźnie słyszałam jak mówiłeś, że ci się podoba. To chyba ma jakieś znaczenie?
- Owszem, podoba mi się tak samo jak każda inna ładna dziewczyna spotkana na ulicy. Podoba mi się fizycznie, jako osoba i tylko pod tym względem. Rozumiesz?
- Nie rozumiem i nigdy tego nie zrozumiem. - kontynuowała- Nie wierzę w taką przyjaźń. Postaw się na moim miejscu, co byś zrobił gdybym to ja przyjaźniła się z mężczyzną, który mi się podoba? Dalej byś twierdził, że to nic takiego? Po za tym, ona jest od ciebie dużo młodsza!
- I co z tego ile ma lat? - nie mogłem już usiedzieć w miejscu, podszedłem do Caro i położyłem jej dłonie na ramionach. - Nigdy nie dałem ci żadnych powodów, abyś była zmuszona przestać mi ufać. Nigdy. Jestem z tobą, mieszkamy razem, to chyba o czymś świadczy, nie sądzisz?
- Dlaczego więc mi nie powiesz, że jestem dla ciebie najważniejsza? Że mnie kochasz, że ona się dla ciebie nie liczy?
- Bo dobrze wiesz jak jest. A teraz jeżeli już sobie wszystko wyjaśniliśmy, pozwól, że się położę bo jestem bardzo zmęczony. A i jeszcze jedno, nie wracajmy już do tego tematu, proszę. Kłótnia na początek roku raczej dobrze nie wróży. - odparłem i udałem się w stronę sypialni. Dobrze jednak wiedziałem, że to wcale nie jest koniec tematu i nie raz jeszcze będziemy do tego wracać. Taka jest Caro, pod tym względem nie zmieniła się nawet odrobinę. Z drugiej jednak strony mogłem jej przypomnieć dlaczego się rozstaliśmy jakiś czas temu, z pewnością to by zakończyło nasze wszelkie spory. No ale, wybaczyłem jej i obiecałem, że zapomnę i nie będę do tego wracać, chyba byłbym ostatnim chamem gdybym teraz zerwał naszą niepisaną umowę. Zaczęliśmy przecież od nowa, od czystej karty. Ale może jako facet mam inny pogląd na życie i rożne sprawy, może nie byłem dzisiaj do końca szczery z własną dziewczyną, ale nie mógłbym powiedzieć jej słów których ode mnie oczekiwała prosto w oczy, kiedy nie byłem ich pewien. Po prostu nie mogłem.


* IGA *

- Mamo, uspokój się. Powiedz co się stało? - próbowałam wyciągnąć od niej jakieś informacje, ale nie mogłam zrozumieć ani słowa.
- Kochanie... Bo Magda... Boże, nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Co z Magdą? Co się dzieje?! - zaczęłam krzyczeć.
- Madzia miała wypadek, jak wracała z lotniska potrącił ją samochód na przejściu dla pieszych. Ona nie żyje... - z trudem powiedziała moja mama i ponownie zaniosła się płaczem.
Magda nie żyje, moja Magda nie żyje. Nie docierało do mnie to, co właśnie usłyszałam. Nie chciałam przyjąć tego do świadomości, te słowa dudniły mi w głowie pozbawione sensu, jakby ktoś mówił do mnie w obcym dla mnie języku...Telefon wypadł mi z ręki i osunęłam się po ścianie. Po chwili dopiero wybuchnęłam płaczem, nad którym nie potrafiłam zapanować. Marcel stał nie wiedząc co się dzieje, próbował się czegoś ode mnie dowiedzieć, jednak płacz nie pozwalał mi na wypowiedzenie żadnego słowa. Dopiero po około 15 minutach powiedziałam przyjacielowi to, w co jeszcze sama nie wierzyłam.
- Tak mi przykro... - wyznał wyraźnie skruszony - Wiem, że cokolwiek bym teraz nie powiedział to i tak nie zmniejszy twojego bólu, ale wiedz, że gdybyś chciała porozmawiać to jestem i zawsze będę. 
- Dziękuję ci Marcel, ale... chciałabym teraz zostać sama. Przepraszam cię.
- O nie nie, sama na pewno nie możesz teraz być. Nie ma nawet takiej opcji. - zaoponował - Skoczę na chwilę do siebie i zaraz wracam.
- Ale na prawdę nie musisz... - chciałam zaprotestować, jednak szybko mi przerwał.
- Jestem za 5 minut.
Po jego wyjściu złożyłam się w kłębek na kanapie wciąż zalewając się łzami. Miałam nadzieję, że to tylko zły sen, ale te dudniące słowa mamy w mojej głowie uświadamiały mnie w rzeczywistości.
  5 minut nieobecności Marcela przeciągnęło się do 20, i zamiast niego w pokoju pojawił się... Marco.
- Wiem o wszystkim, Marcel mi powiedział. - uprzedził mnie, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. Wstałam i niemal rzuciłam się w jego ramiona. Uświadomiłam sobie jak bardzo tego potrzebowałam, przytulić się i wypłakać bez zbędnych pytań. I na w przypadku Marco mogłam liczyć. O nic nie pytał, nic nie mówił, jakby czytał w moich myślach, że rozmowa to ostatnia rzecz na jaką mam w tej chwili ochotę. Po prostu stał i głaskał mnie po głowie niczym małe dziecko, próbując nieco uspokoić.
- Płacz, skoro to ma ci pomóc to płacz. - zaczął powtarzać po chwili.
Usiedliśmy, położyłam głowę na jego ramieniu a on objął mnie. Jego obecność chyba mi pomogła, gdyż nagle zaczęłam mówić:
- Marco, jak to jest, że młoda osoba która chce żyć, która ma do tego cholerne prawo, musi odejść. A na świecie zostaje tyle złych ludzi... Zresztą, nie odpowiadaj. Na to chyba nie ma racjonalnej odpowiedzi...  Tak w ogóle to nie powinieneś być teraz z Caro? Dostałam twojego smsa, pokłóciliście się?
- Są sprawy ważne i ważniejsze. Przyjaciołom trzeba pomagać, kiedy tej pomocy potrzebują, a ty nie powinnaś być teraz sama.
- To samo mówił Marcel.
- I miał rację. Byłem u niego i kiedy mi powiedział co się stało, nie mogłem być obojętny więc jestem. Mam nadzieję, że będę w stanie ci jakoś pomóc.
- Dziękuję ci. Marcelowi też. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, jak to się mówi.
- Nie tylko w biedzie, na nas zawsze możesz liczyć  cokolwiek by się nie działo.
- Miałyśmy tyle planów... - zaczełam znowu płakać - Miałyśmy razem iść na studia, razem zamieszkać. Zresztą, odkąd sięgam pamięcią to wszystko robimy razem. Mój wyjazd do Niemiec to nasza pierwsza tak długa rozłąka. Od dziecka razem w każdej szkole, klasie. Na wakacje, ferie też czasami jeździłyśmy razem. Taka przyjaźń od przedszkola. I to wszystko na marne przez jakiegoś  pieprzonego kierowcę, który ją zabił!
- Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale wiem jak wiele może zdziałać czas. Z czasem wszystko się ułoży, będzie dobrze, zobaczysz.. - uspokajał mnie głaszcząc po głowie.
Spędziliśmy tak niemal całą noc - ja użalając się, on próbując mnie pocieszyć. Nad ranem chyba dopiero zasnęłam, gdyż poczułam jak Marco bezszelestnie próbuje wydostać się z objęć.
- Przepraszam, obudziłem cię. Chciałem zrobić jakieś śniadanie... - zaczął się tłumaczyć.
- Nie, nie trzeba. I tak nic nie przełknę. - po chwili zorientowałam się, która jest godzina. - Boże, spędziłeś tu całą noc. Możesz wracać do siebie, dam sobie radę.
- Mogę tu zostać jeśli chcesz. Nigdzie mi się nie spieszy.
- Masz swoje życie,  Caro pewnie umiera z niepokoju. Powinieneś wracać.
- No ok. Ale jakby co to dzwoń, będę od razu.
Zgodziłam się na wszystko, nawet na to , że "wartę" miał przejąć Marcel. Jego obecność bardzo mi pomogła, jednak potrzebowałam chwili samotności. Musiałam przemyśleć sobie co dalej...

* MARCO *


Wracałem do siebie pełen obaw. Wiedziałem, że Caro się wścieknie. Nie powiedziałem, że nie wrócę na noc i nie dałem żadnego znaku życia. Ale w końcu nie mogłem zostawić Igi, nie w takim momencie.
- Miałeś iść tylko na chwilę do Marcela a nie było cię całą noc ! - usłyszałem na wstępie - Możesz łaskawie mi powiedzieć, gdzie się podziewałeś?
- Byłem u Igi. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
- SŁUCHAM?! I mówisz mi o tym od tako?
- Sytuacja była szczególna...
- Szczególna do spędzenia z nią nocy? - przerwała mi natychmiast. - Chyba nic tu po mnie...
- Poczekaj - zatrzymałem ją - jej najlepsza przyjaciółka zginęła wczoraj w wypadku. Nie mogłem jej zostawić w takim stanie, zrozum.
- Rozumiem wszystko. Ale twojego zachowania już nie. Zastanów się kto dla ciebie jest najważniejszy. - odpowiedziała urażona i wyszła z domu. Nie wierzę, że nawet w takiej sytuacji potrafi  zrobić awanturę...

___________________________________________

Na szybko, byle jak. Studia pochłaniają tyle czasu....


sobota, 13 września 2014

Rozdział 23

Moje obawy dotyczące spędzania Sylwestra wspólnie ze znajomymi z klasy licealnej były jak najbardziej słuszne. Z każdej strony docierały do mnie żale z powodu trudnej sesji, momenty ekscytacji podczas opowiadania o wakacjach w Dubaju czy na Ibizie. Ja niewiele miałam do powiedzenia na ten temat. No i do tego każdy był ze swoją "drugą połówką". Kiedy wcześniej mówiłam o tych wątpliwościach Magdzie, cały czas starała się mnie przekonać, że będzie fajnie i o nic mam się nie martwić. Ale fajnie nie było, przynajmniej w mojej ocenie. Oczywiście, tańczyłam z innymi, rozmawiałam. Ale wszystkie rozmowy sprowadzały się do jednego; dlaczego nie studiuję, jak mi w Niemczech i czy już spotkałam kogoś sławnego z BVB. Miałam w klasie kilku kibiców, ale żaden z nich nie dowiedział się ode mnie o moich znajomościach. Zdawkowo odpowiadałam na ich pytania i z ogromną ulgą tuż po północy wróciłam do domu.
 Około południa przyszła do mnie moja przyjaciółka.
- Szkoda, że tak szybko poszłaś. Michał tak się upił, że robił striptiz na stole! Kuba wszystko nagrał to później ci pokażę. - relacjonowała.
- Super. - odpowiedziałam od niechcenia.
- Oj przepraszam Iguś, miałam spędzać z tobą czas a co chwila wymykałam się z Kubą. Ale wczoraj przynajmniej było normalnie między nami...
- Normalnie? O czym ty mówisz? Macie jakieś problemy? - zasypałam ją pytaniami.
- Chyba się trochę od siebie oddaliliśmy ostatnio... Kuba mi zarzuca, że zbyt dużo czasu poświęcam nauce i "nie ciszę się studenckim życiem".
- Czyli według niego studiowanie polega wyłącznie na bezustannym imprezowaniu?
- Na to wygląda... - westchnęła Magda.
- Nie możecie się kłócić z takiego powodu. To bez sensu. Tak w ogóle dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś, że źle się dzieje między wami?
- Myślałam, że się opamięta i pójdzie po rozum do głowy. Ale chyba się na to nie zanosi.
- Będzie dobrze kochana. - objęłam ją. - A jak nie to zabiorę cię ze sobą do Niemiec i znajdę jakiegoś przystojniaka. I uwierz, mam na prawdę kilku znajomych w totalnie twoim typie.
- W to nie wątpię. - zaśmiała się. - Jednak z twoim Niemcem bym się raczej nie dogadała. Ale teraz tak poważnie, jutro znowu mnie opuszczasz?
- Raczej tak. Ty razem nie wiem jednak na jak długo, to zależy od tego, czy przedłużę umowę czy nie.
Nim Magda zdążyła  cokolwiek odpowiedzieć, mój telefon rozdzwonił się od przychodzących smsów.
- Ktoś chyba miał problemy z zasięgiem skoro 5 smsów przychodzi w tym samym czasie.
- A od kogo to? - spytała przyjaciółka.
- 4 od Marcela, tego mojego przyjaciela co mieszka obok mnie w Niemczech, opowiadałam ci o nim, i jeden od... Marco.
- Tego twojego?
- Nie mojego, ale tak, o tym Marco myślisz.
- I co napisał, że kocha i tęskni? - zapytała rozbawiona.
- Oj Magda, przestań.  - posłałam jej spojrzenie, po którym od razu uśmiech opuścił jej twarz - Swoją drogą bardzo ciekawe, kiedy ci o nim opowiadałam pierwszy raz to nawet nie chciałaś o nim słyszeć a teraz sama pchasz mnie w jego stronę.
-Bo nie wiedziałam, że to takie ciasteczko. - już obie zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili odczytałam na głos treść wiadomości.
- Ktoś tu się chyba wczoraj źle bawił. - stwierdziła.
- Nie wiem o co mu chodzi i nie mam pojęcia gdzie oni obaj się podziewają, bo do żadnego nie chcą dochodzić smsy. Zresztą, nie ważne. Idziemy na spacer? - objęłam Magdę - Muszę się tobą nacieszyć na kolejnych kilka miesięcy.


* * * 

 Stałyśmy obie na lotnisku. Magda uparła się, że mnie odprowadzi, choć szczerze powiedziawszy nie protestowałam. Chciałam ją zobaczyć jeszcze przed odlotem. Czasami wydawało mi się, że jest mi bliższa niż moi właśni rodzice. Z nimi po prostu żegnałam się w domu i to wystarczało. 
- Dzwoń częściej niż ostatnim razem, bądź grzeczna i wracaj szybko. - instruowała mnie jeszcze moja przyjaciółka, choć tych słów bardziej bym się spodziewała po mojej rodzicielce.
- Dobrze, mamo. - odparłam rozbawiona. - A ty ucz się pilnie, zdaj wszystkie egzaminy i bądź częściej online żebym mogła zadzwonić do ciebie na Skype, wtórowałam jej.
 Ostatnie uściski i już po kilku godzinach stąpałam po dortmundzkim lotnisku. Musiałam szybko złapać taxi, gdyż robiło się już ciemno. A jak na moje nieszczęście nie było ani jednej.
- O, cześć Iga. - usłyszałam za plecami męski głos. Był to Eric Durm, nie spodziewałam się, że mnie w ogóle zapamięta. - Właśnie przyleciałaś?
-  Dosłownie kilkanaście minut temu.
- To tak jak ja. Może cię podrzucić gdzieś? Mam tu na parkingu samochód.
- Nie chce ci robić problemu. Poza tym chyba nie będzie ci po drodze.
- To żaden problem, serio. - upierał się - Już prawie ciemno na zewnątrz, niebezpiecznie jest wracać samej z kimś obcym.
Nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić. Jednak w duchu dziękowałam losowi na to, że się tam akurat pojawił, nie wiadomo jak długo musiałabym czekać na jakąś podwózkę do domu pana Edmunda a chłopaków prawdopodobnie jeszcze nie ma.
- To jak Sylwester, udany? - przerwałam panującą ciszę w samochodzie.
- Powiedzmy, że tak. Byłem u rodziny w Austrii, rodzinna imprezka jeśli można ją tak nazwać. A jak u ciebie?
- Szału nie było. Ale lepsze to niż nic, bo jak mówią "Jaki nowy rok, taki cały rok" . 
- I tu ci muszę przyznać rację. 
 Resztę drogi spędziliśmy na miłej rozmowie o świętach, co nieco o piłce nożnej. Nie sądziłam, że jest tak fajnym i pogodnym człowiekiem. Na imprezie u Marcela nie mieliśmy za wiele czasu na rozmowę, więc szybko o Ericu zapomniałam mając go za nudziarza itp. A jak się dzisiaj okazało, całkiem niesłusznie. 
- Jeszcze raz dziękuję bardzo za podwózkę.
- To w ramach podziękowania może skoczysz ze mną na jakąś kawę czy coś w tym tygodniu?  - spytał.
- Jasne, zgadamy się. To do zobaczenia w takim razie.
- Pa. - pożegnał się i odjechał. W oknach domu mojego 'pracodawcy' było ciemno, więc chyba jeszcze nie wrócił. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie wiem kiedy tak dokładnie wróci pan Edmund, kiedy mam odebrać go z lotniska, czy będzie sam czy może będzie towarzyszył mu ktoś z rodziny.  Postanowiłam na razie o tym nie myśleć, gdyż u moich stóp leżała mała koperta z napisem "Do Igi" . W środku znajdowały się klucze i list.  " Hej, jeśli wrócisz a mnie jeszcze nie będzie, czy byłabyś tak dobra i podlała mi kwiatki w domu? Dołączam też klucze abyś nie musiała wchodzić oknem. Marcel" . Uśmiechnęłam się pod nosem, wieczór zapowiadał się samotny, więc nawet nie zdejmując kurtki poszłam do domu przyjaciela zatroszczyć się o jego roślinki. Przechodząc obok domu Reusa zauważyłam zapalone światła w pokoju. Czyżby spędzali sylwestra osobno, pytałam samą siebie. Nie chciałam tam jednak iść, wolałam uniknąć spotkania z Caro. 
 Po wykonaniu prośby Marcela zostawiłam informację zwrotną. "Kwiatki podlane. Jak wrócisz, wpadnij do mnie. Iga " . 


* * * 

Nazajutrz rano, ze snu wyrwał mnie ktoś dobijający się do drzwi. Byłam pewna, że to Marcel, dlatego zarzuciłam na siebie szlafrok i poszłam otworzyć drzwi. Jednak przede mną stał obcy mi mężczyzna. 
- Dzień dobry, w czymś mogę pomóc? - spytałam.
- Dzień dobry, przepraszam za wizytę o tak wczesnej porze. Nazywam się Krzysztof Nowak, jestem synem pana Edmunda.
Ruchem ręki zaprosiłam gościa do środka. Właściwie w tej sytuacji to ja powinnam czuć się jako gość. Moje pierwsze myśli były takie, że coś złego stało się panu Edmundowi. W końcu z byle powodu nie przylatywał by tu z zagranicy jego syn, bez niego.
- Mam dla pani złą wiadomość. 
Byłam już pewna, że moje myśli okazały się prawdą. Nie zastanawiając się, wypaliłam:
- Czy coś złego stało się panu ojcu? Jest chory, tak?
- Nie nie, wszystko jest w porządku. Sprawa jest trochę inna. - zaczął wyjaśniać. - Faktycznie, mój tata zaczął ostatnio chorować ale to nic poważnego. Jednak razem z żoną postanowiliśmy, że zostanie on z nami, w Hiszpanii. Do dziś mam wyrzuty sumienia, że go zostawiłem tu samego a ja wyjechałem robić karierę. Chciałbym się teraz nim zająć. Oczywiście bardzo doceniam to, jak pani dbała o mojego ojca, on na prawdę bardzo panią chwalił i był bardzo niepocieszony, że nie mógł się z panią pożegnać. Ale lepiej będzie, jeśli zostanie on u mnie, podróż samolotem również nie wpłynęłaby na niego zbyt dobrze. Rozumie pani.
- Tak, rozumiem. - wydusiłam z siebie. - Innymi słowy, zostałam bezrobotna, tak?
- Hmm..no.. właściwie to tak. Na prawdę bardzo mi przykro. Ale dom, wszystkie rachunki zostały opłacone do końca stycznia więc może pani tu do tego czasu zostać, poszukać sobie jakiejś pracy, przemyśleć wszystko. Później niestety oddam te lokum pod opiekę agencji nieruchomości, może sam sprzedam.  Okolica jest bardzo atrakcyjna. Dlatego też jestem tu osobiście, muszę pozałatwiać kilka spraw i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, pamiątki taty.
- Pójdę już. - odezwał się po chwili pan Krzysztof, kiedy nie odzywałam się ani słowem. Wciąż próbowałam zrozumieć co tak na prawdę miało miejsce przed chwilą. - W razie pytań niech pani dzwoni, tu jest moja wizytówka. No i ... do zobaczenia mam nadzieję na koniec stycznia. Mam nadzieję, że zostanie tu pani i zaopiekuje się tu wszystkim do czasu mojego powrotu. Do widzenia.
- Do widzenia. - pożegnałam się i usiadłam przy stole. Niby to tylko praca, ludzie tracą ją każdego dnia, ale dla mnie to nie była 'tylko' praca. Zżyłam się z panem Edmundem, było mi tu dobrze a teraz czeka mnie powrót do Polski i albo bezczynna wegetacja albo praca za marne pieniądze. Obie opcje były nie do przyjęcia. 
Po kilku minutach zjawił się u mnie Marcel. Widząc moją twarz, od razu spytał;
- A ty co, ducha zobaczyłaś?
- Właśnie przed chwilą zostałam bez pracy.
- Jak to? - spytał mój przyjaciel wyraźnie zaskoczony.
- Pan Edmund zostaje u syna a ja mogą tu zostać do końca miesiąca. Później muszę się wynieść i prawdopodobnie wracać do domu. - przedstawiłam sytuację.
- E to spokojnie, mamy miesiąc żeby coś wymyślić, bez dachu nad głową nie zostaniesz. Praca też się znajdzie, nie masz się o co martwić.
- Zawsze masz wyjście z każdej sytuacji?
- Oczywiście, rozmawiasz właśnie ze specjalistą od zadań specjalnych. - oboje zaczęliśmy się śmiać. Naszą rozmowę przerwał jednak mój telefon od mamy.
-  Cześć mamo. - przywitałam się. - Bezpiecznie doleciałam, ale mam nie zbyt fajną wiadomość dla ciebie.
- Ja też kochanie... - jej głos brzmiał jakby płakała... - Jeśli stoisz to lepiej usiądź, bo muszę ci coś powiedzieć...
Więcej nie zrozumiałam, gdyż jej słowa tłumił histeryczny płacz...



 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 22

-Igaa.. w co ja mam się ubrać na tego Sylwestra? - jęczała Magda, przeglądając moją szafę.
- Nie wiem, ale z pewnością moja garderoba nie rozwiąże twojego problemu. - zaśmiałam się.
-Dlatego idziemy na zakupy. - stwierdziła.
- Nie potrzebuję niczego nowego, ale pójdę jako twój doradca.
- Nie potrzebujesz niczego nowego?! Dziewczyno, u ciebie jeszcze gorzej niż u mnie! Poczekam na ciebie a ty się ogarnij i idziemy. - postanowiła.
- Jak uważasz. - poddałam się. Szczerze powiedziawszy nie lubię zakupów jak większość dziewczyn, ale zgodziłam się dla świętego spokoju.
-Iga, kto to jest Erik Durm? - usłyszałam głos przyjaciółki dobiegający z mojego pokoju. Wyszłam z łazienki aby spytać o ten jej nagły przypływ ciekawości o jego osobę, kiedy dodała - Zaprosił cię do znajomych na Facebooku.
- Znajomy z Dortmundu. - odparłam.
- Czekaj czekaj, a to nie jest czasem ten piłkarz, kolega twojego Reusa? - jej oczy przybrały nagle formę pięciozłotówek na to odkrycie. Wywróciłam oczami na słowa "twojego Reusa" , jednak nie chciałam jej znowu napominać, aby nie zaczynać tego tematu. Znowu.
- Tak, to jest jego kolega. - odpowiedziałam obojętnie.
- Kurcze, zaraz będziesz miała całą Bundesligę w znajomych.Tylko pamiętaj, jak już będziesz chodziła na te wszystkie bankiety z okazji zakończenia sezonu, że jestem twoją najlepszą przyjaciółką. - tym razem nie potrafiłam już powstrzymać śmiechu.
- Narazie nigdzie się nie wybieram. No chyba, że na te zakupy z tobą. Wyłączaj ten komputer i idziemy, jestem gotowa. - oznajmiłam i po chwili byłyśmy już w drodze do centrum handlowego.


***


- I jak? - spytała Magda wychodząc z przymierzalni w jakiejś brokatowej małej czarnej.
- Super, możesz brać.
- Płyta ci się zacięła? To już czwarta sukienka a ty ciągle mi odpowiadasz to samo! - fakt, byłam tak zmęczona już tymi zakupami, że kazałam jej brać  cokolwiek aby szybciej wrócić do domu. Uśmiechnęłam się pod nosem na moje niedopatrzenie.
- Jestem już zmęczona. Ja znalazłam sukienkę  w drugim sklepie a z tobą zaraz będę musiała iść do innej galerii. A ta sukienka serio jest fajna i nie droga. Chyba takiej szukałaś, nie?
- No fakt, dobra biorę. - przytaknęła mi i po chwili poszła w kierunku kasy. Odetchnęłam z ulgą. Marzyłam teraz o kubku gorącej czekolady, kocyku i dobrym filmie.
- Idziesz do mnie czy do Kuby? - spytałam w drodze powrotnej.
- Do Kuby, pouczymy się trochę bo za tydzień mamy dalej egzaminy. Wiesz, sesja i te sprawy.
- Nie wiem, bo nie studiuję. - przypomniałam Magdzie.
- Przepraszam, nie chciałam, aby to tak zabrzmiało. Ale jeszcze kilka miesięcy i ty też będziesz się mogła cieszyć mianem studenta, zobaczysz. Najpierw tylko musisz  rzucić te całe Niemcy.
- Rozmawiałyśmy już o tym. Nie będę siedzieć w Polsce bezczynnie. Ale dobra, koniec tematu. Gdzie w ogóle jutro idziemy na tego Sylwka? - spytałam.
- Nie mówiłam ci? - cała Magda, wiecznie roztrzepana. - Idziemy do klubu 68. Będą nasi znajomi z liceum, za nic nie musimy płacić bo właściciel to ojciec przyjaciela Kuby. Także wiesz, drinki  i te sprawy mamy za free. Super, nie?
- Świetnie. - odparłam bez entuzjazmu mając przed oczami siebie po upojeniu alkoholowym w Dortmundzie. Inna sprawa, że wszyscy będą się chwalić studiami, super wakacjami a co ja miałabym do powiedzenia? Nic. Na samą myśl coraz mniej cieszyłam się na to spotkanie z nimi.

                                                                         * MARCO *

- Plaża, słońce, drineczki. Żyć nie umierać. - powiedziałem rozmarzony do Marcela leżąc na leżaku.
- Przyznam szczerze, że Caro miała dobry pomysł na witanie Nowego Roku w Dubaju.
- A ty głupi nie chciałeś jechać. - klepnąłem go lekko po plecach. - Swoją drogą, gdzie ona jest?
- Mnie pytasz? Już własnej dziewczyny nie potrafisz przypilnować? - zadrwił.
- Dobra dobra, pogadamy jak ty będziesz miał dziewczynę. Właśnie, kiedy w końcu zobaczę cię z jakąś?
- Wybacz, nie każdy ma tyle szczęścia, żeby leciały na ciebie dwie laski. Nie mówiąc oczywiście o tysiącach fanek. - odpowiedział, według mnie, tajemniczo.
- No co do fanek to masz absolutną rację, mają gust - trzeba im to przyznać. - zażartowałem. - Ale o jakich dwóch innych mówisz? Marcel spojrzał na mnie jakbym spytał go ile to jest dwa dodać dwa.
- Iga i Caro, mówi ci to coś?
- Caro jest moją dziewczyną a z Igą się tylko przyjaźnię. Więc nie rozumiem twoich insynuacji.
- Niczego nie insynuuję, ale co do Igi, gdyby chodziło tylko o przyjaźń, jak to mówisz, to nie zachowywalibyście się tak na pożegnalnej imprezie. - odparł popijając drinka.
- Niby jak? - spytałem lekko poirytowany, gdyż nie wiedziałem o co chodzi mojemu przyjacielowi.
- Pożeraliście się wzrokiem. Kilka razy gdzieś znikaliście oboje, a kiedy Iga tańczyła z Erikiem to myślałem, że mu wzrokiem wypalisz dziurę w mózgu. Troszkę was obserwowałem. I przyznaj wreszcie, że ona ci się podoba.
To co powiedział Marcel dało mi trochę do myślenia. Nie sądziłem, że z punktu widzenia obserwatora mogło to wyglądać w ten sposób. Ale czy ja faktycznie byłem taki zazdrosny? Po chwili namysłu odpowiedziałem:
- Nigdy nie ukrywałem, że mi się podoba. Ale wyjechała, później nie wykazywała żadnego zainteresowania moja osobą, no i Caro wróciła...
- Właśnie, Carolin... Jesteś pewien, że warto wejść drugi raz do tej samej rzeki? Już raz pokazała, że nie jest godna zaufania.
- Oj co ty jesteś, doradca miłosny czy co... - oburzyłem się lekko. - Póki co nie dała mi żadnych powodów, abym miał jej nie ufać. Może się trochę zmieniła, ale wydaje mi się, że ją kocham..
- Wydaje ci się? Dla samego 'wydaje mi się' ja bym się nie pakował w wspólne mieszkanie. Ale to jest twoje życie, ja bym się tylko na twoim miejscu zastanowił dlaczego Caro tak szybko się zgodziła do ciebie wrócić mimo, że nie odzywała się do ciebie wcześniej i koniecznie chciała z tobą mieszkać. Żebyś tylko później niczego nie żałował. Ani nikogo, jeśli wiesz co mam na myśli. - skończywszy swój pouczający monolog Marcel wstał i poszedł w kierunku hotelu. Doskonale wiedziałem, kogo na miał na myśli. Nie wiedziałem jedynie, co ja mam o tym myśleć. Nie zastanawiałem się wcześniej, dlaczego Caro od razu do mnie wróciła, dlaczego chciała od razu ze mną zamieszkać, cieszyłem się po prostu, że jest. Że mogło być jak kiedyś, choć od tego dzieliły nas póki co lata świetlne. Caro zrobiła się nieco bardziej zazdrosna niż kiedyś, bardziej obchodzi ją, jak wygląda, w co się ubrać. Nie twierdzę, że to źle, sam lubię zadbać o siebie, jednak są pewne granice, które ona według mnie przekroczyła. Jednakże, były to dla mnie tylko drobnostki nie warte uwagi. Choć dopiero teraz uświadomiłem sobie, że zaczęło mi to przeszkadzać... I teraz też przypomniałem sobie, jak piękne niebieski oczy ma Iga, nieskazitelnie biały uśmiech, kasztanowe włosy... Przypomniałem też sobie nasz pierwszy pocałunek na plaży... dlaczego to teraz do mnie wraca? Zanim mogłem zastanowić się nad odpowiedzią, usłyszałem dobrze znany mi głos mojej dziewczyny za plecami:
- Marco, musimy porozmawiać.
Odwróciłem się w jej stronę, ręka wskazując miejsce wolnego leżaka obok, aby usiadła.
- Nie chciałam, ale usłyszałam o czym rozmawialiście z Marcelem. Spytam wprost: co jest między tobą a tą Igą?
-Nic, przyjaźnimy się tylko. - odparłem spokojnie.
- Dlaczego ja nic nie wiem o tej waszej przyjaźni?!
- A dlaczego miałbym ci o tym mówić? To coś złego według ciebie? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Według ciebie przyjaźń z dziewczyną, która ci się podoba to nic złego? Chyba każdy wie, jak to się kończy! Po za tym, ona ci się podoba?!
- Widzę, że sporo z naszej rozmowy usłyszałaś. - powiedziałem zirytowany - Dobra, nie chce o tym rozmawiać. Nie dziś, nie teraz. Jak widzisz, prowadzi to tylko do kłótni a ja nie chce tuż przed Sylwestrem się z tobą kłócić.
- Za późno, nie mam zamiaru świętować w takiej atmosferze. Wracam do Niemiec, do domu. - oznajmiła Caro.
- Z powodu jakiejś posłuchanej i wyrwanej z kontekstu rozmowy? Przecież to był w ogóle twój pomysł, żeby tu przyjechać!
- Tak, ale zanim dowiedziałam się , że podoba ci się nasza sąsiadka. Jak ja nie mogłam tego zauważyć wcześniej! - wykrzyczała i pobiegła do hotelu. Nie zatrzymywałem jej, może to i lepiej że spędzę ten dzień w towarzystwie najlepszego przyjaciela bez wyrzutów, kłótni. W tym momencie  sam już jej nie poznawałem...
Chwyciłem za telefon i nie zastanawiając się długo zacząłem pisać treść smsa: " Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Mam nadzieję, że spędzisz ten dzień lepiej niż ja. P.S. Nie kłoć się tylko z nikim, to źle rokuje :) Marco " Wyślij do: Iga.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 21

Pora odciąć się od dortmundzkiej rzeczywistości. Przede mną tydzień w Polsce, czas dla rodziny, przyjaciół. Czas Świąt Bożego Narodzenia.
Pakowanie zajęło mi niemal cały poranek. Nie jechałam na długo, ale po zabraniu zaledwie tylko tych "najpotrzebniejszych" rzeczy walizka ledwie się domykała. Zresztą, wracałam przecież do domu, w którym zostało trochę moich ubrań, niewiele co prawda, ale zostało. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, aby mieć pewność, że wszystko co potrzebne zostało spakowane, przede wszystkim prezenty dla bliskich. Zbyt dużo czasu spędziłam w sklepach na ich poszukiwaniu, abym mogła teraz o nich zapomnieć. Spojrzałam na zegarek, wskazywał on 10.20, czyli do samolotu pozostały mi jeszcze dwie godziny. "Jeszcze skoczę na chwilę do Marcela i do domu", pomyślałam na prawdę szczęśliwa. Bardzo tęskniłam za rodziną, a niedługo będę ich mogła w końcu uściskać, porozmawiać. Rozmowa telefoniczna czy Skype, jakby nie było, mi tego nie zastąpi.
    Po kilku minutach już stałam pod drzwiami przyjaciela. W całym tym rozgardiaszu pakowania kompletnie zapomniałam, że miał tam być też Marco. Na samą myśl mój puls przyspieszył.
- Cześć. - przywitałam się po wejściu. - Zgodnie z obietnicą przyszłam się pożegnać, za niedługo mam samolot.
- No hej. - odpowiedział zaspany Marcel. Dopiero po chwili zorientowałam się w jakim stanie był jego dom. Po podłodze walające się plastikowe kubki a w nich resztki jedzenia, plamy po napojach na stole i co najdziwniejsze - telewizor "ubrany" w lampki choinkowe i balony.
- Sorry na bałagan... Sam nie mam pojęcia jak to się stało. - powiedział wskazując na telewizor. - A jakby tego było mało to na obiad mama się zapowiedziała, gdyby zobaczyła co ja wyrabiam w post to prawdopodobnie święta spędziłbym w jadłodajni dla bezdomnych.
-No niezły syf. - powiedziałam dosadnie rozglądając się. Szczerze powiedziawszy to na prawdę było jedyne słowo jakie przychodziło mi do głowy, aby móc w pełni opisać obecny stan jego mieszkania. - Niestety bardzo mi przykro, nie pomogę ci w sprzątaniu bo za chwilę muszę jechać na lotnisko.
- Spoko, jakoś dam sobie radę. Odwieźć cię na samolot?
- Nie, nie. Zaraz taksówka przyjedzie. A ogólnie jak impreza? Chyba udana. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Damskie zgony przebiły twój ostatni. W szczególności Caro, nawet nie mam pojęcia  kim była dziewczyna z która  się bawiła  . Marco niósł ją do domu i mogę się założyć, że zasnęła w takiej pozycji w jakiej on ją zostawił, nawet gdyby to było w wannie czy na sedesie. - relacjonował Marcel jednocześnie zbierając plastikowe kubki do worka. Już chciałam pytać, gdzie jest Marco, kiedy uprzedził mnie tą wiadomością mój przyjaciel.
- Zapomniałem ci powiedzieć. Reusik kazał przeprosić, że nie może się osobiście pojawić i godnie cię pożegnać, gdyż jego ukochana potrzebuje dzisiaj całodobowej opieki. - przewrócił teatralnie oczami. - No, bo coś tam wspominał, że się dogadaliście, że wpadnie tu na jakieś buzi buzi czy coś tam.
- No bardzo śmieszne. - popatrzyłam na niego z politowaniem. -  Dobra, na mnie pora. Wesołych Świąt i powodzenia w konfrontacji z mamą gdybyś jednak tego nie ogarnął.
Wyściskaliśmy się jak na przyjaciół przystało i już po jakimś czasie byłam w drodze do domu, do Polski.


* * *

Jak to się mówi: święta, święta i po świętach. Leżałyśmy właśnie z Magdą na łóżku w moim pokoju, z kubkiem gorącej czekolady. Zawsze tak robiłyśmy, kiedy już skończył się ten chaos związany z wigilią, sprzątaniem po niej itp. Był to nasz taki mały rytuał odkąd się znamy, czyli od dziecka. 
- No i jak twoje życie w Niemczech? - spytała z znienacka Magda.
- Zupełnie inne niż tu... - odpowiedziałam, ale dodałam po chwili namysłu:- Tu jestem anonimowa w pewnym sensie. Sama wiesz, nigdy nie należałyśmy to tzw. 'elity' , a tam? Sam fakt, że koleguje się z Cathy Fischer i jej chłopakiem, piłkarzem bvb czyni mnie należącą do grupy, której się zazdrości. W żadnym stopniu tego nie wykorzystuję, żeby nie było - dla mnie to ludzie jak wszyscy inni, z tym wyjątkiem, że wszyscy ich znają. Ostatnio jak byłam w galerii i spotkałam Matsa, właśnie tej Cathy chłopaka, i podczas rozmowy przechodziła jakaś dziewczyna. Może była w moim wieku, może młodsza, ale myślałam, że mnie zabije wzrokiem.
- No to nieźle, uważaj tam na te napalone fanki. - zaśmiała się. - A postanowiłaś już co zrobisz, jak skończy ci się ten kontrakt w Niemczech? -
- Postaram się go pewnie przedłużyć, bo co innego mogę zrobić? - rozłożyłam bezradnie ręce.
- Wrócić do Polski? Tęskniłam za tobą. Inaczej miało wyglądać to nasze dorosłe życie. Miałyśmy razem iść na studia, wynająć mieszkanie, iść do pracy. Wszystko się pochrzaniło.
- Wrócę tutaj i co? Będę siedziała całe dnie w domu albo pójdę do pracy do Tesco jako kasjerka? Ja przez dwa lata nie zarobię tutaj tyle, co w Niemczech przez trzy miesiące. A razem zamieszkać, studiować czy pracować jeszcze zdążymy. I oczywiście też za tobą tęskniłam. - uściskałam ją. - W przyszłym roku złożę jeszcze raz papiery na studia, to może nie będę musiała nigdzie wyjeżdżać. Pieniądze mam, odłożę sobie. Będzie dobrze.
- A może jest całkiem inny powód, dla którego nie chcesz jeszcze wracać, co? - spytała podejrzliwie Magda.
- Na przykład jaki?
- No z tego co się orientuję, to ma blond włosy, jest przystojną gwiazdą niemieckiej piłki nożnej i  całował się z moją przyjaciółką na dortmundzkiej plaży kilka miesięcy temu.Czekaj, jak on się nazywa? Ach, no tak! Pan Marco Reus.
- Proszę cię, Magda. On jest ostatnią osoba, dla której bym tam została. 
- Iga, kogo ty chcesz oszukać? Myślisz, że ci uwierzę, po tym co mi o nim opowiadałaś? Znam Cię, z byle kim się nie całujesz.
- Ale to było prawie pół roku temu! - nieświadomie podniosłam głos. - Od tego czasu wiele się zmieniło.
- Co takiego? Mniej ci się podoba? Bzdura. Poznałaś kogoś innego? Też bullshit, bo już dawno byś mi o tym powiedziała.
- Na pożegnalnej imprezie u Marcela, dzień przed wylotem zaproponował mi przyjaźń. Przyjaźń, rozumiesz? Z tej strefy się nie wychodzi. A, no i zapomniałam o najważniejszym. Jakiś czas temu wrócił do swojej byłej dziewczyny. Także jak widzisz, to się zmieniło. - starałam się jej wytłumaczyć, choć szczerze powiedziawszy nie miałam ochoty w ogóle rozmawiać o Reusie. Wystarczyło, że był moim sąsiadem przez ostatnie trzy miesiące i musiałam go widywać.
- Czyli jednak na coś liczyłaś, skoro strefa przyjaźni ci przeszkadza i boisz się, że z niej nie ma wyjścia! - trafnie spostrzegła przyjaciółka.
- Ughh.. ! Uduszę cię zaraz! Pozwól, że coś ci wyjaśnię i nigdy więcej już nie będziemy rozmawiały na ten temat! Na dzień dzisiejszy on ma dziewczynę, bez względu na to czego ja chce bądź nie chcę, i nie zanosi się aby miał wkrótce zmienić status. Obiecał, że przyjdzie się ze mną pożegnać ale wolał zostać z nią, czyli wybrał kto jest dla niego ważniejszy. I... - nie dokończyłam bo rozdzwonił się mój telefon.
Spojrzałam na ekran i moja zaskoczona mina musiała zdradzić wiele na temat osoby dzwoniącej choć może to przez to, że Magda znała mnie na wylot bo spytała:
-  Może jeszcze mi powiesz, że to Marco dzwoni? - pokręciłam twierdząco głową.
- To odbierz ! - krzyknęła i nacisnęła na symbol zielonej słuchawki za mnie.
- Słucham? - spytałam.
- Cześć Iga. Miałem zamiar zadzwonić wcześniej, ale nie chciałem ci przeszkadzać  bo wiesz, czas dla rodziny i takie tam. A właśnie, jak święta?
- Szybko minęły. - odpowiedziałam. - Ale super było się spotkać z rodziną i przyjaciółmi. A u ciebie?
- Też spoko. W zasadzie to dzwonię, aby cie przeprosić. Miałem przyjść wtedy do Marcela, obiecałem no ale.. nie będę ściemniał; Caro ledwie żyła, musiałem jej pomóc. Ale na prawdę żałuję, że nie mogliśmy się zobaczyć przed twoim odlotem. W ramach rekompensaty odbiorę cię z lotniska jak wrócisz. A właśnie, kiedy wracasz?
- Po Nowym Roku jakoś, dam znać. A co do przeprosin to spoko, przyjęte, nie ma sprawy. Rozumiem jak to jest. - oboje się zaśmialiśmy na wspomnienie mojego kaca.
- To super. To w takim razie udanej zabawy sylwestrowej i do zobaczenia.
- Do zobaczenia, pa. - pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.
- Noo... byłaś taka obojętna wobec niego, że nawet ci to trochę czasem wychodziło. - wypowiedź Magdy była przesiąknięta sarkazmem.
- Odczep się. Jestem obojętna, on ma dziewczynę i koniec tematu wreszcie. A co u Kuby tak właściwie? - spytałam aby zmienić temat.
- Udaje, że studiuje i się uczy. Ale spadam już, bo późno się robi. Wpadnę jutro, obgadamy Sylwestra. Pa. - ucałowała mnie na pożegnanie i wyszła, zostawiając mnie z myślami o tym co mi mówiła o Marco, i o moim popapranym i zakłamanym nawet przed własna sobą życiu.

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 20

 Impreza rozkręciła się  na dobre, niemal każdy tańczył. Stojąc tak i patrząc na nich wszystkich wciąż nie mogłam pojąć jaką jestem szczęściarą mogąc bawić się z taką 'elitą' . Każdy fan BVB zabiłby za możliwość choćby dłuższej rozmowy z którymś z piłkarzy tej drużyny, a ja właśnie teraz z 1/4 z nich byłam na tej samej imprezie - po raz kolejny zresztą. Mało tego, mogłam podejść, pogadać, zatańczyć. Ta sytuacja nadal sprawiała, że miękły mi kolana, mimo, że minął już jakiś czas odkąd ich poznałam.
-Niezła impreza się z tego spotkania zrobiła. - z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos.
- Podejrzewam, że tak chyba jest za każdym razem. - odpowiedziałam śmiejąc się. Twarz mojego rozmówcy wydawała się być mi znajoma, jednak kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć skąd...
- No i masz rację. - przytaknął - Ale my się chyba nie znamy. Jestem Erik. Erik Durm.
No tak, zaświtało mi w głowie, przecież to kolejny piłkarz BVB. - Iga Chlebicka. Miło mi cię poznać. - podałam dłoń nowemu koledze.
- Przepraszam za bezpośredniość, ale jesteś tu z którymś z chłopaków? Nie widziałem cię tu wcześniej. - spytał.
- Nie nie. Przyjaźnie się z Marcelem, organizatorem tejże imprezy. A nie widziałeś mnie tu pewnie z tego powodu, że jestem w Niemczech od niedawna, pracuję tu więc mało kiedy wychodzę. - kątem oka zauważyłam, jak naszej rozmowie przysłuchuje się Marco. Postanowiłam go olać i odwróciłam się plecami w jego stronę.
- Nie jesteś z Niemiec? - spytał wyraźnie zaskoczony Erik.
- Nie, z Polski.
- A to niespodzianka. No dobra, nie będziemy tak stać i zamulać. Zatańczymy? - zaproponował a ja od razu się zgodziłam. Polubiłam tego Erika, wydał się bardzo sympatycznym gościem. Kiedy szliśmy w stronę miejsca przeznaczonego to tańca, Marco od razu pociągnął Caro za rękę i szedł w tym samym kierunku co my. "W co ty grasz, Reus?" - pomyślałam. Jego zachowanie nie było normalne.
Repertuar zmienił się na nieco wolniejszy, więc i my tańczyliśmy klasycznego "wolnego" . Naszym krokiem poszedł również Marco ze swoją partnerką, którzy tańczyli teraz dosłownie obok nas. Postanowiłam to wykorzystać i pograć mu trochę na nerwach. Widziałam, że co chwila na mnie zerka, wiedziałam też, że nie robi tego przypadkowo. Położyłam głowę na ramieniu Erika i mocniej go objęłam. Zadziałało, Marco chwycił dłoń Caro i położył sobie na szyi. Szeptał jej coś do ucha i całował. Jednak to co robił było tak sztuczne, że jedynie chciało mi się z tego śmiać. Ten taniec stał się czymś w rodzaju rywalizacji między nami, kto lepiej udaje zainteresowanie swoim partnerem. W końcu Marco nie wytrzymał, zostawił Caro, która stała teraz jakby kompletnie nie wiedziała co się dzieje, podszedł do nas i powiedział:
- Odbijany. Sorry Erik, później dokończycie. - wzrok dziewczyny Marco mógł w tej chwili mnie zabić, Erik uśmiechnął się tylko i odszedł.
- A może ja nie chce z tobą tańczyć? - spytałam przekornie.
- No cóż, nie masz wyjścia. Erik już tańczy z kim innym.
Położyłam nieśmiało ręce na jego barkach, czułam jednocześnie jak Marco delikatnie obejmuje mnie w talii. Poruszając się z rytm wolnej muzyki,  spytał:
- Mieliśmy dokończyć rozmowę, ale chyba nie ma sensu.
- Masz rację. - przytaknęłam. - Nie roztrząsajmy już tego tematu. Nie mam ani siły ani ochoty się znowu z tobą kłócić.
- Wcale nie musimy się kłócić. Wiesz... tak sobie pomyślałem... co powiesz na przyjaźń?
- Przyjaźń? - spytałam zaskoczona.
- No tak. Ciągle są między nami jakieś niedomówienia, konflikty. Nie chce się z tobą kłócić. Chciałbym móc zadzwonić czasem do ciebie, pogadać. Co ty na to?
- Na prawdę wierzysz, że to się uda? A co z Caro? Teraz wygląda, jakby chciała mnie zabić, a co dopiero powiedzieć, że miała by się zgodzić na twoją przyjaźń ze mną?
- Nie mam zamiaru prosić jej o zgodę. Nie będzie mi wybierała przyjaciół.- odpowiedział stanowczo Marco. - Chcę mieć po prostu z tobą normalne stosunki , myślę, że to najlepsze wyjście. Oczywiście, jeżeli ty też tego chcesz.
- "Chyba najlepsze dla ciebie" - pomyślałam, jednak wiedziałam, że jeżeli chcę mieć jakikolwiek kontakt z nim ,to jest to dobre rozwiązanie. A chcę... Nie wiem tylko czy potrafiłabym go traktować jako przyjaciela... Ostatecznie zgodziłam się, zobaczymy jak to wyjdzie.
- Muszę się chyba powoli zbierać, robi się późno. - powiedziałam spoglądając na zegarek.
- Tak szybko? A tak w ogóle to kiedy wracasz z powrotem do Niemiec? - spytał.
- Po Nowym Roku. Dobra, idę poszukać Marcela i spadam, muszę się jeszcze spakować. - odwróciłam się w stronę wyjścia, jednak Marco złapał mnie za dłoń i patrząc prosto w oczy spytał :
- Mam nadzieję, że pożegnasz się ze mną przed odlotem? - ciarki przeszły mnie po plecach, jak zawsze zresztą kiedy tak na mnie patrzył. Jedyne co mogłam wtedy z siebie wykrztusić to głupie "Jasne" i uciekłam. Po prostu uciekłam. Przed wyjściem wpadłam na Marcela, kompletnie zapominając, że miałam go poszukać.
- Ja już idę. - oznajmiłam mu.
- Już? Tak szybko?
- Tak, muszę rano wstać. Wpadnę jutro przed odlotem, ok?
- No dobra. - odpowiedział. - Ale na pewno masz przyjść i się pożegnać.
- No wieem, wiem. Obiecałam to już Marco.
- Ach.. Marco. - puścił do mnie oczko i się głupio uśmiechnął. - No to nie wątpię, że przyjdziesz.
- Idę zanim coś ci zrobię. Pa. - pożegnałam się i wyszłam. Wizja porannego wstawania, pakowania się i ... spotkania Marco - mojego nowego przyjaciela - nie napawały mnie optymizmem...

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 19

- Wziął pan wszystko? Lekarstwa spakowałam panu do torby. Może pojadę z panem na lotnisko? - zasypałam pana Edmunda pytaniami i informacjami. Pan Edmund na święta wyjeżdża do swojego syna, ma wrócić po nowym roku. Zdziwiłam się, że lekarz pozwolił mu na lot, tym bardziej, że niedawno przecież był w sanatorium. Ale nie mnie to oceniać, ja medycyną się nie zajmuję.
- Tak, wszystko mam. Nie trzeba , poradzę sobie. - uśmiechnął się serdecznie.
- Mimo wszystko pojadę z panem. Muszę wiedzieć, że dojechał pan bezpiecznie i na czas.
- Oj Iga, martwisz się o mnie bardziej niż moje własne wnuki. Twoi dziadkowie muszą mieć wielką pociechę z ciebie. - odpowiedział.
- Moi dziadkowie nie żyją. A pana na prawdę bardzo polubiłam. Szczerze powiedziawszy to jest pan dla mnie jak taki "przyszywany" dziadek. - uśmiechnęłam się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie cieszą twoje słowa. - pan Edmund podszedł do mnie i mnie przytulił. Poczułam się jak kilka lat temu, kiedy to mój prawdziwy dziadek brał mnie na kolana, głaskał po głowie i po prostu cieszył się moją obecnością. Bardzo zżyłam się z tym człowiekiem, u którego obecnie mieszkałam. Zawsze pomagał mi w miarę możliwości, kiedy miałam gorszy dzień starał się podnieść mnie na duchu, co muszę przyznać zawsze mu się udawało. Taki dziadek i ojciec to prawdziwy skarb.
- No dobra, musimy iść, taksówka już czeka a nie możemy się spóźnić. - wzięłam bagaże i ruszyliśmy na lotnisko. Po blisko godzinie pan Nowak już był w samolocie, oczywiście wcześniej żegnając się ze mną jak gdybyśmy mieli się więcej nie spotkać.
     W drodze powrotnej postanowiłam wstąpić do sklepu na małe zakupy.  Za dwa dni sama miałam lot do Polski, gdyż za tydzień Boże Narodzenie, a nadal nie miałam prezentów dla rodziców. Wyszłam z założenia, że tu prędzej coś kupię niż w polskich sklepach. Przeglądając dział z perfumami, zadzwonił mój telefon:
- Tak słucham? - spytałam.
- Hej Iga - usłyszałam  głos Marcela - pamiętasz jak ci mówiłem o naszym spotkaniu wigilijnym?
- No coś tam wspominałeś, a co?
- Sory, że tak w ostatniej chwili ale ta impreza jest dzisiaj. Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów?
- Dzisiaj? W zasadzie nie mam, ale muszę się jeszcze spakować, zrobic zakupy na święta i takie tam. Sory ale chyba nie dam rady... - odpowiedziałam wymijająco. Nie miałam ochoty na spotkania, na których na sto procent będzie Reus. Do tej pory udawało mi się jego oraz Caro nie spotykać, nie chciałam tego zmieniać.
- Dobra, narazie. - odpowiedział i się rozłączył. Dosyć gładko to przyjął, byłam pewna, że będzie mnie namawiał, pomyślałam. Cóż, tak widać bardzo mu zależy na mojej obecności. Pomyślnie ukończyłam zakupy i wróciłam do mieszkania. Byłam padnięta, o pakowaniu nawet nie chciałam myśleć. Koc, gorąca herbata i film, o tym teraz tak na prawdę marzyłam. Jednak moje marzenia legły w gruzach, gdy do domu wparował Marcel. Bez pukania.
- Co ty jeszcze nie gotowa? - spytał zdziwiony. - Za dwie godziny impreza.
- Mówiłam przecież, że nie idę. - odparłam.
- A ja z tego co pamiętam to mówiłem, że zaciągnę cie tam siłą.
- Próbuj. - zaśmiałam się.
- Nie no serio, masz być. - próbował mnie przekonywać, kiedy zobaczył moje spojrzenie dodał - Nie chcesz tam być, bo będzie Marco, tak?
- Oczywiście, że nie. - zaprzeczyłam natychmiast. - Mówiłam ci, że muszę się spakować.
- Jasne, mnie nie okłamiesz. Kiedy się wreszcie przyznasz, że coś do niego czujesz?
- Nigdy, bo to nie prawda. On jest z Caro i życzę im wszystkiego co najlepsze. Może i kiedyś coś między nami się rodziło, ale to był zwykły epizod, który nie ma już miejsca i każdy idzie swoją drogą. - wytłumaczyłam mu, nie wierząc w żadne swoje słowo.
- Dobra, jak uważasz. W takim razie daje ci godzinę, ja tu poczekam. - odparł niewzruszony i usiadł na kanapie zakładając ręce. Odetchnęłam ciężko i poszłam się szykować.


*MARCO*


Totalnie nie chce mi się iść na to spotkanie wigilijne. Ale muszę, Marcel się nakręcił, termin też podpasowany głownie pod nas, czyli chłopaków z BVB bo jutro nie ma treningu, głupio byłoby teraz zrezygnować. Usiadłem ciężko na kanapie, byłem zmęczony dwugodzinnym treningiem, trochę wytchnienia dobrze mi zrobi.
- Marco! Dlaczego siedzisz? Idź bierz prysznic, ubieraj się. Przecież zaraz idziemy do Marcela! - naskoczyła na mnie od razu Caro. Tak, zamieszkaliśmy razem. Może to i szybko, bo jesteśmy ze sobą dopiero dwa tygodnie, no ale znowu taka świeża para to z nas nie jest.
- Jest jeszcze czas, a ja muszę odpocząć. Przed chwilą wróciłem z treningu jakbyś nie zauważyła. - odparłem oschle.
- Owszem, zauważyłam. Twoja torba i ubrania leżą rozwalone po całym przedpokoju. To samo buty, mógłbyś to trochę ogarnąć!
- Jestem zmęczony. - przesylabizowałem sarkastycznie. - Po za tym mogłabyś się ze mną przywitać, a nie od progu zasypujesz mnie pretensjami. Daj mi pół godziny, w tym czasie się umaluj czy coś. Znając życie to jeszcze ja będę na ciebie czekał.
- Bardzo śmieszne. Chodź lepiej pomóc mi wybrać sukienkę. Totalnie nie wiem co założyć... - złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę garderoby. Coraz mniej podobało mi się to wspólne mieszkanie. Nikt mi wcześniej nie mówił co mam robić, kiedy sprzątać, kazać wybierać w co się ubrać, cieszyłem się świętym spokojem. Ale cóż, chciałem to mam. Kocham Caro - to muszę przyznać.


*IGA*

- Jestem gotowa, możemy iść. - poinformowałam Marcela, wychodząc z pokoju.
- Ulala, coś czuje, że niejedno serce zostanie dzisiaj złamane. Super wyglądasz. - pochwalił mnie Marcel.
- "Chyba tylko moje" - pomyślałam.
- Dobra, idziemy. Pomożesz mi jeszcze przygotować kilka rzeczy. - powiedział mój przyjaciel i udaliśmy się do jego domu.
        Po dwóch godzinach jego dom był już pełny ludzi. I tak jak myślałam, pojawił się również Marco Reus ze swoją ukochaną. To miało być kameralne spotkanie wigilijne, a póki co jest tu chyba pół Borussi Dortmund. Większości z nich nawet nie znam. Podzieliliśmy się wszyscy opłatkiem, aby tradycji stało się zadość i zaczęła się prawdziwa impreza, która już wiem jak wygląda w ich wykonaniu - alkohol, tańce itp. Tu chyba nikt nie przejmuje się postem... Udawało mi się unikać Reusa, z Caro zamieniłam może dwa słowa z racji tego, że podeszła do Cathy, z którą ja głównie spędzałam czas. Głupio by więc było nawet się nie przywitać. Ciągle czułam na sobie spojrzenia Marco, mimo to nie nawiązywałam z nim nawet kontaktu wzrokowego.
      Pogoda, mimo, że był koniec grudnia, była wyjątkowo ładna. W środku było na prawdę gorąco, postanowiłam więc wyjść na balkon. Zabrałam ze sobą kieliszek szampana i po chwili wpatrywałam się w gwieździste niebo.
- Przepraszam. - usłyszałam czyjś głos za plecami. Był to Marco.
- Nic mi nie zrobiłeś, żebyś miał mnie przepraszać. - odpowiedziałam.
- Ja uważam inaczej. Wiesz chyba o czym mówię...
- O tym, że jesteś z Caro, tak? - pokiwał twierdząco głową - To nie moja sprawa. Kochacie się, jesteście szczęśliwi, tylko to się liczy. Między nami nic nie było, więc jednak nie masz mnie za co przepraszać.
- Skoro nic nie było, to dlaczego mnie unikasz? - spytał, patrząc mi prosto w oczy. Odwróciłam głowę, nie mogłam znieść jego spojrzenia i okłamać go prosto w twarz.
- Nie unikam cię, jest tu sporo ludzi. Trudno więc znaleźć chwilę dla każdego.. - odpowiedziałam wymijająco.
- Proszę cię. Nie mówię o dzisiejszym wieczorze choć i tak nie wierzę w ani jedno słowo, które przed chwilą powiedziałaś. Jak wychodzę z domu i widzę ciebie, odwracasz głowę w drugą stronę. Kiedy mijam cię samochodem, udajesz że sprawdzasz coś w telefonie. Nie odpisujesz na smsy. Nadal twierdzisz, że wszystko jest okej i mnie nie unikasz?
- Ja... - nie skończyłam, gdyż na balkon wparowała Caro.
- Tu jesteś kochanie, wszędzie cię szukałam. Chodź do środka, zatańczymy. - pociągnęła Marco, totalnie mnie ignorując. Zauważyłam wkurzone spojrzenie Marco, ale nie protestował  i poszedł z nią do środka.
- Żaden Reus nie popsuje mi dzisiaj humoru. Przyszłam  się bawić, więc bawić się będę. - postanowiłam w duchu i ruszyłam na parkiet.

piątek, 25 kwietnia 2014

Info

Nadchodzą dla mnie na prawdę ciężkie dni. Zresztą ostatni czas jest na prawdę wymagający, ponieważ zaraz piszę maturę. W związku z tym przez najbliższe 2-3 tygodnie, może nawet miesiąc, nie będę dodawała nowych rozdziałów. Mimo szczerych chęci nie mam czasu na napisanie czegoś sensownego; jeżeli ktoś z was również w maju przystępuje do egzaminów, doskonale mnie rozumie. Jeżeli nie, uwierzcie, każda chwila jest cenna na naukę, jeśli poważnie myślicie o osiągnięciu jak najlepszych wyników. Wiadomości ta jest skierowana do osób, które czasem czytają moje opowiadanie, a wiem, że takowe są, gdyż wyświetlenia rosną. Tuż po maturze na pewno częstotliwość dodawania nowych postów wzrośnie, jeśli tylko będę miała namacalny dowód na to, że ktoś to czyta i się podoba :) Zatem przepraszam i mam nadzieję, że "do zobaczenia" niebawem :)

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 18

Tydzień czasu zajęło mi zbieranie się w sobie, aby w końcu przeprosić Marco. Przemyślałam sobie to wszystko i idąc za radą Magdy postanowiłam, że powinnam to zrobić. Nie chcę, aby miał mnie za rozwydrzoną nastolatkę, która obraża się za byle co, bo na dzień dzisiejszy tak to właśnie wygląda. Najpierw jednak musiałam posprzątać co nieco, gdyż trochę się ostatnio zaniedbałam w swoich obowiązkach. Sprzątając, zauważyłam pana Edmunda ubierającego kurtkę, więc spytałam:
- Wychodzi pan? Jest zimno.
- A wyjdę na spacer, nie chce ciągle siedzieć w domu. A pogoda wcale nie jest taka straszna. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Niech Pan tylko uważa na siebie, jak coś to jestem pod telefonem. W razie czego proszę dzwonić.
- Oczywiście, wrócę niedługo. - odpowiedział i wyszedł. Korzystając z okazji, idę i ja. Tylko nie na przyjemny spacerek, a stresujące mnie spotkanie. Z Marco. Ubrałam się ciepło, gdyż za oknem spadł już pierwszy śnieg i wyszłam czym prędzej zanim zdążyłabym zmienić zdanie. "Oby go nie było w domu, oby go nie było w domu..." - powtarzałam sobie w duchu, mając nadzieję, że uniknę spotkania. Nadzieja nie opuszczała mnie do samego końca, nawet kiedy stałam już przed jego drzwiami i naciskałam guzik od dzwonka. Te kilkanaście sekund oczekiwania były chyba najgorsze w moim życiu, jednak ku memu rosnącemu zadowoleniu, nikt drzwi nie otwierał. Odetchnęłam z ulgą... jednak nie na długo. Kiedy już chciałam wracać, usłyszałam otwierające się drzwi i przede mną stał już Reus. Wyglądał nieziemsko, jak zawsze zresztą...
- O..Iga. Hej, wejdź bo strasznie zimno. - powiedział.
- Cześć Marco, ja tylko na chwilę. Chciałabym ci coś powiedzieć. - odpowiedziałam. Piłkarz ruszył głową na znak, abym mówiła dalej. - Tak na prawdę to chciałabym cię przeprosić za moje zachowanie.Wiem, że głupio to wygląda, bo ciągle się tylko kłócimy i przepraszamy, mam nadzieję, że więcej tak nie będzie.
- Spoko, ja już w zasadzie zapomniałem o całej sprawie. No i faktycznie, początek znajomości mamy dosyć... bojowy.
- Dokładnie. A co do tego co mówiłam... nie powinnam tak na ciebie naskakiwać, masz prawo robić i mówić co chcesz, nic mi do tego. Po prostu nie lubię, gdy ktoś mnie okłamuje w tych...sprawach. - zaczęłam plątać się w tym co mówię, nie wiedziałam jak ująć w słowa fakt, że zabolało mnie, kiedy mówił, że mu na mnie zależy, a robił na odwrót. Nie chciałam być zbyt dosłowna, gdyż niestety prawdą jest, że nie lubię mówić o uczuciach..
- Nie kłamałem, jeśli mówimy teraz o tym samym. - odpowiedział, ale niczego nie mogłam wyczytać  z jego twarzy. Była jakby pozbawiona wszelkich emocji... Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, nastała niezręczna cisza, którą przerwał czyjś głos:
- Kochanie, kto przyszedł? - w tym samym momencie odwróciliśmy głowy w kierunku nadchodzącego dźwięku i zobaczyłam Caro, owiniętą samym ręcznikiem. Czyli jednak są razem...  miałam rację... Coś mnie zakuło na ten widok... zazdrość? Może, sama nie wiem.
- O Iga, tak? Byłaś z nami w clubie. - powiedziała radosnym głosem. Mnie już tak do śmiechu nie było...
- Tak, to ja. Cześć. Będę się już zbierać, narazie. - pożegnałam się i czym prędzej chciałam  stamtąd wyjść, nie patrzeć na niego ani na nią. Nie czekając na odpowiedż wyszłam, i nie wiem dlaczego ale kroki pokierowałam do Marcela. Musiałam się wygadać, a on z wyjątkiem Cathy był mi najbliższą osobą. Nie czekając aż mi otworzy weszłam i wypaliłam:
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że oni są razem?!
- Yyy..no cześć przede wszystkim. Również miło mi cię widzieć. - odpowiedział  ironicznie.
- Marcel... - posłałam mu wymowne spojrzenie.
-  No dobra. O kim mówisz?
- Jak to o kim? O Reusie i Caro, dlaczego mi nie powiedziałeś, że są razem?
- Myślałem, że już wiesz. - odparł spokojnie.
- Nie wiedziałam. I właśnie zrobiłam z siebie kretynkę.
- A co zrobiłaś i co ma do tego Marco?
- Przeprosiłam go za coś, co było prawdą. - zaczął mnie denerwować tym stoickim spokojem, mógł by wyrazić chociaż jakieś zainteresowanie a on nic.
- To chyba dobrze, że go przeprosiłaś. Mówił mi, że o coś tam się na niego obraziłaś.
- Dobra, nie będę ci tego tłumaczyć bo ty nic nie rozumiesz.
- Bo ja kobiet nigdy nie zrozumiem... - odparł teatralnie przewracając oczami, jak tylko on potrafi. Po chwili dodał już na poważnie - Ale co jest złego w tym, że Marco jest z Caro? Cały czas mi powtarzałaś, że nic do niego nie czujesz ani nic z tych rzeczy, więc myślałem, że nie będzie cię to obchodziło nawet. Czy może jednak się mylę?
- Eee... nie mylisz się. Jest i będzie tak jak mówiłam. - odpowiedziałam. "Oszukuję samą siebie, cholernie mnie to obchodzi.... " - pomyślałam. Chyba w końcu się do tego przyznałam przed samą sobą... zależy mi na Marco i pojęłam to dopiero wtedy, kiedy jest już za późno. Cóż, to nie pierwszy facet na tej ziemi i nie ostatni. Może kiedyś i do mnie zapuka szczęście...
- A jakie plany na święta? - wyrwał mnie z zamyśleń Marcel.
- Na pewno wracam do Polski a co dalej, nie mam pojęcia.
- A masz zamiar jeszcze wracać?
- Na pewno, ale raczej nie na długo.
- Będzie smutno jak wyjedziesz... kogo ja będę ratował przed spotkaniem z podłogą po alkoholu.. - zaśmiał się.
- Ejj... to był jeden jedyny raz, nie musisz mi tego ciągle wypominać. - udałam obrażoną, jednak nie na długo, bo podszedł i mnie przytulił.
- Dobra koniec tego dobrego, wracam bo mam jeszcze trochę pracy. - oswobodziłam się z objęcia i ruszyłam w stronę drzwi.
- O zapomniałbym. - krzyknął Marcel - przed świętami robimy taką małą wigilię dla znajomych, zanim się wszyscy rozjadą. Jeśli nie przyjdziesz po dobroci, zaciągnę cię siłą.
- Jaasne. - zaczęłam się śmiać. - Jeszcze jest czas, więc się zastanowię. Pa.
   W drodze do domu zobaczyłam wychodzącą Caro z domu Reusa. Oczywiście... widok ich całujących baaardzo poprawił mi humor. Pora pogodzić się z tym widokiem, który będzie mnie nękał przez najbliższy czas...


________________________________

Rzeczywistość trochę pokryła mi się z opowiadaniem.  Napisałam to zanim się okazało, że Marco Reus ponownie spotyka się z Caro :)

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 17

Niestety nie było mi dane tak szybko zapomnieć o Reusie. Był moją jedyną deską ratunku. Następnego dnia musiałam odebrać pana Edmunda z sanatorium. Osobiście, jako że jestem jego "opiekunką", muszą mieć pewność, że trafi prosto do domu i takie tam. Samochodu nie mam, Marcela nie było, autobusem przecież nie pojadę, na taksówkę miałabym czekać godzinę bo wolnych nie było no i niestety, chcąc nie chcąc, musiałam poprosić Marco aby mnie zawiózł, bo tylko on był wolny.
   Mijaliśmy kolejne ulice Dortmundu, aby znaleźć się w oddalonej o 20 km miejscowości, gdzie znajdował się ośrodek. Jakoś do rozmowy się nie kwapiłam mając na uwadze wczorajsze wydarzenia i moje postanowienie. O dziwo on też siedział cicho, jednak do czasu.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze. - odpowiedziałam oschle.
- Kacyk przeszedł? - zaśmiał się.
- Tak. - nie zmieniłam tonu, co chyba wyczuł, gdyż zapytał:
- Jesteś na mnie zła czy co?
- No co ty. Pewnie, że nie. - sarkazm przemawiał przeze mnie. Nie mogąc się powstrzymać dodałam - Za co miałabym być na ciebie zła? Za to, że mieszasz mi w głowie? Mówisz mi jedno a za chwile robisz drugie? Skąd w ogóle pomysł, że mogę być zła...
- O co ci chodzi? - spytał, chyba w ogóle niczego nie rozumiejąc  Ale to już nie mój problem.
- O nic. Błagam cię, nie kontaktujmy się, unikajmy się, nie wiem co jeszcze, po prostu daj mi spokój. O twoich wczorajszych słowach już zapomniałam, więc masz drogę wolną. Możesz spokojnie być z Caro.
- O to ci chodzi. Iga, ja... - nie dokończył, bo natychmiast mu przerwałam.
- Nic nie mów. Dzisiaj poprosiłam cię o pomoc z konieczności, ale więcej to się nie powtórzy, obiecuję. Nie chce już na ten temat rozmawiać. Dałam się wykorzystać, miałam być tylko pocieszeniem po niej? Zresztą, nie odpowiadaj, nie chce tego wiedzieć. Boże, mieliśmy nie rozmawiać już. Masz się do mnie nie odzywać! - krzyknęłam, jednak mój stanowczy ton nie zrobił na nim żadnego wrażenia a wręcz przeciwnie, widziałam uśmiech na jego twarzy. A niech cię szlag! Nawet teraz jego uśmiech sprawia, że miękną mi kolana...
   Po dojechaniu na miejsce, załatwieniu wszystkich administracyjnych spraw wracaliśmy do domu. Tym razem ani ja, ani Marco nie wypowiedzieliśmy nawet słowa. Mówił głównie pan Edmund, jak było itp. a ja tylko uśmiechałam się, udając, że słucham.
- Dzieci, ja tylko mówię i mówię a wy ciągle siedzicie cicho. To teraz wy opowiadajcie jak wam minął ten czas? Poradziłaś sobie Iga sama?
- Dałam sobie radę. A jak się pan czuje? - spytałam.
- O lepiej, stawy już tak nie bolą. No ale, starość nie radość. - pan Edmund tryskał humorem.
     Kilka minut później byliśmy już w domu. Marco pomógł mi zanieść bagaż pana Edmunda, jednak musiałam wrócić do jego samochodu po torebkę. Kiedy zamykałam drzwi Reus przytrzymał je i powiedział:
- Iga, posłuchaj mnie...
- Nie, to ty mnie posłuchaj - przerwałam mu po raz kolejny - możesz się śmiać ale ja nie żartowałam. Dziękuję ci bardzo za pomoc, ale na prawdę daj mi święty spokój. Aha, i oddaje pięniądze za paliwo, mam nadzieję, że 20 Euro wystarczy bo nie mam więcej. Cześć. - odwróciłam się i skierowałam w stronę domu, zostawiając go ze zdziwionym wyrazem twarzy. Trudno, może kiedyś zrozumie o co mi chodzi.
       Po dniu pełnym wrażeń, dość szybko położyłam się spać, podobnie pan Edmund. Kiedy już zasypiałam, rozdzwonił się mój telefon. "Niezłe wyczucie czasu, nie ma co" - pomyślałam.
- Słucham? - spytałam, nie spoglądając nawet na wyświetlacz telefonu.
- No cześć. Co tam u ciebie słychać? Zapomniałaś już, że masz jeszcze przyjaciół w Polsce?
- Ojej, cześć Magda. Oczywiście, że nie zapomniałam. U mnie w  porządku, ale co u was?
Przyjaciółka szczegółowo opowiedziała mi, jak żyje i co się okazało, jest z Kubą! Tak, tym samym, z którym się przyjaźnię i który to mnie jakiś czas temu wyznał miłość, która się okazała po prostu pomyłką. Cieszyłam się oczywiście, że kogoś w końcu ma i, że jest szczęśliwa. Ale może odezwała się we mnie nutka zazdrości, że to ja nadal jestem sama i nic nie wskazywało na to, aby mój status miał się zmienić... W końcu niestety temat zszedł na Reusa. Chcąc nie chcąc opowiedziałam jej dosłownie wszystko, o Caro również. Byłam pewna, że zaraz zacznie mi współczuć, pocieszac itp, jednak byłam w ogromnym błędzie...
- Wiesz co, ty to jednak faktycznie czasem przerażasz mnie swoją głupotą! - niemal krzyknęła i dodała - obraziłaś się na niego za swoje domysły?
- Jakie domysły. Widziałam Caro, to chyba świadczy o jednym... A po za tym myślałam, że jakos mnie pocieszysz... - byłam zdziwiona jej reakcją, to musze przyznać.
- Nie ma powodu, bo to akurat twoja wina. Skąd wiesz po co ona tam była, nawet nie dałaś mu dojść do słowa. Teraz na pewno pomyśli , że jesteś zakompleksioną gówniarą i stracisz jakąkolwiek szansę, żeby mieć takiego super faceta! Może się jedynie spotkali po latach? Nie możesz tego wiedzieć. Powinnaś go przeprosić.
- Skończyłaś już swój wykład? - powiedziałam, kiedy wreszcie zamilkła. - Nie mogę iść do niego i go przeprosić. W ciągu tych kilku tygodni tylko się kłócimy i przepraszamy i nic dobrego z tego nie wynika.
- No pod tym względem to pasujecie do siebie idealnie. Jedno bardziej uparte od drugiego. Jak ci tak na nim zależy to go przeproś i to jak najszybciej!
- Nie zależy mi na nim! - zaprzeczyłam jak najszybciej.
- Dobra, już ja cię już znam. Swoją drogą, kiedy wracasz?
- Na święta pewnie, kończy mi się wtedy umowa.
- To fajnie, czyli już niedługo. Dobra kończe, bo idziemy z Kubą na imprezę. Trzymaj się i odzywaj częściej. I może jeszcze zmądrzej trochę. - powiedziała i oboje zaczełyśmy się śmiać.
- Pa pa. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Magda faktycznie miała rację, nie wzięłam pod uwagę tego, co o mnie może pomyśleć teraz Reus. Nie znamy się jakoś super, więc w dalszym ciągu kształtujemy  zdanie o sobie. Po dzisiejszym napadzie na Marco, w jego oczach jestem pewnie skończona...

poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 16

Bardzo zdziwiło mnie zachowanie Marco, kiedy usłyszał o Caro, i jego szybkie wyjście. Zresztą nie tylko mnie, bo wnioskując po minie Marcela, on również był zaskoczony. Jednak nie byłam w stanie wtedy o  tym myśleć, kac-morderca nie miał serca. Dlatego postanowiłam wziąć szybki prysznic i położyć się spać choć jeszcze na chwilę, aby móc jakoś funkcjonować. 

*MARCO*

- Co to miało być? - spytał mnie Marcel, kiedy opuściliśmy dom pana Edmunda.
- O czym mówisz? - w zasadzie nie wiedziałem co miał na myśli, sytuację w jakiej mnie zastał z Igą czy o reakcję na Caro...
- Nie pytaj głupio. Wiadomo, że o twoje wyjście jakby się paliło.
- Caro jest w Dortmundzie? - wypaliłem, mówiąc na głos to o czym myślałem. Szkoda, że nie ugryzłem się w język, uniknąłbym pytań.
- Nie wiem, chyba jest skoro tu wczoraj była. A co cię tak to raptem interesuje? - spytał, nie domyślając się niczego. W zasadzie sam nie wiedziałem o co mi chodzi. Kiedy tylko o niej usłyszałem wróciły wspomnienia, chwile dobre i te złe niestety też. Ale to mamy za sobą, zdradziła mnie a ja jej to wybaczyłem, zaznaczając tylko, że już razem nie będziemy. Po naszym rozstaniu wyjechała do Berlina i z tego co było mi wiadomo miała tam zostać na stałe. I tak było dobrze, nie myślałem o niej. Ale teraz, kiedy wiem, że tu jest wszystko jakby wróciło. Czy to możliwe, żebym nadal coś do niej czuł?
- A tak tylko pytam, dawno jej nie widziałem. - odpowiedziałem wymijająco.
- Chcesz się z nią spotkać? - spytał Marcel a ja w duchu krzyczałem "TAK!"
- Może. - odparłem.
- Jak to w ogóle między wami jest? Macie jakiś kontakt, żyjecie w zgodzie czy nie? - dopytywał kumpel.
- Jakbym miał z nią kontakt to bym nie pytał czy jest w Dortmundzie.Wybaczyłem jej, jest między nami okej. Tak sądzę przynajmniej.
- Dobra już chyba wiem o co tu chodzi. Sorry Marco, ale za długo cię znam więc wiem kiedy kłamiesz. Dalej coś czujesz do Carolin, mam rację? - spytał.
- Ehh... sam nie wiem. Jak Iga o niej wspomniała to jakoś tak miałem ochotę jak najszybciej ją zobaczyć. Może jeszcze jest dla nas jakaś szansa.
- No dobra, ale co cię tak naszło na nią właśnie teraz? Nie raz ktoś wspominał o niej i jakos nie wybiegałeś jak poparzony.
- Wtedy nikt nie mówił, że ona tu jest więc miałem świadomość, że i tak jej nie zobaczę. Zresztą, nie ważne. Sam nie wiem co mam myśleć. - westchnąłem.
- Na twoim miejscu bym się tak nie napalał póki co. Nie wiesz czy Caro jest sama czy kogoś ma no i co najważniejsze czy zostaje w Dortmundzie czy też jest tu tylko chwilowo. - powiedział Marcel.
- Ale przynajmniej będzie w Niemczech...
- Wyczuwam insynuacje do Igi. Co planujesz wobec niej? Bo chyba mi nie powiesz, że była ci obojętna bo w to i tak nie uwierzę. - spytał, a ja dopiero teraz zobaczyłem beznadziejność mojej sytuacji.
- Nic się nie zaczęło, więc nie ma czego kończyć. - uciąłem temat nie chcąc brnąć dalej, gdyż sam nie byłem pewien niczego.
- Jak uważasz. Idę do domu, trzymaj się. - pożegnał się Marcel i oboje udaliśmy się do swoich domów.
Postanowiłem nie tracić czasu tylko od razu napisać do Caro.  Ciekawe czy zechce się ze mną w ogóle zobaczyć. Po kilku minutach otrzymałem odpowiedź: "Zaskoczyłeś mnie ta wiadomością. Dzisiaj mam wolny wieczór, więc możemy się spotkać. Gdzie? " Przyznam szczerze, że się ucieszyłem, dlatego odpisałem, aby przyjechała do mnie. Lepiej się nie pokazywać razem na mieście, po co komu plotki.

*IGA*

Obudziłam się na całe szczęście w lepszym stanie. Jednak straciłam cały dzień, gdyż była już godzina 17 a miałam spać chwilę. Muszę ogarnąć w domu, jutro wraca pan Edmund, przydałoby się też zrobić zakupy. Nie zastanawiając się dłużej ubrałam się i wyszłam do najbliższego supermarketu. Kątem oka zobaczyłam stojący samochód obok domu Marco i wysiadającą z niego kobietę. No tak, poznaje. Panna Caro Böhs, nawet nie byłam specjalnie zdziwiona jej widokiem. Po dzisiejszym zachowaniu Marco wiedziałam, że coś w tej sprawie się kroi. Nie sądziłam tylko, że tak szybko. Jeszcze kilka godzin temu Reus przekonywał mnie, że mu na mnie zależy a teraz proszę. Jednak nie można mu wierzyć... Ale mimo wszystko poczułem lekkie ukłucie... zazdrości? Iga, ogarnij się! Im szybciej o nim zapomnę tym lepiej, zero kontaktu. Od dzisiaj ! Ehh... który to już raz chce o nim zapominać?

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 15

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Leżałam na kanapie, przykryta jakimś kocem, w sukience, w której byłam wczoraj w klubie i co najdziwniejsze, w butach. Jednak bardziej dziwniejszy był dla mnie fakt, że właśnie stali nade mną Marco i Marcel. Aha, czyli to jednak wczoraj byli oni. Przetarłam oczy (wciąż pomalowane, bo na dłoniach został mi czarny ślad po tuszu do rzęs) i podniosłam głowę.
- Co wy tu robicie? - spytałam, kiedy wreszcie uświadomiłam sobie co tak na prawdę tu się dzieje.
- Jak to co? Nic nie pamiętasz? - spytał Marcel. Boże, czyżbym aż tak się schlała, że nic nie pamiętam?
- No nie bardzo. - odpowiedziałam.
- Wcale się nie dziwię. - zaśmiał się Marco, ale kiedy zobaczył moje wrogie spojrzenie skierowanie ku niemu, od razu uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Czy mógłby mi ktoś wreszcie łaskawie powiedzieć, co tu się do cholery dzieje? I dlaczego leże w ubraniu i  co najlepsze, w szpilkach? - straciłam cierpliwość i się wkurzyłam, ale chyba głownie na samą siebie, za te luki w pamięci.
- Dobra, spokojnie Iga. - odpowiedział Marcel i zaczął opowiadać o wczorajszym wieczorze. - Byliśmy wczoraj z Marco w klubie i kiedy mieliśmy wracać zobaczyliśmy cię przy barze więc podeszliśmy. Dziękuj Bogu, że to byliśmy akurat my, bo jak wstałaś to, delikatnie mówiąc, straciłaś równowagę. Na ladzie stało kilka pustych szklanek po drinkach, więc się nie zdziwiłem, dlaczego musiałem cię łapać. Wsadziliśmy cię jakoś do samochodu, przywieźliśmy tu i położyliśmy. Wybacz, że w butach, ale strasznie się wyrywałaś no i nie dało rady ich zdjąć. No i to cała historia.
- Dobra, to już rozumiem. Ale pozostaje jeszcze jedna kwestia. Co WY tu robicie, teraz?
- A właśnie, zapomniałem dodać. Bo jak już cię jakoś położyliśmy i zasnęłaś, to woleliśmy zostać tu i cię przypilnować. W zasadzie to głownie Marco cię pilnował, bo ja chyba zasnąłem. Musieliśmy tu przenocować bo wiesz, nigdy nie wiadomo co pijanemu strzeli do głowy. - odpowiedział Marcel, przy okazji wyśmiewając się ze mnie. 
- To nie jest śmieszne Marcel, ja serio nic nie pamiętam. Kurcze, tak mi wstyd... Ale głowa to mi chyba zaraz pęknie.
- Nie masz tu aspiryny bo już pozwoliłem sobie poszukać. Wiesz co, zaraz skoczę do siebie i przyniosę. Poczekaj tu z Marco. - odparł puszczając mi oczko. Wyszedł tak szybko, że nawet nie zdążyłam zaprotestować, bo nie chciałam być sam na sam z Reusem.
Nastała krepująca cisza, którą przerwał Marco. W sumie wiedziałam, że tak będzie.
- Iga, skoro mamy teraz chwilę to chciałbym cię jeszcze raz przeprosić. No wiesz, za tamto przed moim domem. - powiedział Marco tak przepełnionym skruchą głosem, że miałam ochotę rzucić mu się na szyję, nie zważając na boląca głowę i przeprosić za wyjazd i za wszystko. Na szczęście się powstrzymałam. - Nie wiem co wtedy na mnie napadło, miałem chyba zły dzień. Nie gniewaj się już na mnie..Wcale tak nie myślę, jak powiedziałem..
- Dobra. Myślę, że możemy już zakopać ten topór wojenny.  W zasadzie ja się na ciebie nie gniewałam, po prostu miałeś rację, że nie mamy o czym już rozmawiać. Nie chciałam ci komplikować życia przez tamten.. hmm.. incydent, który miał miejsce podczas wakacji.
- Ja bym tego incydentem nie nazwał. Dla mnie to miało duże znaczenie. Pamiętasz co ci powiedziałem na lotnisku, zanim mnie pożegnałaś? - spytał patrząc mi prosto w oczy.
Oczywiście, że pamiętałam. Takich słów się nie zapomina...
- Tak. - odpowiedziałam spuszczając głowę w dół.
- To wciąż aktualne. Nie zapomniałem o tobie przez ten czas kiedy cię tu nie było. Dalej mi na tobie zależy...
- Marco, przecież masz dziewczynę... - bardziej stwierdziłam niż spytałam, nadal nie podnosząc na blondyna wzroku.
- Simone? Nie jest moją dziewczyną i w zasadzie nawet nie była. Spotykaliśmy  bez żadnych zobowiązań, ale to już koniec.- odparł  i ujął moją twarz w dłoń, podnosząc do góry. Ponownie patrzyliśmy sobie prosto w oczy, nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry i pewnie skończyłoby się to tak samo jak na plaży, czyli pocałunkiem, gdyby do domu nie wpadł Marcel.
- Już jestem, wszystko mam. Oj.. chyba przyszedłem nie w porę. - zakomunikował z głupim uśmieszkiem na twarzy, widząc nas tak blisko siebie. Od razu odsunęłam się od Marco.
- W porę, w porę. Dawaj co masz bo nie wytrzymam. - odparłam, lekko zmieszana.
- Masz, wypij to. - podał mi szklankę i dodał. - Skąd w ogóle pomysł iść samej  do klubu i się napić. Przecież ktoś mógłby wykorzystać fakt, że jesteś zalana i nie daj boże coś ci zrobić.
- No na początku nie byłam sama. - czułam się poniekąd jakbym to mamie się tłumaczyła, gdzie byłam i co robiłam.
- A z kim? Bo jakoś nikogo obok ciebie nie widziałem.
- No i byś nie zobaczył. Na początku byłam z Cathy, Rhiannon, Lisą, Marią i Caro. Ale później one pojechały a ja zostałam. A dalej to już nie wiem jak było.
- Jaka Caro? - spytał Marco, wyraźnie ożywiony.
- Caro Böhs. Przedstawiła się jako twoja była dziewczyna. - odpowiedziałam, ale zauważyłam te iskierki w oczach Marco, kiedy usłyszał o kim mówię.
- Aha. Dobra Marcel, idziemy. Niech Iga się wyśpi, bo dalej niemrawo wygląda. To zobaczenia, pa. - odparł bardzo zniecierpliwiony i wyszedł nie czekając na moje pożegnanie ciągnąc za sobą Marcela.
- Ee to zobaczenia, odezwę się później. - powiedział Marcel, jednak jego mina wskazywała dosłownie to samo co moja, "o co chodzi Marco?"




środa, 5 marca 2014

Rozdział 14

Kolejne dni mijały głównie na unikaniu Marco. Nie było to rzeczą trudną, gdyż on ciągle był w rozjazdach, tu mecz, tam trening. Do tego Liga Mistrzów i wyjazdy za granicę. Wiem to wszystko od Marcela, gdyż jedynie z nim tu się kumpluje no i przecież mieszkamy obok .Zdaje mi relacje niemal ze wszystkiego, czasem odnoszę wrażenie, że robi to tylko po to, aby mnie wkurzyć, ale trudno. Jednak mimo to, starałam się nie wpadać na piłkarza. Dalej nikt nie wiedział o moim pobycie w Dortmundzie (oczywiście z wyjątkiem Marcela i Reusa), przynajmniej ja nikogo nie poinformowałam. Jakby nie patrzeć, jestem tu w pracy, a nie na wczasach jak dwa miesiące temu. Mimo obietnic o utrzymywaniu kontaktu, relacje nasze trochę podupadły, mam tu na myśli głównie Cathy, Lisę i Anię. Wydaje mi się, że byłyśmy sobie jedynie epizodami w życiu, bez szans na jakieś dłuższe przyjaźnie. Jeśli chodzi o pana Edmunda, kilka dniu temu wyjechał na tydzień do sanatorium, gdyż źle się czuł. Mnie kazał zostać w jego domu i pilnować "dorobku jego życia, bo tylko mi może tu zaufać", jak stwierdził. Więc zostałam i pilnuje tego dorobku jego życia.
Właśnie przygotowywałam sobie obiad, kiedy rozdzwonił się mój telefon. 'Obcy numer, ale kierunkowy z Niemiec, ciekawe kto to...' - pomyślałam.
- Słucham? - spytałam.
- Iga, jak mogłaś nie powiedzieć, że jesteś w Dortmundzie!?
- Cathy? - spytałam zaskoczona.
- We własnej osobie. A teraz mów, od kiedy tu jesteś i na jak długo? Przyjechałaś do Marco?- spytała.
Chyba o niczym nie wie. - zastanawiałam się. - Jestem już ponad tydzień. I nie, nie przyjechałam do Marco, pracuję tu. Opiekuję się starszym panem z Polski, sprzątam i takie tam. - odpowiedziałam.
- No ale przecież mówiłaś, że pójdziesz na studia. A na jak długo zostajesz?
- Długa historia. Póki co na 3 miesiące. Później się zobaczy. Ale Cathy, kto ci powiedział, że tu jestem?
- Marco coś wspominał Matsowi, więc stąd wiem. Bo ty raczej byś nigdy nie raczyła mnie poinformować! - powiedziała udając złość i dodała - Musimy koniecznie się spotkać. Masz dzisiaj czas?
- Mam czas jeszcze przez trzy dni, później wraca gospodarz domu.
- Świetnie, w takim razie idziemy dzisiaj do jakiegoś klubu! - oznajmiła mi Cathy radośnie.
- Czemu nie... a kto jeszcze się wybiera? - spytałam, nie chcąc bezpośrednio pytać czy będzie Marco, którego mógłby zabrać Mats, aby uniknąć zbędnych pytań.
- Rhiannon Woods, dziewczyna Mitchela Langeraka, może Ania Lewandowska jeśli jest w Niemczech i jeszcze kilka innych dziewczyn. Mats dostał powołanie do kadry więc jest na zgrupowaniu, także urlopu nie ma jak inni piłkarze. O 20 przyjadę po ciebie, tylko powiedz gdzie jesteś.
- Obecnie mieszkam obok Reusa, trafisz.
- W takiem razie do zobaczenia wieczorem! Pa. - powiedziała i się rozłączyła.
No to wieczór z głowy... Przynajmniej nie będzie tam Reusa, bo powołanie też na pewno dostał.

3 godziny później...

Byłam już gotowa do wyjścia i czekałam na Cathy. Ubrałam się dosyć lekko, jak na panującą już jesień, ale wieczory były jeszcze w miarę ciepłe, wiec mogłam sobie na to pozwolić. Po chwili Cathy była pod domem i już byłyśmy w drodze na imprezę.
Sala była niesamowita, dużo ludzi, wszędzie migoczące światła. My miałyśmy oddzielną lożę; szczerze powiedziawszy pierwszy raz byłam w takiej sytuacji, gdzie mogłam się pobawić w loży VIP. Przy naszym stoliku siedziało już kilka osób. Jak się okazało była tam Ria, o której wspominała Cathy, Lisa, Maria przyjaciółka dziewczyn, jednak wszystkie już się znałyśmy z imprezu u Marco. Zdziwił mnie fakt, że mnie pamiętają a Lisa w szczególności. Niemal rzuciła mi się na szyję gdy mnie zobaczyła.
- Nie wiedziałam, że jesteś ! Super znowu cię widzieć. - powiedziała Lisa i mnie ponownie uściskała.
Przy stoliku siedziała jeszcze jedna dziewczyna, której nie znałam, dosyć ładna blondynka, postanowiłam się przedstawić, lecz mnie uprzedziła.
- Hej, my się jeszcze nie znamy. Caro jestem. Caro Böhs. - przedstawiła się, ale widząc moją zdezorientowaną minę, szybko dodała (choć uważam, że całkiem niepotrzebnie). - Była dziewczyna Marco Reusa, jeśli pomoże ci to w identyfikacji.
- Chyba nie pomoże, bo nie rozpatruje ludzi w takich kategoriach. Jestem Iga Chlebicka, miło mi cię poznać. - odwzajemniłam uśmiech, jednak nie ukrywam, że był on sztuczny.
"Więc przyszło mi się bawić z byłą Reusa, super.. " - od razu pomyślałam. 
- O Polka, super. Mam przyjaciół z Polski, świetni ludzie. -powiedziała Caro.
" Jednak chyba cię polubię" - dodałam w myślach.
Wieczór mijał w bardzo miłej atmosferze, tańczyłyśmy, śmiałyśmy się. Czułam się w ich towarzystwie, jakbyśmy się znały od lat. Około godziny 2 nad ranem Cathy powiedziała, że musi już wracać, gdyż rano musi jechać do Berlina. Reszta dziewczyn również już wracała, jednak ja postanowiłam zostać. Choćby i sama, nie miałam zbytnio czasu dla siebie przez ostatnie miesiące więc należy mi się. Pożegnałyśmy się, i poszłam w kierunku baru. Kiedy tak siedziałam przed ladą, nie wiem dlaczego zaczęłam myśleć o Marco. Co on takiego mógł we mnie widzieć, skoro tutaj ma Caro, bardzo ładną i w jego wieku na dodatek. Zamówiłam jednego drinka, później kolejnego i kolejnego... Finał tego był taki, że pamiętam jak przez mgłę twarz Marco i Marcela ( a może to nie byli oni? ) niemal wynoszących mnie z klubu, jakieś słowa jednego z nich, które zrozumiałam dopiero rano...

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 13

Postanowiłam nie czekać dłużej tylko od razu pójść do Marco i z nim porozmawiać. Myślałam, że zemdleję na jego widok. I tak byłam dość zestresowana, jednak on stojący półnagi wcale mi stresu nie odejmował.
- Iga?! Co ty tutaj robisz?! - niemalże krzyknął.
- No cześć Marco. Chyba jestem ci winna rozmowę.. - powiedziałam niepewnie.
- Taa..teraz raptem chcesz rozmawiać. Szkoda, że wcześniej nie przyszło ci to na myśl.
- Kiedy miałam to zrobić? Widziałeś przecież , że spieszyłam się na samolot.
- A telefon, internet? Z Marcelem jakoś mogłaś się skontaktować a ze mną już nie?
- Marco, o co ci chodzi? - spytałam, gdyż kompletnie nie rozumiałam jego reakcji. Nie widziałam go jeszcze tak złego...
- O co mi chodzi?! O co tobie chodzi! Pojawiasz się po dwóch miesiącach jak gdyby nigdy nic i jeszcze chcesz ze mną rozmawiać! Nie bądź śmieszna. Pomyślałaś chociaż raz, jak ja się czułem kiedy zostawiłaś mnie tam na lotnisku? Ja ci powiedziałem szczerze, co czuję, że mi na tobie zależy a ty co? Rzuciłaś mi zwykłe 'żegnaj' i odwróciłaś się plecami. - dalej krzyczał, przez czułam się jak skrzyczana przez rodzica za stłuczony wazon.
- Wiem co zrobiłam i przepraszam cię za to. Dlatego tu przyszłam bo chciałam ci to wszystko wyjasnić...
- Nie musisz mnie przepraszać. My już nie mamy ze sobą o czym rozmawiać ani co wyjaśniać. Przykro mi. Swoją drogą pomyliła ci się chyba Anglia z Niemcami. Zresztą, nieważne.. - odpowiedział zimnym tonem i wszedł do domu zamykając za sobą drzwi. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie potraktował, było mi strasznie żal , że tak to wszystko wyszło... Nie liczyłam, że rzucę mu się w ramiona a on będzie na mnie czekał, ale  na pewno nie sądziłam, że tak mnie potraktuje. Łzy same płynęły mi po policzkach, ale mam na co zasłużyłam. To moja wina i tylko moja... Na jego miejscu pewnie zrobiłabym to samo... Szczerze to nawet nie jestem na niego zła, chociaż mógł zrobić to bardziej delikatnie... Nawet nie zauważyłam, że nadal stoję pod jego drzwiami, szybko otarłam łzy i wróciłam do swojego obecnego miejsca pobytu. Coraz mniej ta praca mi się tu podoba. Wizja częstego spotykania Marco jakoś nie wzbudzała we mnie radości, tym bardziej po dzisiejszej rozmowie.

*MARCO*

Sam nie wiem co we mnie wstąpiło, że tak na nią nakrzyczałem. Wiem, że miałem rację, ale wiem też, że ją zraniłem. Kiedy wszedłem do domu widziałem jak stała i płakała. Było mi jej cholernie szkoda, ale nie mogłem wyjść z powrotem do niej. Wszystko we mnie buzowało, musiałem to w końcu z siebie wyrzucić, szkoda, że akurat trafiło na Igę. Kiedy ją zobaczyłem wszystkie myśli o niej powróciły, tamten pocałunek, ale też cholerna złość za ten wyjazd, która w tamtym momencie była większa niż wszystkie inne uczucia. Postanowiłem jak najszybciej pójść do Marcela, wiem, że umówiliśmy się na 20 ale muszę mu o tym powiedzieć.
- A ty co, już się za mną stęskniłeś? Chyba o 20 mieliśmy iść. - powiedział, kiedy wparowałem do jego mieszkania bez pukania.
- Bardzo śmieszne. Gadałem przed chwilą z Igą.
- Dzwoniłeś do niej? Co u niej, jak praca?
- Nie, nie dzwoniłem i nie wiem jak praca.
- No to jak z nią gadałeś? To na pewno było ona? - pytał z coraz większym zdezorientowaniem.
- Tak, na pewno. Była u mnie! - już niemal krzyknąłem.
- Że co?! Co ty gadasz, ona jest przecież z Anglii.
- Nie jest w żadnej pieprzonej Anglii, jest tutaj. I to chyba jednak ona wchodziła z walizką do Edmunda. Chciała ze mną porozmawiać, a ja potraktowałem ją jak ostatnią... no wiesz. Wykrzyczałem jej co o tym myślę, zachowałem się jak ostatni kretyn.. Ale byłem wtedy tak wściekły, że sam nie wiedziałem co robię ani co mówię. - opowiedziałem jednym tchem ignorując jego wtrącenia typu " Co ty gadasz?" , "Serio?" . Usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłoniach.
- Oj Marco, Marco. Nawet jeśli byłeś zły, mogłeś inaczej to rozegrać, wysłuchać chociaż co ma ci do powiedzenia. Powinieneś ją przeprosić, nawet jeśli to ty miałeś rację.
- Wiem, że muszę ją przeprosić, ale wątpię żeby w ogóle chciała mnie  widzieć. Jak zamknąłem jej drzwi przed nosem to widziałem później jak stała i płakała.
- Dziwisz się jej? Bo ja nie. Ale próbuj, kup jakieś kwiaty czy coś.
- A nie możesz ty z nią pogadać? Mieliście dobry kontakt jak tu była, teraz przecież też dzwonicie czy coś. Może mógłbyś ją jakoś udobruchać? - spytałem z nadzieją w głosie.
- No i co jeszcze, sam sobie tego piwa nawarzyłeś więc sam go wypijesz. Jesteś moim przyjacielem, ale tę sprawę musisz rozwiązać sam. Bez urazy ale.. bardziej skończonego idioty od ciebie nie znam. - zaśmiał się i uderzył mnie przyjacielsko w ramię.
- Dobra, idę po jakieś kwiaty. Piwo wieczorne aktualne. Nara przyjacielu od siedmiu boleści. - pożegnałem się i tym razem on dostał ode mnie przyjacielskiego kopa.


*IGA*

Na szczęście pan Edmund nie zauważył mojej zmiany w humorze, więc nie musiałam niczego tłumaczyć. Postanowiłam trochę posprzątać. W ciągu dwóch godzin od tego "incydentu" zdążyłam już trochę ochłonąć, przestałam o tym myśleć. Kiedy kończyłam sprzątac kuchnię, starszy pan zawołał mnie, mówiąc że mam gościa. Ja gościa? Może Cathy dowiedziała się, że jestem i przyszła mnie odwiedzić? Byłoby super. Jednak to nie była Cathy. W drzwiach widziałam jedynie wielki bukiet czerwonych róż, po czym usłyszałam:
- Wiem, że to pewnie nie zrekompensuje mojego zachowania, ale chciałbym cię na prawdę bardzo przeprosić.
Zza kwiatów wyłonił się Marco z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.
- W sumie miałeś rację, my już nie mamy ze sobą o czym rozmawiać. - powiedziałam, widząc jego zdezorientowanie na twarzy.- Dzięki twojej dosadnej wypowiedzi zrozumiałam to. A kwiaty są bardzo piękne, możesz je dać swojej blond dziewczynie. Pa Marco. - odwróciłam się, zamykając drzwi. Kątem oka zauważyłam jego zaskoczoną, ale również pełną smutku twarz. Nie mogłam się złamać. Dręczyły go pewnie wyrzuty sumienia, dlatego tu przyszedł. Nie będę więcej komplikować naszego życia, im prędzej o siebie zapomnimy tym lepiej.
Pan Edmund stał przyglądając się tej sytuacji, po czym spytał kiedy wróciłam do swoich obowiąków:
- Iga, coś się stało? Pokłóciliście się? Jeśli oczywiście mogę spytać..
- Nie, nic się nie stało. - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Po prostu pora trzeba wrócić do rzeczywistości, nieważne jak brutalnej. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.

___________________________________________

 Nie będę nikogo prosić o komentarze, bo to i tak nie działa. Wyświetlenia rosną, może nie w ekspresowym tempie, ale zawsze. Mnie to wystarczy, więc nawet dla tych 5 osób będę tu pisać. Pozdrawiam wszystkich czytających :)

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 12

Jechaliśmy do tej osoby, której miałam pomagać i spędzić najbliższe trzy miesiące. Czułam ścisk w żołądku, gdyż pamiętałam okolicę w której obecnie byliśmy. Mieszkał tu Marco Reus i Marcel.
- Jak nazywa się właściwie ta osoba, u której będę? - spytałam mojej szefowej, gdyż chciałam mieć pewność co do moich myśli.
- Nazywa się Edmund Nowak, ma 57 lat. Jest Polakiem więc nie będziesz miała trudności z językiem. Zgłosił się do naszej agencji niedawno. - odpowiedziała a mnie zmiękły kolana. Moje przeczucia się ziściły. Czyli przez najbliższy czas będę sąsiadką osoby, o której chciałam w końcu zapomnieć. Po prostu super.

Pan Edmund czekał już przed domem. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się , ale miałam wrażenie, że mnie nie poznał. I tak też było. Powiedziałam mu, że już się znamy i skąd, na co on uściskał mnie życzliwie i zaprosił do środka.
- Co tam u ciebie słychać? Zrobić ci herbaty? - spytał.
- Po proszę. Powiedzmy, że wszystko w porządku. Nie dostałam się na studia więc zdecydowałam się znaleźć sobie pracę. No i znalazłam się tutaj. A jeśli mogę spytać, dlaczego zdecydował się pan na pomoc? Mówił pan, że ma tutaj syna, wnuków.
- Widzisz, mój syn z rodziną wyjechał za granicę na stałe. Nie chciałem obarczać go swoimi problemami, chciałem żeby się rozwijał i robił to co chciał, nie musząc patrzeć na mnie. Innej rodziny nie mam, więc nawet nie mogłem wrócić do Polski, bo do czego? Ale cieszę się, że akurat trafiłem na ciebie. Przygotowałem ci pokój. - uśmiechał się.
- To w takim razie co należy do moich obowiązków? - odwzajemniłam uśmiech.
- Wiesz, za wiele nie wymagam. Jestem już stary, trochę choruję i mam problemy z poruszaniem się. Chciałabym abyś zrobiła zakupy, posprzątała. Wiesz, takie bieżące sprawy których ja już zrobić nie mogę.
- To w takim razie, już się cieszę na współpracę.- odpowiedziałam i poszłam rozpakować się do mojego nowego pokoju.

*MARCO*

Właśnie wracałem z treningu, kiedy do mojego sąsiada wchodziła jakaś młoda dziewczyna z walizką. Nie powiem, zaciekawiło mnie to, gdyż wiem, że nie ma żadnej córki ani tak dużej wnuczki. Była łudząco podobna do Igi... ale to chyba niemożliwe, aby to była ona. Zresztą, nie ważne. U mnie w domu oczywiście siedział Marcel, który czuł się tam już jak u siebie. Postanowiłem zapytać go o widzianą przeze mnie sytuację:
- Ty, u Edmunda będzie mieszkał ktoś nowy czy co?
- Co? Nie wiem, a czemu pytasz?
- Widziałem przed chwilą jakąś dziewczynę, wyglądało jakby się tam wprowadzała czy coś, bo szła  z walizką. 
- Nie wiem, nie widziałem.  Znajoma jakaś?
- Nie śmiej się, ale wyglądała dosłownie jak Iga.
- Niemożliwe, ona wyjechała do Anglii do pracy.
- A ty skąd o tym wiesz? - spytałem zaciekawiony.
- Dzwoniłem do niej kilka dni temu i mi powiedziała. Pytała też o ciebie.
- Spoko. Idziemy wieczorem na piwo? - zignorowałem jego informację, gdyż już nie chciałem ciągnąć jej tematu. Było minęło. Życie toczy się dalej. Iga to już zamknięty rozdział w moim życiu, mimo, że trwał tylko chwilę. Czasem o niej jeszcze myślę, chyba dalej mi na niej zależy ale co z tego, nawet jej tu nie ma i prawdopodobnie już nie będzie. Czuję też poniekąd złość na nią, że pozwoliła się zbliżyć a później zostawiła niemalże bez słowa..
- Możemy iść, ale nie wychodzisz nigdzie ze swoją blond pięknością Simone? - zadrwił. Wiem, że jej nie lubi ale nie musi tego okazywać na każdym kroku.
- Nie, pojechała do rodziców. O 20 możesz po mnie wpaść.
- Spoko. - odpowiedział i wyszedł a ja postanowiłem wziąć prysznic. Po jakiś 30 minutach ktoś dzwonił do drzwi, więc okryłem się samym ręcznikiem i poszedłem otworzyć. Dobrze, że nie trzymałem niczego w dłoniach, bo bym upuścił na widok gościa..
- Iga?! Co ty tutaj robisz?!

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 11

2 miesiące później...



W ciągu tych dwóch miesięcy sporo się wydarzyło w moim życiu. Niestety więcej złego niż dobrego. Ale od początku... Po powrocie miałam rozmawiać z Kubą o jego 'uczuciach' do mnie i muszę przyznać, że poszło łatwiej niż sądziłam. Powiedziałam mu, że niestety nic do niego nie czuję i że chcę się z nim jedynie przyjaźnić, tak jak to było do tej pory. Ku mojemu zaskoczeniu mój przyjaciel przyjął to ze spokojem i oznajmił mi, że wygłupił się z tym wyznaniem i że tak na prawdę kocha mnie jedynie jak siostrę. Do dzisiaj się przyjaźnimy i nie ma między nami niezręczności przez tę sytuację. W międzyczasie też dowiedziałam się, że nie dostałam się na studia i praca, o której wspominała mi Magda jeszcze w kiedy byłam w Niemczech również nie wypaliła. Jednym słowem zostałam bez studiów i pracy. Jasne, można sobie zadawać pytanie dlaczego nie składałam papierów w drugiej turze, otóż na uczelni wybranej przeze mnie nie ma drugiej tury, chyba, że na zaoczne co całkowicie odpadało. Inna szkoła nie wchodziła w grę gdyż było już za późno. No i najważniejsze...Marco. Miałam nadzieję, że przez ten czas przestanę o nim myśleć, niestety, nic z tego. Oglądałam jego zdjęcia w internecie, oglądałam wywiady, mecze gdyż Bundesliga już ruszyła, sama się katowałam jego widokiem i nie mogłam przestać...Jeśli chodzi o kontakty z Dortmundu to jednak się nie urwały, pisałam czasami z Cathy lub Lisą. Tak pokrótce wyglądały te dwa miesiące.

Siedziałam przed komputerem poszukując jakiś ofert pracy, gdyż postanowiłam odpuścić sobie ten rok i zacząć studia w przyszłym. Moim oczom ukazało się ogłoszenie o wyjeździe za granicę w celu opiekowania się starszymi ludźmi. "Czemu nie? " pomyślałam i zadzwoniłam. Dowiedziałam się, że wykształcenie nie jest najważniejsze i matura absolutnie wystarczy a jako, że mam 19 lat nie przydzielą mi obłożnie chorego tylko człowieka, któremu trzeba pomóc w zakupach, sprzątaniu itp. Uzgodniłam wszystko z mamą, zgodziła się i postanowiłam zadzwonić ponownie, w celu uzyskania bardziej szczegółowych informacji.
-Dzień dobry, nazywam się Iga Chlebicka i miałam zadzwonić w sprawie pomocy starszym ludziom. - powiedziałam, nie ukrywając stresu.
- Tak tak, pamiętam. Są dwa miejsca które mogę ci zaproponować, Niemcy lub Anglię.
- Zdecydowanie Anglia. - odpowiedziałam mając na uwadze to, że Niemcy wzbudzały we mnie negatywne emocje z wiadomego powodu...
- Dobrze, zatem wyjazd jest za dwa dni, dokładny adres wyślemy ci mailem. Spotkamy się na lotnisku i wtedy jeszcze powiem ci co i jak. Więc do zobaczenia. - pożegnała się 'moja szefowa' i odłożyła słuchawkę.
Zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno dobrze robię, ale co ja miałam do stracenia? Nic. W Polsce bym przesiedziała ten rok albo w domu albo w marnie płatnej pracy. Zaczęłam powoli przygotowywać do wyjazdu, kiedy zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to ta kobieta o czymś zapomniała, ale to był...Marcel?!
- Halo? - spytałam niepewnie.
- Halo? No cześć Iga, co tam u ciebie słychać?
- Cześć Marcel. Zaskoczyłes mnie tym telefonem, dawno się nie odzywałeś.
- No wiem, ale wiesz, międzynarodowe rozmowy jednak kosztują. - odpowiedział i zaczęliśmy się śmiać.
- Uważaj, bo teraz tez zbankrutujesz. A co do twojego pytania, u mnie hmm... może być. Wyjeżdżam do Angllii za dwa dni do pracy.
- Ale jak to? Miałaś studiować?
- No tak, ale nie przyjęli mnie. Nie chce o tym rozmawiać. A co tam u .. Marco? - spytałam niepewnie.
- Marco..hmm.. ciężka sprawa. Na początku jak wyjechałaś był nie do życia, czepiał się wszystkich o wszystko. Ale teraz.. już się pogodził z twoim wyjazdem i można powiedzieć, że zaczął żyć.
- Ma kogoś? - spytałam cholernie bojąc się odpowiedzi.
- Oficjalnie chyba nie, ale widziałem go nieraz z jakąś blondynką. Przykro mi, serio, ale ty chyba też powinnaś już o nim zapomnieć. Myślałem, że uda wam się ale cóż, chyba się myliłem.
- Wiem wiem, dobra, muszę kończyć. Odzywaj się częściej, pa. - nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się. Marco kogoś ma... zrobiło mi się żal, nawet nie spostrzegłam kiedy po moim policzku popłynęła łza...

Do wyjazdu zostało kilka godzin, spakowana czekałam na taksówkę, kiedy dostałam telefon od szefowej.
- Dzień dobry, mam dla ciebie nie miłą wiadomość. - oznajmiła mi.
- Co się stało?
- Widzisz, ta rodzina w Anglii rozmyśliła się z pomocy i jednak nie polecisz tam. Przepraszam, że tak w ostatniej chwili ale sami dopiero dostaliśmy wiadomość.
- Aha... to znaczy, że zostałam bez pracy...
- Niekoniecznie. Wysyłamy cię do Niemiec, do Dortmundu, tylko najpierw czy się zgadzasz? - kiedy to usłyszałam, usiadłam. Serio, Dortmund? Jasne, że nie chce tam jechać, tym bardziej teraz kiedy wiem, że Marco ma kogoś. On i to miejsce to teraz ostatnia rzecz na jaką mam ochotę. Ale co zrobić, może będę w drugim końcu miasta? Oby...
- No tak, zgadzam się, potrzebuję tej pracy..
- No to super, w takim razie nic się nie zmienia z wyjątkiem miejsca. Za 2 godziny widzimy się na lotnisku, do zobaczenia.
- Do widzenia. - pożegnałam się i wsiadłam do taksówki, która już czekała.

Przez cały lot nie odezwałam się słowem do mojej szefowej, która poleciała ze mną w celach bardziej organizacyjnych. Ciągle myślałam o jednym, że los znowu stawa mi Dortmund na drodze. Może to znak? Może powinnam zakończyć pewne sprawy z tamtego miejsca, aby móc żyć w spokoju. Ta niedokończona rozmowa na lotnisku, suche pożegnanie, ciągle siedziały mi w głowie. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Muszę się spotkać z Marco. Muszę, po prostu muszę z nim w końcu szczerze porozmawiać...
Wylądowaliśmy. Rozejrzałam się po lotnisku, jeszcze dwa miesiące temu żegnałam się tu ze wszystkimi, a teraz.. kto wie, może będzie to dla mnie nowy start...